7. Ach, ta zazdrość

91 14 0
                                    

Lily leżała na swoim łóżku, wpatrując się w sufit. Miała cały pokój dla siebie — Marnie w soboty chodziła do pracy na pierwszą zmianę — i próbowała się z tego cieszyć, ale w jej głowie cały czas kotłowały się myśli związane z Carly, Brandonem i oczywiście Owenem. Dobrze postąpiła, doskonale to wiedziała, ale gdzieś z mrocznego zakamarka jej świadomości dochodził mrożący krew w żyłach szept mówiący, że najważniejsze jest zdobycie uwagi przystojnego nastolatka. Carlotta wiele razy narzekała na jej zachowanie, według niej Lily nie potrafiła się skupić na niczym innym i nie dało się z nią normalnie porozmawiać, ale ona nigdy nie brała tego na poważnie. Myślała, że to tylko takie jej gadanie, czasem lubiły sobie dogryzać i zbytnio się nie przejmowały, gdy jedna z nich wytykała coś drugiej. Nie zdawała sobie sprawy z tego, że jej przyjaciółka tym razem nie żartowała.

Liliana przez tak długi czas żyła w nieświadomości. Dopiero teraz sobie uzmysłowiła, że już od dawna siedziała w pozłacanej klatce i czekała na przybycie wybawiciela, co prawda drzwiczki pozostały otwarte, ale z każdym kolejnym dniem wyjście stawało się coraz węższe. Nie stała w progu z wahaniem wymalowanym na twarzy, ona nieświadomie wkroczyła do wnętrza swojej osobistej celi przesiąkniętej mrokiem.

Ciężko jej było ot tak powrócić do względnie normalnego życia, ale miała zamiar postarać się ze wszystkich sił i dopiąć swego. Pragnęła znowu rozmawiać z siostrami na różne błahe tematy i pomagać mamie w gotowaniu. Tylko swojej rodziny była pewna. Uczucie do Owena mogło okazać się ulotne, a jej wzrok mógł nagle przestać przeczesywać tłumy nastolatków w poszukiwaniu jego nieziemsko pięknej twarzy.

Lily głęboko odetchnęła i zamknęła na krótką chwilę oczy. Fala ciepła niespodziewanie zalała jej odrętwiałe od długiego leżenie w jednej pozycji ciało i ogrzała zmarznięte kończyny. Poczuła silne mrowienie w czubkach palców lewej ręki, tak jakby podpowiadały jej, że to dobra decyzja. Uniosła powieki i sięgnęła po telefon znajdujący się na szafce nocnej i pospiesznie zadzwoniła do Carly, nim zdążyła się rozmyślić. Wyraźnie słyszała krótkie sygnały wydobywające się z malutkiego głośnika, które jedynie uzmysławiały jej, że niedługo zrobi kolejny mały kroczek w stronę wyjścia z tej jakże pięknej klatki, którą stworzyła.

— Halo? — Zniekształcony głos Carlotty przesiąknięty zaskoczeniem tylko utwierdził ją w tym przekonaniu.

— Co ty na to, abyśmy dzisiaj podbiły miasto bez jakiejkolwiek wzmianki o nim? — wyrzuciła z siebie pospiesznie. Zacisnęła wargi w oczekiwaniu na odpowiedź przyjaciółki. Cisza, która między nimi nastała, boleśnie wpijała swoje długie szpony w obolałe serce Liliany. Jak bardzo musiała być zaślepiona, skoro jedna z drogich jej osób była zaskoczona taką propozycją?

— Będę za godzinę — oznajmiła w końcu brunetka.

Lily zakończyła połączenie i nabrała powietrza do płuc. Potrzebowała tego. Musiała się otworzyć na świat, a to wiązało się z poprawieniem swoich relacji z Carly. Zaniedbała ich piękną przyjaźń. Wychodziły gdzieś razem jedynie w sporadycznych przypadkach, a gdy wreszcie się spotykały poza szkołą, Lily nie mogła wyrzucić Owena z głowy. Ciągle zaprzątał jej myśli, nie pozwalając całkowicie się skupić na Carly. Każdy mijany chłopak przypominał Lilianie w jakimś stopniu Owena, podobny uśmiech, kolor oczu, sposób poruszania się, wystarczały takie drobne rzeczy do odwrócenia uwagi nastolatki.

Podeszła do szafy i wyciągnęła z niej sprane jeansy po Marnie oraz jasnoróżową bluzę z kapturem. Nie zamierzała się stroić, pragnęła udowodnić sobie jak i Carly, że ten wypad należy tylko do nich i wcale nie liczyła na "przypadkowe" spotkanie z Owenem. Włosy zaplotła w ciasnego warkocza i zwalczyła chęć pobiegnięcia do łazienki i przejrzenia się w lustrze. Carlotta kochała ją nie za wygląd, więc nie musiała sprawdzać stanu swojej fryzury i skóry. Liczyło się tylko to, że spędzą ze sobą trochę czasu. Ten dzień należał wyłącznie do Lorel, Carly, Marnie i Marcie. Owena nie miał prawa wkraść się do jej myśli i ponownie siać zamęt i spustoszenie.

He's perfectOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz