《 9 》

230 36 4
                                    


Wdrapałem się na samą górę. Widziałem ją, podziwiającą zachód słońca już w oddali. Powiewał chłodny wiatr. Zerknąłem na nią. Ani drgnęła, kiedy zerwał się większy powiew. Siedziała w szarej bluzie na krawędzi. Zaciągnęła rękawy, chowając przy tym swoje dłonie. Długie włosy brunetki nie były ułożone, wiec potargałem swoje, by nie poczuła się gorsza.

– Nie mogłem przyjść wcześniej – powiedziałem na jednym tchu i przysiadłem się obok niej, dalej zachowując odpowiednią odległość. 

– Dopiero co przyszłam – wydukała obojętnie. Zerknęła na mnie na chwilę. Puściłem nogi luźno. Nie wytrzymałbym, siedząc po turecku jak ona.

– Produktywny dzień? – zapytałem. – Jeśli oczywiście mogę wiedzieć – dodałem. Zmarszczyła brwi. Zamrugała kilka razy i milczała.

Odwróciłem wzrok zawstydzony i podziwiałem niesamowity widok przede mną. Skupiłem się na tym, jak zaczerwienione niebo znika zza horyzontu. Dziewczyna również była zachwycona, tym co widzi. Uśmiechnąłem się lekko, widząc rozchylone usta dziewczyny, oczy pochłaniające krajobraz przed nami, pojedyncze kosmyki opadnięte na jej czole. Nie mogłem znaleźć lepszego towarzystwa na wieczór. Patrząc na zachód słońca, czułem się wyciszony i dziwnie spełniony. Ona, siedząca obok mnie, była idealnym dopełnieniem.

– Czego ty tak naprawdę chcesz? – z myśli wyrwał mnie cichy głos. Chrząknęła. – Po co tutaj przychodzisz? – powiedziała gniewnym, zimnym tonem, nie spuszczając wzroku od zachodzącego słońca. Jej oczy błyszczały z zachwytu.

– Naprawdę chcesz wiedzieć? – przysunąłem się bliżej niej. Spięła się, choć nie chciała tego okazać, zauważyłem to.

– Po to pytam – obdarowała mnie krótkim spojrzeniem i wróciła do podziwiania. Wyczułem, jak zbiera się w niej złość.

– Lubię twoje towarzystwo – odparłem z nieśmiałym uśmiechem. Czekałem na jej reakcję. Przyglądałem się uważnie, ale kamienna mina nie schodziła z twarzy dziewczyny.

– Nie przychodzę tutaj dla towarzystwa – powiedziała powoli i wyraźnie. – Przychodzę tutaj, żeby być samotna – splątała palce ze sobą. Nie wiedziałem co powiedzieć, więc po prostu czekałem aż ona się odezwie. – Chyba powinieneś już iść – w mojej głowie rozbrzmiał jej głos. Zatkało mnie. Otworzyłem buzię, ale nie potrafiłem się wyrazić tego słowami. Zabrało mi głos. Spuściłem wzrok. Widząc jej zaciśnięte pięści, postanowiłem odpuścić. Podniosłem się i otrzepałem czarne spodnie, były czyste, ale nie wiedziałem co zrobić.

– Tak, masz rację. Pójdę już – wydukałem i odszedłem z żalem w oczach.




Hejka! Mam nadzieję, że macie świetny dzień.

Następny rozdział ma 900 słów, chcecie go na dwie części rozłożyć (bo jest możliwość) czy wolicie taki długi?

Jak chcecie dedykacje to napiszcie. Mam nadzieję, że rozdział się podoba. Dziękuję za przeczytanie.

marta

bottle cap // luke hemmingsWhere stories live. Discover now