Urodziłbym się poetą

141 32 40
                                    

Rynek Bielsko-Biała (zdjęcie powyżej). Tłumy. Szkolne plecaki. Torby z zakupami starszych pań. Torby na trening, jogę, basen i inne takie sporty ekstremalne wymagające... ruchu ogólnie. Jakież to teraz modne.

Jako, że maturę mam napisaną, mogę sobie spokojnie pracować, a oni niech się uczą. Kupiłem na szybkości jakieś magic starsy, piwo karmelowe, coś na śniadanie i gumy. Nie powiem wam jakie gumy, hehe. Tak samo jak się nie dowiecie gdzie mieszkam. Rozumiecie, potem jest problem z takimi fankami, które molestują bezbronnych pisarzy swojego życia.

Pecha mi dzisiaj nie mało. Wychodząc ze sklepu zaplątałem się o smycz jakiegoś psa i runąłem na ziemię. Mokrą ziemię. Z zakupami.

Roztrzaskane piwo zalało całą siatkę, ze wszystkim co tam się znajdowało. Chciałem, żeby chodnik rozpadł się teraz na pół, płyty mokre od deszczu wsunęły się w rozgrzaną ziemię. Piekielne płomienie spowiłyby moje ciało w całości. Dym, czarny jak najbardziej mroczna noc w historii, uniósłby się tak wysoko, że całe Katowice obwiniałyby to miejsce za swój smog. A to byłaby tylko moja nic nie znacząca śmierć.

-Hej, wszystko w porządku? - usłyszałem nad sobą delikatny kobiecy głos. Powoli się zacząłem podnosić, a gorący język jej psa już zaczął lizać mnie po twarzy. Zamknąłem oczy i zacząłem go odsuwać, mimowolnie głaszcząc jego miękką sierść. -Sammy, ej! Zostaw go. - pouczyła swoje zwierzę. Popatrzyłem na nią i oniemiałem. Kucałem przed nią na kolanach, cały brudny, ze złamanym sercem już na starcie. Śmierdziałem piwem karmelowym, tak samo jak moje zakupy, a na czarnej kurtce kłębiły się już białe kłębki sierści jej goldena.

Za to ona. Zjawiskowa. Miała długie do bioder blond włosy, upięte w dwa warkocze, uśmiech jak u anioła, różowy jak kwiaty róż. Urodziłbym się poetą, gdyby ona odbierała poród. Byłbym pisarzem, gdybym spotkał ją w podstawówce. Teraz jestem chyba jedynie takim Werterem. Moje cierpienia zapiszę na Messengerze, rozmawiając z Rudym. Jej długi różowy szal dotykał ziemi kiedy się nade mną pochylała. Postanowiłem wziąć się w garść.

-Wszystko spoko. Chciałem tylko poderwać twojego psa. Chyba mi się udało. - Zaśmiała się. W dodatku nie ze mnie, tylko z tego co powiedziałem.

-Chyba łatwo w takim razie go poderwać. Rozpustnik jeden. - pogłaskała go po głowie, a on wywiesił jęzor i zaczął przeciągle dyszeć. Dołączyłem do niej by popieścić tego zwierza.

-Co, chciałeś pewnie też takie dobre piwko. Niestety, pieski nie mogą. - Wyjaśniłem mu to poważnie, a jego pani znowu zaśmiała się cicho i poprawiła szal.

-Przepraszam za niego. Pomóc ci z zakupami?

-Nie, no co ty. - zaprotestowałem szybko. Wyglądała na speszoną. - To męska robota.

-Naprawianie po facetach to chyba właśnie babska robota, jeżeli o ironio nie najeżdżam na samą siebie. - Parsknąłem śmiechem.

-Nie, serio. Jeszcze się skaleczysz. - zacząłem wyciągać z reklamówki szkło.

-Masz. - dała mi materiałową torbę na zakupy. Zacząłem z wdzięcznością przekładać tam rzeczy. Bułki do kosza.

-Co porabiasz teraz? Po pracy, po szkole? - ciekawiło mnie ile może mieć lat. Stawiam na mocne osiemnaście. Musi być pełnoletnia, wygląda poważnie.

-Właściwie to ani jedno ani drugie. - powiedziała spokojnie i otarła chusteczką konserwę z tuńczykiem. - a Ty?

-Ja... po szkole. - skłamałem.

-Jaki profil? - Ale się wkręciłem. Szkoda, ładna była.

-Humanistyczny. - W życiu nie przeczytałem lektury! Ale ona wygląda na poetkę, z której strony by nie patrzeć.

-Ja lubiłam ścisłe. Chemia i biologia. Ale coś tam czytam. - Szlag by to. Mam iść na medycynę! Dr. House osobiście mi pomaga.

-Ja czytam dużo o medycynie. - Spojrzała na mnie podejrzliwie i uśmiechnęła się. Skończyliśmy przekładać rzeczy. - To co, może wpadniesz do mnie na kawę? Zrekompensuję to, że mi pomagasz i od razu torbę ci oddam.

-Jasne, czemu nie. - Zamilkłem i popatrzałem w jej błękitne oczy. Takiego błękitu nie widziałem dawno. Nawet na niebie. Jakim cudem się zgodziła? - Wyglądasz jakbyś się spodziewał odmowy. - wymruczała pod nosem i skierowała się w stronę chodnika. Szybko za nią podążyłem.

-Nie, nie, nie. Tylko zaskoczyłaś mnie taką szybką odpowiedzią.

-Uważasz, że to było łatwe?

-Nie!

-Przecież było. - Znowu zamilkłem zdziwiony. - Ale po co udawać kogoś kim nie jestem. Jesteś ciekawy, mój pies cię lubi i proponujesz mi kawę. A masz na sobie koszulkę pracowniczą z mojej ulubionej kawiarni w Bielsku.

-Ale to był mój pierwszy dzień, nie umiem takiej kawy. Ostrzegam.

-Myślałam, że byłeś w szkole, humanisto. Nie interesuje mnie to jaką zrobisz. Ważne, że zrobisz. - Na moją twarz znowu wylała się fala gorąca. Jestem przegrywem roku.

-Przepr...

-Cicho. Trzymaj psa. Wejdę tylko tutaj na chwilę. - Wcisnęła mi smycz do ręki i weszła do jakiejś kamienicy otwierając drzwi zwinnym ruchem. Patrzyłem jak czarna spódniczka którą na sobie miała, opięła się na jej biodrach. Popatrzyłem na psa który tęsknie zerkał w zamknięte drzwi.

-Ładna, nie? - zagadnąłem. Wtedy szczeknął po raz pierwszy.

Dziennik z kawiarni (ZAWIESZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz