15.

57 6 0
                                    

Codziennie przemierzałam je i jeszcze nigdy nie sprawiły mi takiego problemu jak dziś, a mowa tu o schodach. Próbowałam złapać jednocześnie poręcz i Tima lecącego na łeb na szyję. Zdołałam uczepić się drewna lecz mój partner runął jak długi po przeciwnej stronie. Na chwiejnych nogach podeszłam do niego i przerzuciłam sobie jego rękę za szyję by mógł się na mnie oprzeć. Trzymając mocno poręcz powoli schodziliśmy na dół. Tim niebezpiecznie bujał się do przodu i tyłu podczas gdy ja balansowałam sobą i jego ciałem na ostatnim schodku. Wreszcie dotarliśmy do furtki, którą z lekkim trudem zdołałam otworzyć. Prowadząc mężczyznę przez ulicę zataczaliśmy się w świetle gwiazd i lamp. Podparłam go o ogrodzenie domu szukając kluczyków do furtki w jego kieszeni.

- Mossze i jestem pijany, ale fiem sze takie szeczy tylko f tomu po dwudziestej. - Nie zwracałam uwagi na jego słowa, próbując znaleźć te cholerne klucze. - Nie opmacuj mnie, saras się tobą zajmę jak fejciemy.

- Gdzie są klucze?

- Saras - powiedział niewyraźnie podnosząc palec. Pogrzebał chwilę w tylnej kieszeni spodni i podał mi znalezisko.

Weszłam przez furtkę, a potem z trudem sama dostałam się po schodach do drzwi, które otworzyłam na oścież. W międzyczasie mój kompan podróży zaliczył spektakularną glebę zdzierając sobie rękę. Wróciłam po niego i pomimo oporów zdołałam pomóc dojść do domu.
W środku mieszkanie wyglądało schludnie, nie miało zbędnych ozdób. Nie bawiąc się w poszukiwanie sypialni położyłam go na kanapie. Chwilę jeszcze pomamrotał i poszedł spać. Wyszłam chwiejąc się na boki i po kilku próbach wsadzenia kluczyka do zamka wydostałam się na ulicę. Zanim dotarłam do drzwi usłyszałam sapanie i rytmiczne uderzanie pazurami o beton. Spojrzałam na ulicę, w cieniu kryło się jakieś stworzenie. Sparaliżował mnie strach, nie byłam w stanie się ruszyć. Kreatura zaczęła się powoli zbliżać cały czas pozostając w cieniu. Otrzeźwiałam w mgnieniu oka i cały czas obserwując zwierzę weszłam do domu zamykając drzwi na zamek. Modliłam się, żeby nie udało się temu przedostać na podwórko, ale porzuciłam zbędne nadzieje słysząc kroki na schodach. Rzuciłam się w stronę schowka z pistoletem dziadka, naładowałam broń i przy zgaszonym świetle czuwałam.
Kilka razy naparł na drzwi i zaskowyczał pod nimi. Ręce trzęsły mi się niebywale i było mi niedobrze po wypitym alkoholu. Czułam jak ta bestia okrąża dom w poszukiwaniu wejścia, moje serce wystukiwało rytm jego kroków, może i nie było ich słychać jak szedł po trawie lecz wiedziałam, że tak jest.

Creepypasta II Zagubiona Historia Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz