Jeżeli homoseksualizm jest chorobą, nie oznacza to, że jest zły? Przecież choroby są złe. Choroby wyniszczają ludzi, a niektóre nawet zabijają.
Czy moja miłość do Harry'ego w takim wypadku jest zła? Nie czuję, żeby była zła. Jest ciepła. Podoba mi się.
A skoro choroba umożliwia mi miłość, czy to nie oznacza, że powinienem cieszyć się z zarażenia?
Nie wiem.
Ale się cieszę.
— Powinniśmy iść już do dormitoriów, prawda? — pyta Harry, wyrywając Draco z zamyślenia. — Jest ósma.
— Tak, powinniśmy — odpowiada Ślizgon, wzruszywszy ramionami. — Chce ci się?
— Nie — przyznaje Gryfon. — Wolałbym tu zostać, ale z drugiej strony... spać mi się chce, Malfoy.
— Psujesz romantyczną atmosferę, Potter — prycha blondyn. — Jesteś beznadziejny.
— Nawzajem, Malfoy. Czy ty naprawdę sądzisz, że gdybym był człowiekiem na poziomie, to bym się w tobie zakochał?
— Rujnujesz mi życie.
— Ktoś musi.
Malfoy marszczy brwi w geście udawanego niezadowolenia i rzuca w bruneta trzymaną w ręku książką.
— Ał! — Harry osłania się tak, że ciężkie tomiszcze trafia go prosto w dłoń. — Zginiesz za to!
— Ups? — prycha blondyn. — No wybacz, mości książę.
— Jakoś naiwnie miałem nadzieję, że nie będziesz już tak złośliwy — mruczy Harry pod nosem. — Mówię serio, Malfoy. Jak chcesz, to potrafisz się zachowywać normalnie.
— Ale mi się nie chce, Potter. Przyzwyczaj się. — Wzrusza ramionami Ślizgon, przymykając oczy. — Jestem zmęczony.
To jest dziwne, myśli blondyn, spod uchylonych powiek obserwując bruneta. To wszystko jest tak cholernie dziwne.
Jeszcze kilka miesięcy temu roześmiałby się w twarz komuś, kto by mu powiedział, że będzie zauroczony w Potterze. Kilka tygodni temu — zapewne by prychnął pogardliwie, próbując zbyć natręta.
A teraz siedzą tu razem, naprzeciw siebie, i wertują jakieś głupie książki o likantropii, co rusz rzucając jakimś bezsensownym tekstem.
Draco nie wie, jak ma się zachowywać. Jest zbyt przyzwyczajony do wrogości Harry'ego i wymyślania trzydziestu obelg na minutę, którymi mógłby chłopaka zbluzgać, żeby teraz tak po prostu traktować go jak kogoś zwyczajnego.
Poprzednie lata wypaliły na nich swoje piętno.
Cholera, Draconowi z trudem przychodzi nawet powiedzenie do Gryfona po imieniu, a nie tak, jak zwykle, wyrzucenie z siebie z pogardą jego nazwiska. Nie potrafi odpowiedzieć okularnikowi bez złośliwości i nadal nie może ścierpieć faktu, że ten się nad nim lituje.
Czy to oznacza, że coś ze mną nie tak?, przemyka Draconowi przez głowę. Może to wszystko po prostu nie jest dla mnie?
A chwilę później Harry patrzy na niego znad śmiesznie zsuniętych na czubek nosa, brzydkich okularów i Malfoy stwierdza, że w sumie to go nie obchodzi, czy to wszystko jest właściwe, czy nie.
Jestem zakochany oficjalnie od dwóch godzin, cholera. Nie muszę od razu wszystkiego ogarniać.
— Malfoy? — pyta Harry, a oczy Ślizgona od razu skupiają się na jego postaci. — To wszystko jest śmieszne, nie uważasz? Nienawidziliśmy się przez tyle lat, a teraz nagle się okazało, że jesteśmy się w sobie wzajemnie zauroczeni.
CZYTASZ
Rozbity księżyc || Drarry
Fanfiction"I mimo że Harry dawniej naprawdę nienawidził Dracona, teraz nie może patrzeć, jak księżyc w jego oczach rozsypuje się na miliardy kawałków" [antyt, 2k17, czerwiec - grudzień]