— Co to? — pyta Draco, gdy już są na miejscu.
— Kawiarnia — odpowiada Harry zgodnie z prawdą, unosząc brwi w górę na tak oczywiste, bezmyślne pytanie. — Została założona kilka tygodni temu i na razie prawie nikt jej nie kojarzy.
— A ty oczywiście tak? — Malfoy patrzy na niego z czymś w rodzaju rozbawienia i kpiny, od których Gryfonowi żołądek zaciska się z bolesny supeł.
— Założyła ją moja sąsiadka. — Wzrusza ramionami brunet, zignorowawszy dziwne uczucie. — Pomagałem jej ją urządzić na wakacjach.
Z uśmiechem zerka na wielki, kremowy szyld z napisem "U Arabelli"
— Och, oczywiście — mówi blondyn zajadliwym tonem. — Harry Chętnie-Wszystkim-Pomogę Potter. Niemal bym zapomniał.
— Nie kpij sobie, okay? — przewraca oczami Gryfon. — Gdyby nie to, nadal łazilibyśmy na mrozie.
— Ja bym łaził, Potter — prostuje szarooki z dziwną zaciekłością. — Ty pewnie wróciłbyś do Hogwartu, na randkę z Wiewiórą.
— Nie czepiaj się Ginny — mówi Harry, otwierając drzwi i wchodząc do środka. — Nic złego ci nie zrobiła.
— Wcale — odpowiada sarkastycznie Malfoy. — Tak jak cała reszta waszego zejebistego domu.
— Jezu, człowieku, czy ty nie możesz powiedzieć chociaż jednego słowa, które by nie ociekało jadem i złością? — wzdycha brunet cierpiętniczo. — Nudny się już robisz.
— Wybacz, Potter, że nie zapewniam ci odpowiedniej rozrywki — mruczy blondyn, siadając na krześle przy jednym ze stolików.
— Dobrze wiesz, że nie o to mi chodziło — mamrocze pod nosem Harry, po czym woła: — Dzień dobry, pani Figg!
— Witaj, Harry. — Zza kotary, ukrywającej wejście do kuchni, wyłania się starsza pani z siatką na szpakowatych włosach, w sweterku, spódnicy, i kapciach w szkocką kratę. Gryfon uśmiecha się na myśl, że niemal w takim samym stroju zeznawała przed Wizengamotem.
— Jak idzie interes? — pyta okularnik, aby odwrócić uwagę charłaczki od Malfoya. A może Malfoya od charłaczki? Harry sam już nie wie.
— Całkiem dobrze — odpowiada ona. — Udało mi się nawet zatrudnić dwie osoby, chociaż jak na razie muszę nieustannie pilnować, aby czegoś nie sknociły.
Chłopak kiwa głową ze zrozumieniem.
— Czego sobie życzycie? — zmienia temat staruszka, z wyraźną dumą wyciągając z kieszonki malutki notes i jeszcze mniejszy ołóweczek. — Mamy naprawdę dobrą herbatę z imbirem.
— W takim razie poproszę. — Gryfon uśmiecha się, po czym zerka na Malfoya.
— To samo — mówi lakonicznie blondyn, wlepiając zaniepokojony wzrok w coś po drugiej stronie lokalu.
— Co jest? — pyta brunet, gdy pani Figg idzie na zaplecze.
— Kot — odpowiada chłopak nieswoim głosem. — Nie cierpię kotów.
Harry uśmiecha się pod nosem. Jego sąsiadka od zawsze miała świra na punkcie tych zwierząt, więc fakt, że plączą się również w kawiarence, niezbyt go dziwi.
Zresztą, Draco z tym swoim nieustannym prychaniem i zmarszczoną miną sam przypomina kota.
— Daj spokój, Malfoy, przecież ta kupa kłaków cię nie zeżre — odpowiada Gryfon, po czym patrzy na zegar. Do spotkania z Ginny ma jeszcze nieco ponad pół godziny, ale musi sam przed sobą przyznać, że wolałby odwołać tą pseudo-randkę.
CZYTASZ
Rozbity księżyc || Drarry
Fanfiction"I mimo że Harry dawniej naprawdę nienawidził Dracona, teraz nie może patrzeć, jak księżyc w jego oczach rozsypuje się na miliardy kawałków" [antyt, 2k17, czerwiec - grudzień]