Gdy Harry rankiem wchodzi do Wielkiej Sali, naprawdę ma nadzieję, że nikt nie zauważy wielkich sińców okalających jego oczy, a tym bardziej nie powiąże ich z zapłakaną twarzą Ginny i śpiewaną przez Irytka przyśpiewką, jakoby nocami chodził na randki z Malfoyem. Oczywiście, mała na to szansa — gdy tylko okularnik siada przy stole, słyszy złośliwy śmiech wiadomego ducha i po raz kolejny do jego uszu docierają słowa nieco żałosnej piosenki, zaczynającej się od "Potter kocha Dracusia".
Ron teatralnie odwraca się plecami do zielonookiego i zajmuje rozmową z Seamusem, wcześniej rzucając zapewne byłemu przyjacielowi zimne spojrzenie. Hermiona tylko przygryza z niepokojem dolną wargę i wlepia wzrok w trzymaną w ręku bułkę.
Harry nie ma do nich żalu. Gdy wrócił wczorajszej nocy do dormitorium, w Pokoju Wspólnym zastał płaczącą Ginny, pocieszającą ją Hermionę i Rona, który niemal rzucił się na niego z pięściami. W ostatnim momencie siostra go powstrzymała, mówiąc, że to przecież nie Harry'ego wina, że to przez nią, i żeby dał okularnikowi spokój.
Sytuacji nie poprawia fakt, że Irytek od samego rana roznosi wieść, jakoby Potter potajemnie spotykał się z Malfoyem.
Co od razu "spotykał"?, myśli z irytacją okularnik, wgryzając się w bułkę z nawet jego samego zaskakującą agresją. Raz się zobaczyliśmy przypadkiem...
No, może dwa, jeżeli wliczyć rozmowę w kawiarni.
Ale to przecież nic nie znaczy!
W końcu Harry jeszcze do wczoraj prawie-a-może-jednak-nie miał dziewczynę. Znaczy, miał ją poniekąd, bo ich relacja była w ciagu ostatnich miesięcy dość mocno nieokreślona i polegała na ignorancji Harry'ego i powolnym usychaniu serca Ginny, ale jednak, jeszcze do wczoraj był zadeklarowanym heteroseksualistą.
No i nadal jest, prawda? Ta Parvati ma całkiem ładne oczy, a Chang nieźle całuje. No i Romilda jest w nim po uszy zakochana, a przynajmniek była jakieś trzy lata temu.
Zresztą o co mu chodzi? To, że przez całą noc myślał o oczach Draco, wcale nie znaczy, że jest gejem. Nie. A to, że ostatnio zauważył, że Ślizgon ma ładny głos, to czysty przypadek.
Potter-Pedał. To by dopiero było śmieszne.
Harry sam nie wie, czym jest to dziwne uczucie, sprawiające, że gdy Draco wchodzi do Sali, jego serce przeżywa mały atak, zatrzymując się na ciągnącą się w nieskończoność sekundę, a następnie zaczyna bić szybko jak skrzydełka motyla. Nie wie, dlaczego nagle miękną mu kolana, ani dlaczego nie może oderwać wzroku od przygarbionej sylwetki chłopaka.
A przede wszystkim nie wie, jakim cudem jeszcze nikt nie zauaczył, co się z nim dzieje — zupełnie jakby Harry zatopił się w tej krótkiej, magicznej chwili, jak ważka w bursztynie, a świat popędził do przodu, zbyt zaprzątany własnymi sprawami, by zwrócić uwagę na pojedyńczą, niezbyt ważną jednostkę.
Co, niestety, nie może trwać długo.
— KOCHANEK POTTUSIA PRZYSZEDŁ, SZYKUJCIE CZERWONY DYWAN!!! — wrzeszczy Irytek, zanosząc się rechotliwym śmiechem, brzmiącym jak skrobanie kredy po tablicy. — JAK TAM PO WSPÓLNEJ NOCY, MALFOY!?
— Irytku, bądź cicho! — Ni stąd ni zowąd wtrąca się profesor McGonagall. W związku z odbudową zamku stół prezydialny stoi teraz w innym pomieszczeniu (wnoszony do Wielkiej Sali tylko na specjalnie okazje), więc obecność dyrektorki wywołuje pełną napięcia, nagłą i wręcz nienaturalną ciszę.
— Ale pani profesor... Pani nie wie, co się działo wczo—
— Nie obchodzi mnie to Irytku — przerywa mu kobieta ostrym tonem. — Pan Potter i pan Malfoy są odpowiedzialnymi młodymi ludźmi i wierzę, że na terenie szkoły nie zrobili nic... zdrożnego, ponieważ widzę, że właśnie taką wiadomość próbujesz mi przekazać.
CZYTASZ
Rozbity księżyc || Drarry
Hayran Kurgu"I mimo że Harry dawniej naprawdę nienawidził Dracona, teraz nie może patrzeć, jak księżyc w jego oczach rozsypuje się na miliardy kawałków" [antyt, 2k17, czerwiec - grudzień]