21.

75 7 0
                                    

Poluzowałam prawą rękę. Szło mi to wręcz strasznie zważywszy, że lewą miałam przybitą. Każdy, nawet najmniejszy ruch sprawiał mi ogromny ból. Nawet nie chciałam wiedzieć co czuje dziewczyna naprzeciw mnie.
Kiedy już wyswobodziłam dłoń przyszedł czas na nogi.
Odgłos huków i strzałów unosił się w powietrzu. Nagle ktoś wszedł, kroki były ciężkie, więc na pewno nie był to Jack.

Postać weszła w krąg światła. Był to wysoki mężczyzna, na twarzy miał białą maskę z narysowanymi czarnymi elementami, a ubrany był w jasną kurtkę i ciemne spodnie. Wojskowe buty z głośnym przytupem zatrzymały się przede mną.
Wyjął nóż. Nachylił się i przeciął więzy na nogach. Podszedł do stolika, wziął obcęgi i szmatkę. Kiedy wrócił wepchnął mi w zdrową dłoń materiał, a sam przytrzymując moją rękę chwycił narzędziem gwóźdź. Zacisnęłam szczęki, szykując się na nadchodzący ból.

- Nie możesz krzyczeć bo ściągniesz clowna - powiedziała postać. Ja tylko kiwnęłam głową w akcie zrozumienia.

Zdrową ręką zasłoniłam sobie szmatką usta. Zamaskowany mocniej zacisnął palce na mojej ręce, aż w końcu pociągnął z całej siły za gwóźdź. Wydałam stłumiony odgłos. Całą rękę miałam odrętwiałą. Mężczyzna sięgnął po ścierkę i przyłożył do rany. Pomógł mi ustać i poprowadził w stronę drzwi.

- Co z nią? - spytałam wskazując na ranną dziewczynę.

- Dobrze wiesz, że jej nie da się pomóc. Jedyne co można zrobić to skrócić jej męki.

Podszedł do przywiązanej dziewczyny i poderżną jej gardło. Ta wydała odgłos dławienia się i już po chwili jej głowa bezwładnie opadła na klatkę piersiową. Przynajmniej jak wróci clown to nie będzie się nad nią paswił.

Nawet nie próbowałam jej pomóc, tylko patrzyłam jak uśmierca ją, a potem wraca i razem ruszamy. Nigdy nie sądziłam, że byłabym w stanie zostawić człowieka na pastwę losu albo pozwolić na jego śmierć. Oddychałam szybko i głośno próbując choć trochę zapanować nad sobą.

- Dasz radę biec? - spytał.

- Chyba tak, odrętwienie już przeszło.

I pobiegliśmy. Nie miałam pojęcia, że znajduję się na pierwszym piętrze. Bardziej podejrzewałam, że jestem w piwnicy lub strychu.
Ściany były obdrapane i popękane, na podłodze znajdowała się gruba warstwa kurzu, gdzieniegdzie na ścianie wisiały fotografie bądź obrazy.
Huki ustały zastąpione przez odgłos strzałów.
Wybiegliśmy przez drzwi na zewnątrz. Płuca paliły mnie niemiłosiernie domagając się tlenu.

- Poczekaj tu - wysapał i wrócił do budynku.

Miejsce, w którym byłam więziona z zewnątrz przypominało duży dom bądź sklep. Trudno było określić co to dokładnie było przez odpadający tynk i wybite szyby.
Pozostało pytanie czy mam czekać? W końcu nie znałam tego faceta,  z drugiej strony uratował mnie, ale kto normalny podrzyna dziewczynie gardło?!
Moja mentalna kłótnia trwałaby dłużej, gdyby nie powrót chłopaka, a raczej dwóch. Jego kompan miał na sobie kominiarkę z namalowanymi oczami i ustami wykrzywionymi w smutny grymas. Kulał, a po jego prawej nodze spływała krew, opierał się o swojego kolegę .

- Chodź, niedaleko zaparkowałem samochód - powiedział do mnie. Nie miałam wyboru, co mogłam zrobić? Nawet nie wiedziałam gdzie jestem.

Ruszyliśmy w nieznaną stronę. Moi wybawcy nadal nie ściągnęli masek i nawet się nie odzywali, coś czułam, że nie zamierzają tego zrobić.

Creepypasta II Zagubiona Historia Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz