Tredici

782 51 23
                                    

*Perspektywa Paulo*

Obudziłem się rano w łóżku mojej dziewczyny. Julki nie było koło mnie. Pomyślałem, że poszła do łazienki się ogarnąć. Wstałem i spojrzałem na zegarek. Była dziesiąta trzydzieści siedem. Nieźle sobie pospałem. Miałem już opuszczać pokój, kiedy w drzwiach stanęła moja ukochana. Wyglądała jak anioł. Była ubrana w białą, zwiewną sukienkę do kolan. Jej długie blond włosy spływały wzdłuż ramion.
W dłoniach trzymała szklaną tacę, na krórej znajdowało się śniadanie.

-Dzień dobry skarbie.-przywitała się ze mną buziakiem w policzek.

-Cześć kochanie.-odpowiedziałem- To dla mnie?

-Tak, zjedz i wychodzimy. Musimy zrobić zakupy. Będziemy gotować obiad.-oznajmiła mi dziewczyna.

-Polski obiad?-zapytałem, a oczy zaczęły mi się świecić.

-Tak jak obiecałam.-odpowiedziała mi.

-Ale robimy go wspólnie. Nauczysz mnie, nie?

-Jak zasłużysz...-posłała mi słodki uśmiech.

-Będę grzeczny, obiecuję.-pocałowałem ją- Dziękuję za pyszne śniadanie.

-Ubieraj się i lecimy. Czekam w salonie, zapytam jeszcze ojca i Paulę, czy czegoś nie potrzebują.-powiedziała i wyszła z pokoju.

***

Spacerowaliśmy jedną z warszawskich ulic. Przed nami znajdowała się spora galeria. "Galeria Mokotów", nie bardzo umiałem odgadnąć, co tam jest napisane.

-Skarbie, jak to przeczytać?-zapytałem.

-Galeria Mokotów.-odpowiedziała.

-Moko... Co?-parsknąłem śmiechem.

-Mokotów.-powtórzyła również się śmiejąc.

-Mo-ko-tów. Jest!-krzyknąłem uradowany-chcę znać jak najwięcej polskich słów!

-Cieszę się skarbie. Wiesz chociaż, co to oznacza?

-No... Nie za bardzo.

-Nazwa dzielnicy, w której mieszkamy.-odpowiedziała.

-Mokotów. Będę pamiętał.-posłałem jej uśmiech i trzymając się za ręce przekroczyliśmy próg budynku.

Kupiliśmy potrzebne produkty w supermarkecie. Będziemy robić schabowe. Wstąpiliśmy też do drogerii po rzeczy, o które poprosiła Paula. Wracając ludzie zaczęli mnie rozpoznawać. Jakiś student poprosił o zdjęcie i autograf. Mały chłopiec o podpis na swoich butach, a jakiś mężczyzna na bluzce. Po dwóch godzinach byliśmy już w domu.

***

Gdy rozpakowaliśmy zakupy, podszedł do nas mój przyszły teść. Powiedziałem swoje ulubione "Dzień dobry panie Błaszczyk" i zaczęliśmy rozmowę na temat tego, co z polskiego menu lubi jeść najbardziej.

-W sumie to, moglibyście ulepić jutro pierogi.-oznajmił nam.

-Oczywiście!-zawołałem.

-To zależy od naszych planów.-odpowiedziała moja dziewczyna-Paulo obierzesz ziemniaki?

-Pewnie, że tak.-wreszcie dostałem coś do roboty.

Wykonywałem swoją pracę, a ukochana tłukła kotlety. Kot Błaszczyków, Maweł schował się między poduszkami na kanapie i wyszedł dopiero wtedy, jak skończyła. Kiedy obrałem już ziemniaki, zabrałem się za krojenie ogórków na mizerną. Czy jakoś tak to się zwało. Moja dziewczyna usmażyła kotlety i ugotowała kartofle. O godzinie czternastej obiad był już gotowy.

mi ricordo | paulo dybalaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz