7.

77 8 0
                                    

Pomieszczenie wyglądało tak samo jak ostatnio poza rysunkami na kartkach. Widniały na nich zamazane twarze i różne budynki. Tak jak przewidział to lekarz Toby'ego, zapamiętywał ze snów różne szczegóły, ale zamiast je opisywać on je rysował. Na jednym widniała ulica nocą, na innym chłopak w kapturze bez dorysowanej twarzy.
Odciągając się od kartek znalazłam czystą bluzkę i szłam korytarzami w stronę celi. Tam ponownie i otworzono i czekano aż wyjdę.

- Przebierz się. - Podałam mu koszulkę.

- Dzięki - mruknął i zaczął ściągać tą poplamioną. Był zwykłej postury, a z braku światła słonecznego szarawą skórę, ale jedno przykuło moją uwagę. Blizna na środku klatki piersiowej.

Podeszłam bliżej. Stałam teraz naprzeciw Toby'ego dezorientując go swoim zachowaniem.
Szarma nie wyglądała jak po wypadku, prędzej jakby była zrobiona specjalnie. Była okrągła i przecianały ją dwie kreski skrzyżowane że sobą pośrodku.

- Proszę się pospieszyć - powiedział znudzony strażnik.

- Już wychodzę - powiedziałam i spojrzałam mojemu podopiecznemu w twarz. - Pamiętasz kto ci to zrobił? - spytałam wskazując na bliznę. Ten tylko spojrzał we wskazane miejsce i pokiwał przecząco głową.

- Nie rozrabiaj więcej. Widzimy się za równy tydzień.

- Postaram się - usłyszałam na odchodnym. Ostatni raz zerknęłam na uśmiechniętego chłopaka i zamknięto drzwi.

Powrót do domu był taki sam. Wyszłam wcześniej, więc możliwe że nie natrafię na korki. Mijałam właśnie baner informujący o przybyciu cyrku do miasta, gdy prawie potrąciłabym dziewczynkę przechodzącą przez ulicę.

- O Boże nic ci się nie stało? - spytałam wyskakując z auta i idąc w jej stronę. - Przepraszam nie zauważyłam cię.

- Nic mi nie jest - uśmiechnęła się promiennie.

- Gdzie są twoi rodzice?

Nie odpowiedziała.

- A jak się nazywasz?

- Sally Williams.

- Piękne imię..

- Tu jesteś! - przerwał mi chłopak szybko idący w tę stronę. - M-miałaś poczekać.

- Dzień dobry, jestem Cassandra Hudson. Nie zauważyłam jej jak wbiegła na ulicę, ale na szczęście w porę zahamowałam. - Podałam mu rękę.

- Brian Thomas. - Uścisnął ją. - To ja p-przepraszam.

Chłopak złapał dziewczynkę za rękę i poszedł z nią w stronę samochodu. Brunetka odwróciła się w moją stronę i energicznie pomachała. Jej zielone oczy przybrały na kolorze.
Dopiero po chwili ocknęłam się z zadumy i przy akompaniamencie klaksonów ruszyłam w stronę domu.

Rozsiadłam się na kanapie i z kieliszkiem półsłodkiego wina otworzyłam list od dziadka. W środku znajdowała się także zniszczona kartka, a na niej napis "nie zbliżaj się". Zaczęłam czytać:

Najukochańsza Weronico!

Odwiedziłem miejsce, gdzie ostatnio widziano naszą córkę, są to lasy na północ. Gdy weszłem w gąszcz i zagłębiłem się na kilka kilometrów ujrzałem mnóstwo kartek zawieszonych na drzewach. Przesyłam Ci jedną z nich. Niektóre są starsze inne świeższe co oznacza, że ktoś regularnie je zawiesza. Jeśli na coś nowego natrafię od razu napiszę.

Twój Will.

Kolejny list i kolejne kartki.

Droga Wero!

Mam nadzieję, że ciotka ma się lepiej. U mnie wszystko w porządku choć zdarzyło mi się omdleć w lesie. Skierowałem się do lekarza lecz on nic nie stwierdził.
Obecnie ze wszystkich sił szukam kolejnych wskazówek. Natrafiłem na ślad zaginionych dzieci jednak po porozmawianiu z ich rodzicami i ludźmi z pobliskich pubów okazało się, że żadne z nich nie miało omamów jak Victoria i każde z nich było o wiele młodsze. Zostanę tutaj dłużej i spróbuję się więcej dowiedzieć.

Will


Sięgnęłam po zdjęcie Victorii, na którym się bawiła i na którym w oddali widać było mnóstwo kartek o których mówił dziadek.

Lasy na północ okalają teren szpitala w niewielkim stopniu i rozciągają się aż do głównej rzeki. Tam też leży jakieś niewielkie miasteczko, możliwe, że o nim pisał dziadek. W dodatku te zaginione dzieci...

W internecie niewiele pisze na ten temat. Jedyne czego się dowiedziałam nowego to to, że dzieci będące pod opieką rodziców na chwilę weszły do lasu, w tamtym czasie opiekunowie urządzali pikniki bądź pracowali w polu. Następnie znikał po nich ślad, a jedyne co znajdowali to kartki na drzewach. Przez następne lata zakazano dzieciom zbliżania się do lasu. Niestety mali wychowankowie w niewyjaśnionych okolicznościach znikali z domów. Kolejne pokolenia wyprowadzały się stamtąd bojąc się o swoje dzieci, aż w końcu w mieście zostali tylko dorośli i starcy.

Creepypasta II Zagubiona Historia Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz