《11》

216 33 4
                                    



Zarzuciłem na barki dżinsową kurtkę i wyszedłem z domu, gdzie czekali na mnie chłopcy. Na parkingu stał oparty o czarny samochód Calum, paląc papierosa.

– Czekaj, dopalę – powiedział, kiedy byłem już obok. Zaciągnął się i wypuścił powoli dym z ust. - Nawet nie wiesz jak to relaksuje.

– Nawet nie wiesz jak się psujesz, paląc – rzuciłem. Wziął kilka szybkich ciągnięć, a po chwili wypuścił niedopałek z dłoni. Zgasił go butem i podszedł do mnie.

– Nie martw się o mnie – skrzywił się i poklepał mnie po ramieniu.

– Powiedziałem, że się martwię? – zirytowałem się.

– Innymi słowami – wsiadł za kierownicę. Otworzyłem tylne drzwi. 

– Jak zawsze czysto – mruknąłem z sarkazmem, widząc walające się pudełko po pizzy.

– Zawsze możesz posprzątać, jak chcesz! – zaśmiał się Ashton. 

Miałem ochotę go trzepnąć w tył głowy, ale się powstrzymałem. Zobaczywszy, że Michael ogląda coś na telefonie, wziąłem prawą słuchawkę i wsadziłem do ucha. Przysiadłem się bliżej niego i skupiłem na filmie.

– To co, dzisiejszy wieczór jest nasz! – krzyknął Calum, puszczając jak najgłośniej piosenkę Arctic Monkeys. Uwielbia ich słychać, kiedy prowadzi.


Gdy wszedłem do posiadłości znajomego Hooda, od razu poczułem, że już od dawna brakowało mi takiego wyjścia. Wziąłem czerwony, plastikowy kubek do ręki i wypiłem całą zawartość. Rozluźniłem się. Zauważyłem jak chłopcy zmierzają na taras, więc poszedłem za nimi. Przywitałem się z ludźmi, których mniej więcej kojarzyłem, większość z widzenia.

– Chcesz Hawajską? – zapytałem Michaela.

– Tak, przynieś mi kawałek – poprosił.

Wygramoliłem się jakoś z zebranego tłumu na dworze i ruszyłem do kuchni. Zabrałem opakowanie pizzy, wcześniej sprawdzając, czy to na pewno ta, którą chcę. Już miałem wrócić do przyjaciół, kiedy zobaczyłem znajomą twarz, pochylającą się nad stołem bilardowym. Celnie trafiła w bilę.

– Nie jest wcale taka zła – usłyszałem głos jakiegoś faceta obok mnie. Pierwszy raz na oczy go widziałem. – Nawet mi się podoba – zamrugałem kilka razy i spojrzałem w jego stronę, by upewnić się, czy mówi o brunetce. Zacisnąłem szczękę, kiedy moje obawy się potwierdziły. 

Zacząłem wystukiwać palcami o stół jakiś spokojny rytm, by się uspokoić i przyglądałem się dziewczynie. Nie byłem jedyny, bo wiele osób to robiło. 

– Myślałem, że ktoś cię porwał – przede mną stanął czerwonowłosy. Podniósł kartonowe pudełko z lady. – Idziemy? – spytał. Wróciłem wzrokiem do grającej ciemnowłosej. – Co? – odwrócił się Michael, kiedy zauważył, że zerkam za niego. – Chcesz zagrać w bilarda? – zastanawiałem się przez jakiś czas.

– Tak – odparłem. Wziąłem kubek z trunkiem i ruszyłem w głąb salonu, a za mną szedł roześmiany chłopak.

– Musimy tylko poczekać, aż skończą – powiedział, stojąc obok mnie. Przyglądałem się jej z jeszcze większą dokładnością, co zauważyła. Skrzyżowaliśmy spojrzenia. Starałem się zachować obojętny wyraz twarzy, walczyłem, by nie podnieść kącików ust.

– Nie domyśliłem się, Mike – zachichotał.

Chwilę potem zaczęło klaskać kilka osób stojących obok mnie, nie chciałem być gorszy, więc również to zrobiłem. Presja społeczeństwa, rozumiecie?

Uśmiechnąłem się, kiedy dziewczyna podniosła w górę ręce, ciesząc się ze zwycięstwa. Puściłem jej oczko, kiedy zerknęła w moją stronę. Przez chwilę na jej ustach spoczywał mały uśmieszek, ale po chwili nabrała kamiennej twarzy. Mimo to oczy dalej tryskały z radości i nie byłem pewien, czy tak ucieszyła ją wygrana, czy wypiła za dużo alkoholu. Hood uderzył mnie lekko brzuch, żebym na niego zwrócił uwagę. Nie było to mocne uderzenie, ale mógł lżej.

– Wołałem cię – wymamrotał. Zaśmiałem się, widząc w jakim jest stanie, a dopiero byliśmy tutaj nie dłużej niż godzinę.

– Co piłeś?

– Dużo, dużo, naprawdę dużo wódki – wziął kubek z mojej ręki i opróżnił do dna. Zmarszczyłem brwi, ale nic nie powiedziałem.

– Idziemy grać? – zapytał Ashton.

Pokiwaliśmy w trójkę głową, Calum dosyć intensywnie. Myślałam, że zaraz się zakręci, choć możliwe, że w jego głowie już wirował. Chwiejnym krokiem podszedł do stołu.

– Bilard jest wolny? – wybełkotał.

– Tak – odpowiedziała mu jakaś ruda dziewczyna, wyglądała bardzo młodo, ale jej wyzywający ubiór na to nie wskazywał.

Zdecydowanie bardziej wolałem patrzeć na brunetkę ubraną w czarne, poszarpane rurki i dużą, szarą bluzę. Wyróżniała się, przynajmniej w tym gronie. Wziąłem kije bilardowe i podałem reszcie.

– Uważaj – zwróciłem się do Caluma.

– I widzisz? Znowu się martwisz – pokręciłem przecząco głową. To zabrzmiało jak "kocham cię" w damskim języku – powiedział, podnosząc kij.

– Uważaj na innych, sobie rób co chcesz – jęknąłem, a Michael zaśmiał się, kiedy Calum nie mógł poradzić sobie z kijem.

– Ty lepiej już usiądź albo przynajmniej oddaj to – powiedział, biorąc go od niego. Wydął wargę niezadowolony.

– Nie możesz mi cały czas rozkazywać – burknął, krzyżując ręce na piersi i gdzieś poszedł.

Obserwowałem jego poczynania, bo nie chciałem, żeby coś głupiego zrobił. Może naprawdę się martwiłem o tego kolesia. Uspokoiłem się, kiedy podparł ścianę i wypił na raz kolejny kubek alkoholu. Życzyłem mu powodzenia jutro rano.

Zaczęliśmy grę. Ludzie po drugiej stronie tańczyli, niektórzy interesowali się naszą rozgrywką, a jeszcze inni upijali się i zapychali żołądki pizzą. Przegrywałem, ale nie byłem zły. Ashton grał znakomicie i wiedziałem, że nie mam z nim szans. Nie odbiegałem jakoś strasznie umiejętnościami od niego w porównaniu z Michaelem, ale musiałbym liczyć na cud, a one zdarzają się tylko kilka razy. Przez całą partię czułem na sobie palące spojrzenie. Nie zwracałem na to uwagę, bo schlebiało mi to i dokładnie wiedziałem, kto się tak we mnie wpatrywał. Odwróciłem wzrok od stołu. Na moje usta wpłynął zadziorny uśmiech, kiedy złapałem ją, na przyglądaniu mi się. Udawała zajętą rozmową z szatynem, ale nie mogła ukryć unoszących się kącików ust i zarumienionych policzków. Zdecydowanie była pijana. Zadowolony pogratulowałem wygranej przyjacielowi. Później tylko kilka razy wróciłem wzrokiem do jej osoby, żeby sprawdzić, aby się upewnić, że jest bezpieczna.



MAM NADZIEJĘ, ŻE SIĘ PODOBA, BO NAPRAWDĘ STARAŁAM SIĘ

rany, ale długi! a miałby być tutaj krótkie rozdziały do 400 słów. dziękuję za przeczytanie. liczę na jakieś komentarze. jak widzicie jakieś błędy, to piszcie.

następny za dwa dni, bo jutro będzie dużo pracy na updates x


marta

bottle cap // luke hemmingsWhere stories live. Discover now