〰5〰

4.1K 283 80
                                    

MARINETTE

Oparta o kuchenny blat, popijałam herbatę, przeglądałam portal społecznościowy, na którym byłam zarejestrowana i czekałam aż moje maślane rogaliki, które zrobiłam na śniadanie, zarumienią się i będą gotowe. Niestety ostatnio nie miałam czasu, żeby zrobić dobre ciasto francuskie, dlatego wzięłam porcję na kilka sztuk od taty.

- Dzień dobry. - usłyszałam głos mojego narzeczonego.

- Dzień dobry. - odpowiedziałam i spojrzałam na niego. Tak, jak przypuszczałam, był w samych bokserkach. - Ubrałbyś się. - mruknęłam.

- Po co? - podszedł do mnie i objął. - Przecież jesteśmy sami. - uśmiechnął się głupio i pocałował krótko w usta.

- Mógłbyś, chociaż założyć spodnie. - mruknęłam, a w tym samym czasie usłyszałam, że nasze rogaliki są już gotowe. - Siadaj, zaraz podam śniadanie.

Adrien usiadł do stołu, a ja podałam gorące rogaliki i ciepłą herbatę. Życząc smacznego sobie nawzajem, zaczęliśmy jeść.

- Mari? - spojrzałam na niego. - Wczoraj, kiedy ty byłaś z Alyą, zadzwonili do mnie z Nowego Jorku.

- I co w związku z tym? - zapytałam i spojrzałam na niego.

- Zaproponowali mi przejście się po wybiegu dla kilku projektantów. - odparł niemrawo.

- Chciałbyś tam polecieć? - zapytałam i spuściłam głowę.

- Może. - westchnął. - Ale nie mam zamiaru zostawiać ci na głowie całego miasta. - wyjaśnił, a ja chciałam coś odpowiedzieć, lecz niestety niedane mi to było.

- Synku, gdzie jesteś? - oboje na dźwięk tego głosu przewróciliśmy oczami. Czy one dadzą nam spokój? - A dlaczego wy jeszcze nie gotowi? - zapytała, kiedy nas zobaczyła.

- Mamo, co ty tu robisz? - zapytał blondyn i ciężko westchnął.

- To ja się pytam, co wy tu jeszcze robicie? - prychnęła.

- Jemy śniadanie, nie widać? - posłał swojej mamie pytanie przesiąknięte ironią.

Pani Agreste dosiadła się do nas i poczęstowała naszymi croissantami.

- Jakie to pyszne. - zachwyciła się. - Synku, masz szczęście, że żenisz się z tak utalentowaną dziewczyną. Przynajmniej mam pewność, że nie będziesz głodował, ale pamiętaj, Marinette, nie możesz go za bardzo utuczyć, bo wtedy może się pożegnać z dalszą karierą modela. - zwróciła się do mnie.

- Do rzeczy, mamo. - jęknął Adrien.

- Dzwoniła do mnie Paula, moja przyjaciółka z Nowego Jorku i zaproponowała, żebyś zaprezentował jej nową kolekcję na pokazie. - zaczęła tłumaczyć powód swojej niezapowiedzianej wizyty. - Dlatego wy dwoje się pakujecie i lecicie do Stanów.

- A Paryż? - zauważyłam. - Adrien, jak chce, to niech leci, ale ja muszę zostać, bo tylko Biedronka potrafi złapać i oczyścić Akumę.

- Nie tylko ty potrafisz unieszkodliwiać te małe szkodniki. - odpowiedziała z błyskiem w tych swoich soczyście zielonych oczach. - Miraculum twojej mamy też tak potrafi. Dlatego nie przejmujcie się niczym, poradzimy sobie w razie jakiegokolwiek ataku.

Nadal nie byłam co do tego przekonana. Nie wiem, czy to dobry pomysł zostawiać miasto pod opieką naszych matek, a zarazem emerytowanych bohaterek.

- Zastanowimy się nad tym. - odpowiedział trochę wymijająco mój narzeczony. - Jest jeszcze tyle rzeczy do zrobienia. Musimy znaleźć wolne miejsca na lot, hotel... - zaczął wymieniać.

- Chyba nie myślisz, że pozwolę wam tam lecieć jakimiś tanimi liniami lotniczymi z tymi wszystkimi bandziorami czy innymi terrorystami.- oburzyła się. - Nasz samolot jest już gotowy do lotu. - oznajmiła wesoło. Ta kobieta ma straszne huśtawki nastrojów. Moja przyszła teściowa zaczęła szukać czegoś w torebce, mrucząc coś pod nosem. - O, mam! - ucieszyła się, wyciągając komplet kluczy. - O hotel też nie musicie się martwić.

- A niby gdzie mielibyśmy spać? - prychnął Adrien. - Na ławce w metrze?

- Nie. - kobieta szybko odpowiedziała na sarkastyczne pytanie swojego syna. - W apartamencie z widokiem na Central Park. Kupiłam go po okazjonalnej cenie w tajemnicy przed ojcem. Mam nadzieję, że mnie nie wydasz. - rzuciła w chłopaka kluczami.

ADRIEN

Przez cały dzień zastanawialiśmy się nad tym całym wypadem do Nowego Jorku. Oczywiście fajnie by było wyrwać się na trochę z Paryża i odpocząć od tego całego bohaterowania. Moglibyśmy spędzić ten czas tylko we dwoje, z dala od mojej zwariowanej mamy i całej reszty osób, które ciągle zawracają nam niepotrzebnie głowy. Tylko Mari i ja. Nigdy nie mieliśmy możliwości wyjechania gdziekolwiek razem. Zawsze Paryż był ważniejszy od naszych potrzeb. Co prawda, były też te wszystkie tajemnice. To całe ukrywanie tożsamości. Jednak myślę, że jeśli bylibyśmy na tyle uparci, to jakoś dalibyśmy radę wyjechać.

Późnym wieczorem, po patrolu, leżeliśmy na tarasie i, jak to mieliśmy w zwyczaju, podziwialiśmy nocne niebo usłane tysiącami jasnych punkcików. Nareszcie nie musieliśmy się w tym celu szlajać po mieście.

Cała ta przestrzeń była pusta, dlatego postanowiliśmy ją jakoś zagospodarować. Teraz znajdowała się tam cała masa przeróżnych roślin dostosowanych do paryskiego klimatu, miejsce do spędzania czasu z przyjaciółmi, czyli stolik i kilka krzeseł, a wszystko to w jasnych barwach. W kącie, trochę na uboczu od części głównej, wstawiliśmy materac, na którym właśnie leżeliśmy przytuleni do siebie. Zawiesiliśmy tam jeszcze kilkanaście sznurów z żarówkami, które oświetlały wszystko białym światłem, jednak w tej chwili były one wyłączone, żebyśmy mogli spokojnie podziwiać gwiazdy.

- Lećmy do tych Stanów. - odezwałem się po bardzo długiej chwili milczenia.

- Nie wiem, czy to jest dobry pomysł. - Marinette spojrzała na mnie.

- To jest wręcz idealny moment. - odgarnąłem jej grzywkę z czoła i uśmiechnąłem się ciepło.

- Nie boisz się zostawić miasta pod opieką naszych mam? - zapytała mnie.

- Nie. - szybko zaprzeczyłem. - Jutro z samego rana zadzwonię do mamy i powiem jej, że się jednak zdecydowaliśmy. - zamyśliłem się na chwilę. - Chyba że znowu złoży nam niezapowiedzianą wizytę.

👹👹👹

Ślubna Gorączka ||Miraculous|| ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz