1.

221 10 0
                                    

Droga dłużyła się w nieskończoność, a obrazy lasów, pól i niewielkich miasteczek migały przez szybę w aucie. Przeprowadziłam się do nowego domu niecały miesiąc temu, a dzisiaj wiozłam ostatnie pudła świadczące o tym, że w stu procentach przenoszę się na totalne pustkowie. Dziadkowie przepisali mi całą posiadłość argumentując to twierdzeniem, że jako najstarsza z rodzeństwa to ja powinnam zamieszkać w rodzinnym domu ojca. Nie mając żadnych ambitniejszych planów na najbliższą przyszłość rozwiązałam umowę najmu mieszkania i złożyłam w pracy podanie o przeniesienie do miasta niedaleko posiadłości.

Wjechałam w boczną uliczkę pełną zadbanych domów z wypielęgnowanymi ogródkami. Sąsiedzi czujnie przyglądali się samochodowi na obcych rejestracjach. Uśmiechnęłam się delikatnie na widok małej dziewczynki machającej w moją stronę. W końcu zobaczyłam sporej wielkości podwórko. Liczne drzewa i krzaki posadzone przy ogrodzeniu uniemożliwały wścibskim gapiom podglądanie domowników, natomiast ogromny stary dom górował nad ulicą.

- Czas się wziąć do pracy. - mruknąłam do siebie próbując z pudłem w ręce dostać się do środka.

Wszędzie stały pudła i liczne graty. Cały dom był zadbany, ale wymagał gruntownego sprzątania i odświeżenia poszczególnych pokoi. Samo porządkowanie nie jest niczym złym, ale gdy nadchodzi czas na wypakowanie się w magiczny sposób kończę oglądając różne pamiątki i graty zebrane przez lata przypominając sobie wszystko na nowo.

Takim też sposobem dwa piętra domu urządziłam po swojemu w dwa tygodnie. Zostało tylko poddasze i garaż, które muszą poczekać do weekendu ze względu na moją pracę.

Byłam pielęgniarką w Szpitalu dla Nerwowo i Psychicznie Chorych, a po zmianie mieszkania  skierowano mnie do bliźniaczego budynku blisko miasta do którego się przeprowadziłam .
Ośrodek słynął ze skutecznych metod leczenia i żelaznych murów przez które nikt nie zdoła się przedrzeć. Czy lubiłam tą pracę? Raczej tak. Ludzie tam przebywający nie byli źli, tylko chorzy i często nad sobą nie panowali, a to co mówili nigdy nie traktowano  poważnie czy z jakąkolwiek większą uwagą niż reklamy w telewizji.

Jazda do pracy zajmowała około czterdziestu minut, budynek został zbudowany na kompletnym pustkowiu ze względu na bezpieczeństwo. Dostanie się do niego będąc zwykłym zdrowym obywatelem było wręcz niemożliwe, wszystko co działo się za murami miało za nimi pozostać.

- Pani Cassandra Hudson? - Krępy strażnik przyglądał mi się zza okienka lustrując wnętrze mojego auta.

- Zgadza się.

- Proszę skierować się na lewo, tam powinien na panią czekać współpracownik.

- Dziękuję.

Na rozłożystych schodach czekał na mnie mężczyzna w kitlu. Gdy tylko podeszłam z uśmiechem podał mi rękę.

- John Bailey miło mi.

- Cassandra Hudson, mi także.

- Będę twoim partnerem przez pierwsze miesiące dopóki się nie wdrożysz. Wszystkie skargi, pochwały i pytania kierujesz do mnie. Wiem, że pracowałaś na oddziale specjalnym, ale zanim tam trafisz musimy cię poobserwować. Liczę na owocną współpracę. - mówiąc to cały czas się uśmiechał.

- Na czym będzie polegać moja praca przez ten okres?

- Będziesz podawać leki pacjentom, uczestniczyć w przeszukaniach pokoi czyli praktycznie to co na stażach podczas studiów.

Wszystkie dni były w pracy podobne lub nawet takie same. Miało się to zmienić za kilka tygodni kiedy z powrotem trafię na oddział specjalny.

Dni upływały, a ja musiałam wziąć się za sprzątanie poddasza. Zewsząd otaczały mnie pajęczyny i pamiątki dziadków. Światło wpadające przez okrągłe okienko podświetlało drobinki kurzu tańczące w powietrzu. Na większość rzeczy nie zwróciłam uwagi jedyne co mnie zainteresowało to stare pudło, w którym było mnóstwo listów i zdjęć. Niektóre fotografie były bardzo stare i przedstawiały moich przodków, na innych widniał mój ojciec za czasów dzieciństwa. Najbardziej jednak zaintrygowały  mnie listy, a szczególnie list mojego dziadka.

Kochana Weronico!

Mam nadzieję, że jesteś w pełni zdrowia. Moje poszukiwania powoli posuwają się do przodu lecz to co odkrywam staje się coraz bardziej niezrozumiałe, wręcz przerażające. Ruszyłem tropem Victorii, poznałem ludzi, których ona zna, ale nic z tego nie rozumiem. Wygląda na to, że w ogóle nie znamy naszej córki. Postanowiłem, że wyruszę w rejon gdzie ostatnio była widziana. Postaram się pisać do Ciebie regularnie.

Twój William.

Nic z niego nie rozumiałam, mój ojciec był jedynakiem, a dziadek ewidentnie pisze "nasza córka". Data na kopercie wskazuje, że działo się to jeszcze przed narodzinami taty.

Zabrałam pudło i zbiegłam na dół do salonu. W głowie kłębiły mi się przeróżne myśli. Wyspałam zawartość pojemnika na stół i zaczęłam segregować listy według dat. Okazało się, że dziadkowie pisali do siebie przez długie miesiące lecz to co mnie najbardziej zdumiało to fragment kartki wyrwany z jakiegoś notesu. Pismo było niechlujne jakby pisane w pośpiechu, gdzieniegdzie słowa zostały zamazane lub nie dało się ich odczytać. Przeglądałabym nadal pudło gdyby nie przeraźliwy krzyk, który rozdarł nocną ciszę.

Creepypasta II Zagubiona Historia Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz