.:PROLOG:.

270 42 20
                                    


Przypomniało mi się, jak będąc małym chłopcem spacerowałem z ojcem po lesie i natknęliśmy się na padlinę. Oczy młodej łani zapadły się a z ust wyłaziło białe robactwo. Musiałem strzepać z nogawki kilka mrówek, które sobie urządziły tamtędy osobistą autostradę. Cuchnęło. Tak bardzo, że oddychałem ustami zakrytymi przez koszulkę tworząc prowizoryczną maskę. 

Teraz miałem ochotę zrobić to samo. Ledwo powstrzymałem odruch wymiotny, ale cały czas czułem na języku kwaśny smak. Długo tutaj nie wytrzymam. Piwnica była duszna, bez okien, odór wypełniał każdy centymetr sześcienny pomieszczenia. Czułem go teraz na swoim ciele, jak wtapia się we mnie, w moje blond włosy, w moje drżące ręce. Oczy miałem zaciśnięte z przerażenia. Pod powiekami widziałem podłogę błyszczącą od czerwonej mazi. Widziałem chłopaka, który wpatrywał się w krew na wyciągniętej jak najdalej od siebie ręce. Widziałem... ciało. 

-Musimy go zabić - usłyszałem zachrypnięty głos.

Dziennik z kawiarni (ZAWIESZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz