Dzisiaj jest dzień moich osiemnastych urodzin. Oczywiście nikt ich nie świętował, nawet sam ja. Kiedy jeszcze nie doszło do śmierci Mabel świętowaliśmy ten dzień razem, radośnie i szczęśliwie.
Walizki spakowane, bilet kupiony, teraz tylko czekać na ranek.
- Uciekaj, uciekaj, uciekaj, ucie...-cisza
Widzę pustą czarną przestrzeń i słyszę tylko "uciekaj". Nie jestem wstanie rozpoznać głosu ani twarzy. Lecz nagle wszystko zaczyna się rozjaśnić a przed sobą widzę czarny las. Zaczynam uciekać przed sam nie wiem czym ale jestem pewien, że jak się zatrzymam to coś mnie dopadnie. Biegnę i biegnę aż nagle wpadam w otchłań i znów widzę tylko czarną przestrzeń.Znów ten sam sen, znów tak samo się budzę z krzykiem na podłodze. Za każdym razem jest tak samo, zaczęło się od wyjazdu z Gravity Falls. Nikomu o tym nie mówiłem nawet Mabel, mojej najbliższej osobie.
Spojrzałem na godzinę była 04:39 autobus mam o 06: 30 więc na spokojnie zdążę się ogarnąć. Wstałem z łóżka i jak zombie poczłapałem do łazienki. Ściągnąłem ubrania i wskoczyłem pod prysznic. Zimna woda spływała po moim ciele, aż dziwne, że taka zwykła czynność jak kąpiel jest tak uspokajająca i relaksująca.
Wyszedłem z pod prysznica. Jednym ręcznikiem owinąłem się, a drugim wytarłem włosy. Udałem się do pokoju po czym przebrałem w suche rzeczy.
Zszedłem do kuchni, gdzie miałem zjeść a wcześniej przygotować sobie śniadanie. Cisza. Nic więcej. Można było tylko usłyszeć mój cichy śpiew.
- Wracam do domu
Dom to tam gdzie jesteś ty
To takie proste,
Tylko tam chce teraz być.
Zostanę dzisiaj tu... -nuciłem cichutko. Tą piosenkę zapamiętałem kiedy razem z Mabel spędzaliśmy razem czas. Puszczała piosenki na okrągło ale ta utkwiła mi w pamięci.Po moim policzku spłynęła samotna, słona łza. To takie dziwne uczucie, jednego dnia spędzasz z kimś czas i nie myślisz nawet o tym, że pewnego dnia może ci jej zabrakną. A następnego nie możesz się pogodzić z tą myślą.
Skończyłem przygotowywać sobie śniadanie po czym zjadłem je. Zniosłem walizki na dół i już miałem wychodzić kiedy nagle...
- Nawet się z nami nie pożegnasz? -odwróciłem się i ujrzałem stojącą na końcu korytarza moją rodzicielkę.
- Żegnajcie -odpowiedziałem krótko i zatrzasnąłem za sobą drzwi.
Dojechałem na przystanek o 06:07 czyli za niedługo powinien przyjechać autobus do Gravity Falls. Rozejrzałem się dokoła. Na przystanku były tylko dwie osoby, a konkretnie jakaś starsza pani i zakapturzona postać. Na moje oko była to dziewczyna, miała przy sobie fioletową walizkę.
Nareszcie nadjechał autobus. Wsiadłem, zająłem miejsce i czekałem na odjazd. Założyłem słuchawki i włączyłem pierwszą lepszą piosenkę.
Po krótkim czasie dosiadła się do mnie zakapturzona postać. Tak jak ja miała słuchawki na uszach.
Minęła już trzecia godzina. Mój telefon już dawno się rozładował, a ja nudziłem się jal cholera. Postanowiłem zagadać do towarzyszki.
- Hej - cisza. Najwidoczniej mnie nie usłyszała.
- Cześć - powiedziałem już trochę głośniej i pomachałem jej przed twarzą.
Odwróciła głowę w moją stronę i zdjęła słuchawki z uszu.
- Czego chcesz? - zapytała a raczej warknęła. W jej oczach można było wyczuć chęć mordu.
- Chciałem zapytać czego słuchasz - mówiłem lekko przerażony.
- Teraz... - urwała na chwilę i powróciła wzrokiem na obraz za oknem-...niczego. Jakieś dziesięć minut temu rozładował mi się bateria.
- To tak jak mi - uśmiechnąłem się nieszczerym uśmiechem. Między nami zapadła niezręczna cisza. Postanowiłem ją przerwać bo przecież nikt nie lubi takich sytuacji.
- Jak się nazywasz? - zapytałem licząc na odpowiedź.
- Pacyfika. Pacyfika Północna.-odpowiedziała.
Mogę się założyć, że wyglądam teraz prze komicznie. Nie mogłem dowierzyć.
- Miło mi cię poznacz Pacyfiko. Mam nadzieję, że mnie pamiętasz.- uśmiechnąłem się teraz już szczerze.
- Jakoś cię nie kojarzę - odwróciła się w moją stronę z krzywym spojrzeniem.
- Jestem Dipper Pines.
Dziewczyna nagle wyszczerzyła oczy. Skoczyła na mnie i mocno przytuliła. Nie pomijajmy też tego, że zaczęła piszczeć.
- Możesz... ze... mn - nie mogłem oddychać przez "duszącą" mnie dziewczynę.
- Och! Sorka - puściła mnie i usiadła na miejsce.
Rozmawialiśmy o różnych rzeczach. Fajnie przez te parę chwil powspominać, pośmiać się choć trochę lub porozmawiać szczerze.
- Przystanek Gravity Falls! - oznajmił kierowca.
-Bendę się żegnał - wymieniliśmy się jeszcze numerami i pożegnaniem.
Pomimo czasu jaki minął pamiętałem jak dotrzeć to Tajemniczej Chaty. I tak o to właśnie stoją przed nią.
●●●
Nie było mnie chyba 2 miechy. Za co bardzo przepraszam. Ale popadłam w tak zwaną chorobę:brak weny. Są też inne, których nie chce mi się wymieniać.
CZYTASZ
Na granicy BILLDIP
FanfikceNawet nie zaczynaj czytać. Na watt jest pełno ciekwszych rzeczy... Zdjęcie, które użyłam w okładce nie jest moje.