Draco się stresuje.
Już dawno nie czuł takiego niepokoju, wychodząc z dormitorium. Nie pamięta, kiedy ostatnim razem z taką nerwowością poprawiał srebrno-zielony krawat i co rusz strzepywał z rękawów niewidzialne pyłki, ani kiedy co chwilę upewniał się, że tak, jego fryzura wygląda tak dobrze, jak zwykle, a może nawet i lepiej.
To wszystko przez Pottera, myśli Malfoy z jakąś dziwną czułością. Przez tego głupiego Gryfonika z blizną.
— Draco, dzieje się coś? — Głos Blaise'a Zabiniego wyrywa chłopaka z zamyślenia, gdy idą w kierunku Wielkiej Sali.
Od kiedy drugi Ślizgon szedł z blondynem? Szarooki nie potrafi odpowiedzieć na to pytanie. Nie zauważył ciemnoskórego wcześniej, ale trzeba też przyznać, że Malfoy od samego rana nie zwraca najmniejszej uwagi na otoczenie.
Za wyjątkiem jednej osoby, której wszędzie wypatruje i która z jakiegoś dziwnego powodu wczorajszego wieczoru nagle stała się dla niego cholernie ważna.
To chyba niezbyt dobrze, prawda?
Malfoy nerwowym ruchem po raz sto trzydziesty piąty poprawia krawat i sztucznie pewnym krokiem wchodzi do Wielkiej Sali.
Harry'ego nie ma.
Wbrew sobie, Draco czuje niezbyt przyjemne ssanie w okolicach żołądka. Naprawdę liczył, że zobaczy tego durnego Pottera już z samego rana.
Zresztą fakt, że Harry nie określił ich relacji, też wszystko nieco komplikuje.
Zobaczymy, powiedział, uśmiechając się pod nosem.
Dlaczego on musi być tak irytujący?, myśli Draco. Durny Potter!
Chłopak sięga po bułkę właśnie w momencie, gdy "durny Potter" wchodzi do Wielkiej Sali.
Nie wygląda na specjalnie przejętego. Nie uśmiecha się. Nie rozgląda się na wszystkie strony. Jego oczy prześlizgują się po sylwetce Dracona tak, jakby chłopak nawet go nie zauważył. Brunet, nie mówiąc nic do nikogo, siada przy swoim stole plecami do Ślizgona, jakby wszystko było po staremu.
Draco czuje się tak, jakby ktoś go właśnie spoliczkował.
Harry wie, co robi, upomina się w duchu blondyn. To niczego nie zmienia. Co, miałby mi się rzucić w ramiona? Jestem niepoważny.
Ale gdy Gryfon chwilę później wychodzi z Wielkiej Sali, nawet na niego nie spojrzwszy, Draco nie może powstrzymać jęku zawodu.
***
Od kiedy Snape zginął, Eliksiry już nie należą do ulubionych przedmiotów Dracona. Och, owszem, Walker uczy całkiem nieźle, ale ludzie, to Walker! Nigdy nie dorówna byłemu opiekunowi Domu Węża.
Zwłaszcza, że ostatnio coś sobie ubzdurał i chce zmienić przydział w grupach. Fakt, mówił o tym już na samym początku roku — ale podał termin czterech miesięcy. Minęły dopiero trzy.
— Wszystko spowodowane jest złym dobraniem was — powiedział na poprzedniej lekcji. — Słabsze grupy, przez nieodpowiednie przypasowanie, nie są w stanie zrobić kroku w przód. Te dobre z kolei, powoli sobie odpuszczają, również wstrzymując progres.
Draco westchnął wtedy i teatralnym gestem przewrócił oczyma. Walker z lekcji na lekcję zrobił się coraz bardziej "belferowski", jak to określali uczniowie, i coraz mniej wyluzowany. Brakowało tylko, by kupił sobie okulary połówki, by patrzeć znad nich groźnym, mcgonagallowskim wzrokiem.
A Malfoyowi, wbrew pozorom, całkiem odpowiada jego grupa.
Naville jest tępy — to fakt, ale za to całkiem nieźle nadaje się do krojenia korzonków, oczywiście pod warunkiem, że nie będą musiały być pocięte na zbyt drobne kawałki. Hermiona z kolei nie bez kozery nazywana jest najlepszą uczennicą Gryffindoru, i chociaż jest cholerną szlamą, trzeba z niechęcią przyznać, że rzeczywiście zna się na eliksirach.
CZYTASZ
Rozbity księżyc || Drarry
Fanfiction"I mimo że Harry dawniej naprawdę nienawidził Dracona, teraz nie może patrzeć, jak księżyc w jego oczach rozsypuje się na miliardy kawałków" [antyt, 2k17, czerwiec - grudzień]