twelve

357 30 2
                                    

Ashton wymieszał sałatkę, posyłając Michaela do sklepu, po jakąś przyprawę, której tak naprawdę nie potrzebował. Zerknął na Caluma siedzącego na blacie. Miał mu pomagać w robieniu kolacji, ale jedyne co robił, to siedział i się patrzył. Ash jednak nie miał mu tego za złe. - Jak do tego doszło? - zapytał młodszy. - Miałeś wcześniej takie ataki? 

Irwin zdecydował, że musi to w końcu powiedzieć. Wziął głęboki wdech.

Uśmiech natychmiast zszedł z warg Hooda, gdy usłyszał wypowiedź bliskiego kolegi.Wielokrotnie otwierał i zamykał buzię, ale nie potrafił nic z siebie wydusić. - J-ja... - na tym skończyła się ich rozmowa. Do kuchni weszła Arzaylea.

- I jak sałatka? - spytała, zerkając to na Caluma, który przygryzał wargi i odwracał wzrok, to na Ashtona, który nie odzywał się.

- Oh, już gotowa? - uśmiechnął się Luke, także wchodząc do kuchni. Wziął od Asha miskę i postawił na stole. Arz wyjęła sztućce. Hood w tym czasie zeskoczył z blatu i zasłaniając buzię, by stłumić szloch, wybiegł. Hemmings i Rodriguez spojrzeli za nim, potem popatrzyli na opierającego się o deskę Ashtona. Postanowili nic nie mówić. Zasiedli do stołu.

Arzaylea, po kilku kęsach mieszanki warzyw, zmarszczyła brwi. - Co z Michaelem?

Ash po chwili zastanowienia chwycił w dłoń telefon. Przygryzł wargę, pisząc szybko 'gdzie jesteś?'

'wrócę później, nie martw się'

*

- Da się to inaczej załatwić? Dogadamy się - szepnął.

- Mikey, wspominałem ci to już od dłuższego czasu, a spłata długu miała być właśnie taka. - Antonio wzruszył ramionami.

- Ale nie przemyślałem tego.

- Mike - chłopak podszedł bliżej, łapiąc szorstko za podbródek młodszego. Nie odezwał się, schylając. Musnął lekko szyję czerwonego. Zszedł niżej, zaznaczając jego obojczyk. Michael zamknął oczy. - To przez niego? Tego blondasa? O co chodzi?

- Po prostu nie chcę Anto - szepnął.

- Nic się nie zmieniłeś - warknął Hiszpan, popychając Clifforda na ścianę. Zielonooki jęknął na ból, który rozszedł się po jego plecach. - Brzydzę się tobą. Raz tu, raz tam, tu na górze, tu na dole. Niszczysz ludzi. Nie masz uczuć, kurwa. - ryknął. - Wyjazd. Spierdalaj!

*

Michael mógł zobaczyć zarys mebli w swoim salonie. Podreptał do pokoju, w którym spał z Calumem. Starał się jak najciszej jak umiał położyć w łóżku. Mimo jego starań, Hood przebudził się. - Mikey?

- Śpij Cal.

- Gdzie byłeś?

Clifford mruknął coś w odpowiedzi, chcąc już świętego spokoju.

Gdy przebudził się rano, Calum jeszcze spał. Mike podszedł do lustra. Odsunął koszulkę, ukazując malinowy ślad. Przygryzł wargę, przejeżdżając po nim palcem. Westchnął cicho.

Pamiętał jeszcze dotyk hiszpańskiego przyjaciela na swojej skórze i nie potrafił nic na to poradzić.

Nie wiedział, kogo kochał i kto był dla niego ważniejszy, jednak nie zastanawiał się nad tym długo, gdyż do jego pokoju ktoś wtargnął. Puścił szybko koszulkę, by zakryć ślad na obojczyku, aby Luke go nie zobaczył. - Gdzie wczoraj byłeś?

Michael machnął ręką. - Chciałem chwilę pobyć sam. - skłamał. Hemmings przytaknął mu.

- Śniadanie już jest.

1:09pm

- Za trzy dni wyjeżdżamy. Wykorzystajmy dobrze ten czas.

- Znalazłam fajne miejsce, jest niedaleko stąd. Możemy się przejść. - zaproponowała Arzaylea.

- Idźcie jak chcecie, ja muszę załatwić jeszcze parę spraw- Mruknął Michael. Nie miał ochoty nigdzie wychodzić, a jeśli już, to tylko sam.

Luke popatrzył na niego z lekkim rozczarowaniem. Przygryzł usta, zauważając drobną zmianę na jego ciele, którą delikatnie odkrywała koszulka, którą chłopak nieświadomie poprawił.

- Chodź Arz - wyszeptał blondyn, wstając i ciągnąc dziewczynę za sobą.

*

 - Michael wie? - zapytał Calum, machając swoimi nogami. Obserwował Ashtona, który w skupieniu dokańczał swoją pracę. Blondyn spojrzał na namalowane kości i z westchnieniem pokręcił głową. Sięgnął po papierosa, odpalając go. To już chyba piąty tego dnia. - Nie powinienes - powiedział młodszy, patrząc zmarwtiony na fajkę w buzi loczka, ale ten to zignorował.

 - Nie potrafię mu tego powiedzieć. On zginie, gdy będzie sam.

- Ale w końcu będziesz musiał go zostawić. A paląc, przyspieszasz ten proces- szepnął Cal, odwracając wzrok.

- To jest dzieciak. Naraża się na wszystko, niczym pięciolatek. 

- A ty jesteś dla niego jak rodzic. Tak nie powinno być. Musi zacząć być samodzielny.

- Gdyby ktoś go nauczył czegokolwiek, jak był mały, to byłaby bułka z masłem. Wiesz, że nie dało się polegać na jego rodzicach. Nie bez powodu to ja się nim później zajmowałem. Nie mogę go zostawić. - odpowiedział, znowu przykładając pędzel do płótna. Jego praca stawała się coraz bardziej szara. - Calum, nie tak łatwo żyć samemu z dwubiegunówką. On nie może zostać bez opieki. 

- Ale masz rację, nic na to nie poradzę i sam się proszę o koniec tego wszystkiego - dodał po chwili, wypuszczając dym z ust.

*

Luke przyparł dziewczynę do drzewa. Spojrzał głęboko w jej oczy, uśmiechnął się lekko. Nie mógł uwierzyć, że ten chłopak tak mu poprzewracał w głowie i zabrał mu prawdziwe szczęście. Jak mógł ją tak zawieźć? - Nie zasługuję na ciebie, Arz, - powiedział cicho, przesuwając nosem po jej policzku. - ale teraz wiem, że nie przeżyję bez ciebie.

I mimo tych wszystkich chwil, kiedy on i Mike byli wystarczająco blisko, by wiedzieć, że cos dla siebie znaczą, on pocałował dziewczynę, którą podpowiadał mu zdrowy rozsądek.  Bo on przecież nie był gejem, a Michael tylko go uwiódł i wykorzystał, mając kogoś na boku.


a man from Ibiza; muke✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz