– Ile już tutaj przychodzisz? – zadałem jej pytanie, które męczyło mnie od samej pobudki. Przez całą drogę zastanawiałem się na odpowiedzią. Zaciekawiony usiadłem obok niej. Zdjąłem plecak i położyłem go obok. Poprawiłem okulary przeciwsłoneczne, które zsunęły się po moim nosie.
– Jakiś czas – mruknęła.
– Określ bardziej – dodałem.
– Musisz być taki natarczywy? – zmarszczyłem brwi zdziwiony. Prychnąłem pod nosem, wiele słów nasuwało mi się na język, ale ostatecznie umiałem się pohamować, bo nie wyszłoby to na dobre.
– Ty naprawdę jesteś... – zawahałem się, spojrzałem na nią krótko. Przygryzłem wargę. Oczekiwała aż ją obrażę. Starałem się opanować, ale nie było to takie łatwe przy brunetce. Postanowiłem zmienić temat. Siedziała, zaciskając szczękę i przełykając ciężko ślinę. Liczyła na to, że wybuchnę i odejdę. – Przyniosłem pączki.
– Co? – otworzyła szeroko buzię, odwracając się do mnie. Zachichotałem z jej reakcji i sięgnąłem po leżący obok czarny plecak. Wyciągnąłem z niego papierową torebkę, trochę szeleszcząc.
– Mam nadzieję, że się nie zmiażdżyły – wyznałem. – Wolisz z budyniem czy czekoladą? – spytałem, choć miałem nadzieję, że wybierze pierwszą wersję.
– Budyń – szeroko się uśmiechnąłem.
– Myślałem, że będę musiał cię przekonywać byś go wzięła. Zdecydowanie gustuję bardziej w czekoladowym – wyjaśniłem.
– Nie lubię kakao – powiedziała, cicho się śmiejąc.
– To nawet dobrze – stwierdziłem. – Przynajmniej nie będziesz mi je podjadać.
– Za to uwielbiam białą czekoladę. Wiesz, lubię ten smak. Jest nie do opisania – zaczęła się plątać, więc musiała mieć rację.
– Dawno temu ostatni raz ją jadłem. Nie przyciąga mnie do siebie, ale przy twojej pomocy może zmienię zdanie – przewróciła oczami. Lubiłem jak to robi, bo w policzkach dziewczyny pojawiały się wtedy małe dołeczki.
Rozerwałem opakowanie i podałem je Noreen. Chwyciłam pączka w cukrze pudrze i od razu ugryzła.
– Powoli – powiedziałem z pełną bluzę, kiedy masa skapnęła dziewczynie po podbródku.
– Kto to mówi – zaśmiała się, a ja wysłałem jej pytające spojrzenie. Mignęła mi palcem przy koszulce. Zerknąłem na nią. Byłem cały pobrudzony. – Cholera – parsknąłem.
Siedzieliśmy na rampie, kończąc powoli jeść i podziwiając widoki przed nami. Oblizałem palce. Było pyszne i gdybym pomyślał wcześniej, kupiłbym po dwa każdemu. Zdałem się na intuicję, jak widać bardzo dobrze trafiłem. Brunetka siedząca obok mnie skończyła przeżuwać kilka chwil po mnie. Wytarła ręce o zamszową spódniczkę zapiętą guzikami po środku.
– To powiesz mi, jak długo już tutaj przychodzisz? – przerwałem ciszę.
– Jakiś czas – wypaliła.
– To już wiem – jęknąłem. – Coś więcej?
– Mogę zadać ci pytanie? Później ja odpowiem na twoje.
– Jasne – zgodziłem się.
– Jak dowiedziałeś o tym miejscu?
– Niewygodne pytanie – zaśmiałem się gorzko i podrapałem po głowie.
– Domyślam się. Teraz wiesz, jak ja się czuję – skwitowała.
– Ja ci odpowiem – odkaszlnąłem. – Widzisz te drzewa? – spytałem, pokazując palcem. – Idąc między nimi, wszystko widzisz. Dosłownie.
– Stamtąd zobaczyłeś rampę?
– Nie – zaśmiałem się cicho, widząc zdezorientowaną minę dziewczyny. – Nie mieszkasz tutaj długo, prawda Noreen?
– Nora – poprawiła mnie.
– Oczywiście – wyczuła nutkę sarkazmu w moim głosie i pchnęła ręką z całej siły moje ramie. Nie zrobiło to na mnie większego wrażenia.
– Skąd wiesz, że nie mieszkam tutaj od samego początku?
– Tylko przypuszczam – zmierzyła mnie dokładnie wzrokiem, po czym wróciła do polnej drogi.
– Muszę już iść – pokiwała głową, nie zerknęła w moją stronę. Poczułem się lekko zignorowany. Przesunąłem po metalowej rampie dosyć stary kapsel. – Mam nadzieję, że smakował ci pączek.
– Bardzo dobry – skinąłem.
– Cieszę się – rzuciłem.
kapsel: przez żołądek do serca
trochę aktywność spadała, ale z doświadczenia wiem, że tak zawsze jest XD
wolicie pączki z czekoladą czy budyniem?
marta
YOU ARE READING
bottle cap // luke hemmings
Fiksi Penggemar❝Przynajmniej mogłem spokojnie spać z myślą, że zostawiłem coś po sobie.❞ gdzie Luke ubiega się o uśmiech zwykłej dziewczyny. {przyjemnie i lekko pisane} ©2017 sierpień, alta67 cover by reuses