18. Bądź szczęśliwy, Harry

14.3K 1.6K 1.1K
                                    

Harry wzdycha, schodząc po schodach do Pokoju Wspólnego. Ginny już na niego czeka, uśmiechając się od ucha do ucha, ale na twarzy okularnika gości poważny, niemal wyraz.

— Cześć, Gin — wita się szatyn, lustrując strój dziewczyny. — Ładnie wyglądasz.

— Dziękuję, Harry — odpowiada ona. W jej oczach tańczą wesołe ogniki.

Chłopak ledwie powstrzymuje się od ziewnięcia. Jest zmęczony i nie ma ochoty iść do Hogsmeade, zwłaszcza, że dopiero co stamtąd wrócił, ciągnąc za sobą marudzącego Malfoy'a, co było dość wyczerpujące.

Blondyn przez całą drogę powrotną nie dał po sobie poznać, że w ogóle miało miejsce takie wydarzenie, jak rozmowa w kawiarni, i Harry non-stop łapał się na tym, że zerka na dłonie Draco (który oczywiście odmówił założenia rękawiczek w geście iście malfoyowskiej dumy), upewniając się, czy aby na pewno to wszystko mu się nie przyśniło.

— Jak referat? — pyta rudowłosa, gdy kilka minut później wychodzą z Hogwartu.

— Dobrze — kłamie Harry. — Muszę napisać jeszcze tylko dwa cale.

— Hawking wam nie popuszcza, jak widzę — śmieje się dziewczyna. — Nam jeszcze niczego nie zadała.

— Yyy... To dobrze, nie? — Chłopak miesza się lekko. Profesor Elspeth znana jest z tego, że nigdy nie daje pracy domowej, więc jego kłamstwo szyte jest grubymi nićmi. Może nawet zbyt grubymi.

— Jasne — odpowiada dziewczyna, mrużąc oczy. Jej wzrok jest wbity w prowadzącą do Hogsmeade dróżkę. — Czy to nie idzie ojciec Malfoy'a?

Harry stara się dostrzec coś w ślizskiej, szarej ciemności. Niestety, widzi jedynie zarys dość wysokiej postaci, która idzie w ich kierunku. Dopiero gdy mężczyzna jest w odległości jakiś pięciu metrów od dwójki Gryfonów, Potter zauważa, że istotnie jest to Lucjusz, którego twarz wykrzywia grymas irytacji.

Idzie do Hogwartu, myśli zaniepokojnony Harry. Do Draco.

Draco. Dlaczego nazwał Malfoy'a juniora po imieniu?

— Martwisz się czymś? — pyta Ginny z troską, gdy mijają byłego śmierciożercę. — Wydajesz się jakiś przygaszony.

— Wszystko jest w porządku, Gin. — Chłopak sili się na uśmiech. Myślami jest przy młodszym z Malfoy'ów, który najprawdopodobniej nie wie, że cały jego plan unikania ojca dzisiejszego dnia, może za chwilę się rozpaść w drobny mak.

— Nie kłam, Harry — wzdycha Weasley'ówna. — Widzę, że coś się dzieje.

Szatyn patrzy na nią zaskoczony. Jeszcze przed chwilą nie była tak... niepokojąco poważna.

— Naprawdę sądziłeś, że nie zauważę, że coś jest na rzeczy? — pyta dziewczyna, smutnym wzrokiem błądząc po jego twarzy. — Myślałeś, że nie dostrzegę, że twoje podejście do niektórych spraw się zmieniło? Że masz mętlik w głowie?

— Ginny... — Harry marszczy brwi i kładzie dłoń na ramieniu dziewczyny, zatrzymując ją. Nie chce, by poważna rozmowa – na którą Weasleyówna się najprawdopodobniej szykuje – odbywała się, gdy będą szli do Hogsmeade. — Porozmawiajmy o tym później, dobrze?

— Nie, Harry — wzdycha ona i nagle wydaje się okularnikowi potwornie odległa, obca i nieosiągalna, a w jego sercu przebudza się coś na kształt okropnej tęsknoty za nią, za jej miłością i za uczuciem, że on też ją kocha, że byłby w stanie zaprzedać duszę diabłu dla niej, i wyłącznie dla niej.

— Nie. — powtarza Ginny, a dziwne uczucie mija, rozwiane ni to chłodem jej głosu, ni to otaczającym ich zimnem. — Harry, czy ty naprawdę myślisz, że jestem ślepa?

Chłopak milczy. Co może powiedzieć? Co powinien powiedzieć?

— Tak myślisz — mówi z goryczą rudowłosa. Jej oczy wyglądają, jakby pokrywało je lśniące szkło. — Biedna, naiwna Ginny... Biedna, naiwna, niekochana Ginny... Ale to siostra mojego najlepszego przyjaciala, więc nie mogę złamać jej serca... Będę udawał, że nadal ją kocham, ucieszy się...

Harry zauważa, że po policzkach dziewczyny spływają łzy, a jej usta drżą. Rudowłosa spycha jego rękę ze swojego ramienia.

— Tak to szło, Harry? — szepcze Ginny. Jej oczy są tak pełne nadziei, że okularnik przez jedną, szaloną chwilę ma ochotę zaprzeczyć, powiedzieć, że nadal jest tą jedyną, jednak zrowy rozsądek i świadomość, że dalsze ciągnięcie tej farsy tylko ją zrani, w końcu wygrywają.

— Tak — wzdycha. — Poniekąd. Nie chciałem–

— Nie obchodzi mnie co chciałeś, Harry — przerywa mu dziewczyna, potrząsając głową tak gwałtownie, że kilka kosmyków wysmykuje się z luźno upiętego koka. — Nie winię cię... Swoją drogą, jesteś bardzo słabym kłamcą, wiesz? Cały dzisiejszy dzień... Naprawdę sądziłeś, że po tym, jak przez ostatnie... ile? Cztery miesiące? Pięć? Nie zwracałeś na mnie uwagi, taki nagły zwrot nie zmusi mnie do refleksji? Owszem, przez chwilę byłam zaślepiona, przez chwilę pozwoliłam sobie uwierzyć, że nadal mnie kochasz, ale gdy zostawiłeś mnie na tą godzinę, domyśliłam się wszystkiego. Gdy wychodziliśmy, łudziłam się, że może się mylę, ale twoje zachowanie... Tak nie zachowuje się zakochany człowiek, Harry. Tak zachowuje się człowiek, który stara się utrzymać pozory, chociaż potwornie go to męczy i nudzi.

— Nie chciałem złamać ci serca — szepcze Gryfon, czując ucisk w klatce piersiowej. Słowa przeprosin same cisną mu się na usta, ale chłopak wie, że zabrzmiałyby teraz tak płytko, sztucznie i niestosownie, że jest zmuszony powstrzymać potok słów ogromną siłą woli.

— Och, Harry, złamałeś moje serce, gdy przestałeś się mną interesować — mówi cicho Ginny. Jej głos drży, a szalejący wiatr dodatkowo go zagłusza, ale każde słowo szatyn słyszy tak, jakby je wykrzyczała, albo wyryła w jego głowie. — Łamałeś je dzień za dniem, po kawałeczku, przez ostatnie dwa miesiące. Dzisiaj tylko je podeptałeś.

— Gin–

— Nie, Harry, nie pocieszaj mnie. — Dziewczyna stara się otrzeć łzy rąbkiem płaszcza. — Nie przejmuj się mną.

— Ale... — Okularnik nie wie, co powiedzieć. Co by było odpowiednie? Co nie zabrzmiałoby skrajnie obojętnie?

— Nic nie mów. — Głos Ginny jest zachrypnięty od płaczu. — Nie przejmuj się mną... Po prostu bądź szczęśliwy dobrze?

Przez chwilę stoją naprzeciw siebie bez słowa, jedno ze złamanym sercem i rozwianymi marzeniami, a drugie z potwornymi wyrzutami sumienia, i po prostu patrzą sobie w oczy, jak za dawnych lat.

— Proszę, Harry — szepcze w końcu Ginny. — bądź szczęśliwy.

A następnie odbiega w stronę majaczącego w ciemności, ogromnego gmachu Hogwartu, zostawiając Harry'ego samego, z poczuciem, że jego świat właśnie się zawalił.

Rozbity księżyc || DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz