Owen dojechał na miejsce w kilka minut. Przez całą drogę nie odważył się rozpocząć rozmowy w obawie przed złym doborem słów. Musiał to wszystko dokładnie przemyśleć nim zdecyduje się na poruszenie tego tematu. Nie chciał, aby jego intencje zostały źle odebrane, a niestety często zdarzało się, że ludzie nie rozumieli sposobu jego postępowania i pochopnie oceniali go ze względu na jego opinię.
Nastolatek głęboko odetchnął i na krótką chwilę zamknął oczy. Próbował wyrzucić ze swojej głowy wszystkie nieprzyjemne myśli i nieco się uspokoić. Nie mógł nic zrobić pod wpływem emocji, zbyt wiele razy żałował podjętych w złości decyzji, aby kolejny raz popełnić ten sam błąd. Musiał poczekać. Nie było innego wyjścia.
Uniósł powieki i skierował spojrzenie na śpiącą tuż obok dziewczynę. Nawet przez sen wyglądała jakby coś zaprzątało jej małą kudłatą główkę.
— Nie będę cię dzisiaj męczyć — westchnął i pośpiesznie wysiadł z auta. Otworzył drzwi od strony pasażera i uważniej przyjrzał się twarzy Lily, aby utwierdzić się w przekonaniu, że nie jest to odpowiedni czas na tak poważną rozmowę.
— Już jesteśmy — powiedział w końcu. Liczył na to, że od razu się obudzi i nie będzie musiał się powtarzać, ale no cóż, nadzieja matką głupich. Przewrócił oczami i delikatnie postukał palcem wskazującym w czubek głowy czarnowłosej. Na szczęście tym razem dane mu było spojrzeć prosto w te wielkie zaspane oczy.
— Hm? — mruknęła ospale, wpatrując się w Owena z wyczekiwaniem.
— Jesteśmy — powtórzył, a na jego usta mimowolnie wpełzł ten słynny w całej szkole złośliwy uśmieszek.
— Dziękuję — wychrypiała, po czym odwróciła wzrok i zaczęła wysiadać z pojazdu. Owen przyglądał się w skupieniu jej poczynaniom. Odczuwał niewyobrażalnie wielką potrzebę zaproponowania pomocy, ale również był niemal w stu procentach pewien, że odrzuciłaby ją prędzej niż on jakąkolwiek dziewczynę.
Kiedy w końcu zamknęła za sobą drzwi i stanęli twarzą w twarz, nastolatek odczuł jeszcze wyraźniej bijącą od dziewczyny niechęć, przez co nieco się speszył. Nie był to ten rodzaj niechęci zrodzony z nienawiści, ten akurat wydawał się być potomkiem smutku. Na pierwszy rzut oka dało się zauważyć łzy przesiąknięte żalem iskrzące się w tych wielkich brązowych oczach. Nie wiedział, jak powinien w tej sytuacji zareagować, przecież nic złego nie zrobił, a czuł się jakby co najmniej kogoś zdradził.
Stali naprzeciwko siebie pogrążeni we własnych myślach i czekali na jakiś sygnał od drugiej strony. Lily najchętniej jak najszybciej uciekłaby stamtąd i zamknęła się w swoim pokoju, ale nie chciała być dla niego niemiła zwłaszcza w obecnej sytuacji. Pomógł jej, mimo że nikt go o to nie prosił. Chociażby dlatego musiała schować dumę do kieszeni i cierpliwie czekać na rozwój wydarzeń.
— Odprowadzę cię — rzucił, przekrzywiając głowę i wystawiając dłoń w stronę Lily. Ta jednak od razu pokręciła głową, starając się, żeby nie wyglądało to, jakby ta propozycja przeraziła ją do szpiku kości. Nie chciała, aby znalazł się w jej mieszkaniu albo chociaż pod jego drzwiami, to było jedyne miejsce, w którym ostatnimi czasy czuła się bezpiecznie i nie nękały ją aż tak intensywne wspomnienia jej pierwszej miłości, a była pewna, że gdyby tylko postawił choćby stopę na jej wycieraczce, wszystko runęłoby szybciej niż domek z kart. Nie mogła na to pozwolić. Potrzebowała swojego miejsca w tym świecie, do którego nikt nie wkradnie się, niszcząc wszystko, co tylko napotka na swojej drodze.
— Nie, dam sobie radę — zapewniła. — Chciałabym tylko wiedzieć, jak mam ci się odwdzięczyć — wyjaśniła pospiesznie.
— Prowadź — rzucił z kamiennym wyrazem twarzy, dezorientując tym samym swoją towarzyszkę. Ignorował jej słowa czy po prostu ich nie usłyszał?
CZYTASZ
He's perfect
Teen FictionOwen; imię. Całkiem zwyczajne. Proste w wymowie i pisowni. Nie każdemu przypadłoby do gustu. Dla jednych brzmi zbyt prostolinijnie, inni natomiast je uwielbiają. Jednak... to tylko część nazwiska. Nic nam nie mówi o osobie, która je nosi. Może to im...