◊ 2.08 ◊

470 36 7
                                    


- Maya Winnler ! - Usłyszałam wysoki, niemalże piskliwy głos blondynki - Proszę siadaj - Wskazała gestem ręki na ciemną kozetkę ze skóry, z uśmiechem, który nieszczerze odwzajemniłam - Jestem Doktor Harleen Quinzel - Powiedziała, kiedy zajęłam swoje miejsce - Jestem tu aby porozmawiać o twoich problemach psychicznych.

- Nie jestem psychopatką - Wtrąciłam, kręcąc lekko głową.

- Zabiłaś Michael'a McCline'a ? - Bardziej stwierdziła niż zapytała, ale mimo to kiwnęłam twierdząco głową - Dlaczego to zrobiłaś ? - Zapytała chwytając w dłoń długopis.

- Zabił moich rodziców - Odparłam.

- Jak się z tym czułaś ? - Na mojej twarzy na moment pojawił się grymas - Jak czułaś się kiedy go zabiłaś ?

- Myślałam... - Zaczęłam powoli - Myślałam, że poczuję ulgę, ale...

- Ale nie jej poczułaś ? - Dokończyła za mnie.

- Dokładnie - Potwierdziłam, kiwając lekko głową.
- Żałujesz tego ? - Zapytała, przysuwając do siebie zielony notes, który po chwili otwarła. 

- Tak - Odparłam, krótko - Michael jakimś cudem uciekł z Arkham... nadarzyła się okazja, mój ciągły ból po stracie rodziców i... zrobiłam to. Zabiłam człowieka - Powiedziała, wypuszczając spod powieki sztuczną łzę - Przez to moje dziecko, zostało same.

- Masz dziecko ? - Zapytała, przerywając na moment pisanie w notatniku.

- Tak, trzymiesięczną córeczkę.

- Jak się nazywa ? 

- Skyler - Odparłam, wycierając kolejną łzę - Chciałabym wziąć ją na ręce, przytulić, przeczytać bajkę na dobranoc. 

- Rozumiem - Wtrąciła, ponownie zapisując coś na kartce w notesie - Kto się nią teraz zajmuje ?

- Moi przyjaciele - Odpowiedziałam.

- Mogę spytać, gdzie znajduje się ojciec twojej córki ? - Sama myśl o ojcu Sky, który niestety zmienił się z zielonowłosego klauna psychopatę, przyprawiała mnie o mdłości - Jest w Gotham ?

- Nie - Powiedziałam słabym głosem - Wyjechał, kiedy byłam w drugim tygodniu ciąży. Nawet nie wiedziałam, że spodziewam się dziecka.

***

Po ponad dwugodzinnej rozmowie, byłam już u kresu wytrzymałości. Uśmieszek Harleen, sprawiał, że moja dłoń mimowolnie zaciskała się w pięść. Z trudem wstrzymywałam się, od uderzenia ją w twarz, jednak mimo wszystko musiałam się starać.

- Pani Doktor - Zaczęłam niepewnie - Czy jest choć cień szansy, że wyjdę stąd i wrócę do córki ?- Zapytałam, na co blondynka początkowo westchnęła.
- Zachowujesz się normalnie. Nie sprawiasz kłopotów, po za tym nie sądzę, żebyś miała jakiekolwiek problemy psychiczne, ale zabiłaś człowieka - Mówiła - Jednakże, żałujesz tego, w dodatku jesteś matką - Ucichła na moment, zdejmując powoli okulary - Daj mi kilka dni, na przemyślenie. Zachowuj się poprawnie, a być może będziesz pierwszym przypadkiem pacjenta, który opuścił to miejsce, za zgodą lekarza - Uśmiechnęłam się słabo, po czym wstałam z zajmowanego przez kilka godzin miejsca - Zobaczymy się za kilka dni - Dodała, zanim opuściłam pomieszczenie. Zaraz po wyjściu na korytarz przywitał mnie Clark, pracownik, którego podobnie jak Peg, darzyłam sympatią.

- To co śniadanie ? - Bardziej stwierdził, niż zapytał na co uśmiechnęłam się.

- Pewnie - Odparłam - Myślałam, że umrę z głodu na tej kozetce.
- Czyli będę musiał wysłać do gabinetu kilka kilogramów mięsa, żeby Robert nie zjadł Pani doktor - Wtrącił, na co zaśmiałam się pod nosem - Joker się o Ciebie pytał.

- Czego ten zielonowłosy pajac chce ode mnie ? - Zapytałam, jakby samą siebie - Mam prośbę - Wtrąciłam, zanim ciemnowłosy zdążył cokolwiek powiedzieć.
- Jaką ?

- Możecie mnie przenieść ? - Zapytałam - Nie chcę mieszkać na przeciwko rąbniętego klauna.
- Sprawdzę, co da się załatwić.

***

Zjadłam w celi śniadanie, które bardziej przypominało surowy ryż, sklejonym klejem w płynie. Potem zostałam zaprowadzona do świetlicy. Ledwo po przekroczeniu krat, przywitał mnie Joker.
- Gdzie byłaś ? - Zapytał ze swoim typowym uśmieszkiem.
- Tam gdzie nie ma Ciebie - Odparłam wymijając go.

- Ale nie wytrzymałaś beze mnie i wróciłaś - Wtrącił, stając przede mną.

- Wmawiaj sobie - Powiedziałam ze sztucznym uśmiechem, klepiąc go lekko po ramieniu, po czym po raz kolejny wyminęłam go i ruszyłam w stronę kanapy. 
- O czym rozmawiałaś z panią doktor ?

- Nic się przed tobą nie ukryje - Wtrąciłam, siadając na sofie - Rozmawiałyśmy o tym, o czym rozmawia psycholog z pacjentem.
- Czyli ? - Zapytał, siadając obok.
- Tajemnica lekarska - Powiedziałam niemalże szeptem, przykładając palec wskazujący do ust, jednak wzrok zielonowłosego, uświadomił mi, że facet nie da za wygraną - Co zrobiłam, czemu to zrobiłam, czy żałuję itd.

- Wiem, że kłamiesz - Odparł obojętnie - Wypłakiwałaś się, mówiąc jak to bardzo tęsknisz za córką.
- Bo to prawda - Wtrąciłam - W porównaniu do Ciebie, tęsknię za NASZYM dzieckiem - Dodałam, wstając z kanapy.
- Maya ! - Zawołał lekko rozzłoszczonym tonem, przez co na moment zatrzymałam się - Jutro - Powiedział po cichu, stając momentalnie przede mną.

- Co jutro ? - Zapytałam, nie rozumiejąc o co chodzi zielonowłosemu klaunowi.

- Jutro zobaczysz córkę - Odparł, na co lekko uchyliłam usta - Uciekniemy jutro, o trzeciej w nocy.

- Jak ? - Wtrąciłam.
- O to się nie martw - Powiedział, po czym wyminął mnie i ruszył w stronę krat.

- Joker ! - Niemal po sekundzie od zakończenia naszej rozmowy, po pomieszczeniu rozniósł się głos jednego ze strażników Arkham - Masz wizytę u doktor Quinzel.

- Wszystko jasne - Szepnęłam sama do siebie.

C.D.N

Przepraszam za krótki rozdział. Piszę go drugi raz, bo za pierwszym mój wspaniały laptop, postanowił zrobić sobie skanowanie i się wyłączyć. Nie miałam już ochoty na pisanie, ale jakoś się zmusiłam i coś mi chyba z tego wyszło. Jeśli są jakieś błędy to przepraszam, ale nie miałam już ochoty na czytanie.

Zostały jeszcze dwa rozdziały i epilog. Sama w to nie wierzę, ale uwaga mam do was pytanie:


Jesteście Gotowi Na Nowe Opowiadanie ?

LolowoMi

I will not regret it ♦ Jerome Valeska /Joker♦Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz