Rozdział 36 - Ironia losu

2K 152 174
                                    

Jakiś czas wcześniej...

Był wściekły. Chociaż nie, był wkurwiony. Był wkurwiony jak jeszcze nigdy dotąd. Nic, ale to absolutnie nic nie szło ostatnimi czasy po jego myśli. Nie odzyskał jej, a ponadto ona znalazła już sobie innego. A on został z Chloé. Czy był z tego zadowolony? Oczywiście, że nie.
Czy widział ją jako matkę swoich dzieci? Też nie. W tej roli widział jedynie Marinette. Jednak ona zostawiła go przed ołtarzem, potem powiedziała, że to wszystko to jedna wielka pomyłka i jedynie przymus ze strony jej matki, a na końcu znalazła sobie innego, z którym teraz jest w ciąży. Nie taki był plan. Kim więc była dla niego blondynka? Jedynie zabawką. A najgorsze jest to, że ich największy sojusznik - Gabriel Agreste, nie żyje.

- Kurwa! - ryknął na cały apartament.

- Co znowu? - Chloé wyszła z łazienki z twarzą umazaną jakąś zieloną mazią. Nathaniël skrzywił się na ten widok.

- To wszystko nie tak miało wyglądać! - warknął wściekły przez zaciśnięte zęby. W furii sięgnął po niewielki flakonik z żółtym gerberem stojący na stoliku do kawy i rzucił nim o ścianę. Kryształ rozprysnął się na setki maleńkich odłamków.

- Ogarnij się! - rozkazała.

- Ja mam się ogarnąć?! - krzyknął i wstał z sofy. - To ty się ogarnij! Nie chcesz go usidlić? - był tak wściekły, że czerwień jego twarzy zlewała się z czerwienią jego włosów.

Chloé do ostatniej chwili miała nadzieję, że zdobycie Adriena nie będzie trudne, w końcu Gabriel jej trochę tę całą sytuację ułatwił. Jednak teraz, po jego śmierci, nic nie idzie po ich myśli. Chloé dopiero teraz zrozumiała, że nie ma najmniejszych szans u Agrestea. Teraz upatrzyła sobie Nathaniëla. Może nie był zbyt przystojny, kochanek z niego też raczej był marny, jednak był bogaty oraz bardzo wpływowy i to jej wystarczało. W końcu w życiu liczą się jedynie pieniądze i status społeczny.

Blondynka nigdy nie myślała o założeniu prawdziwej rodziny. Nie widziała takiej potrzeby. Posiadanie męża i ogromnej willi w zupełności by jej wystarczyło. Ona niby miałaby babrać się w brudnych pieluchach? Mowy nie ma. A poza tym ciąża oznaczała przybranie na wadze, rozstępy i obwisłe piersi, a ona nie mogła sobie na to pozwolić. Nie miała też zamiaru niańczyć tego małego potworka. Tak, założenie rodziny zdecydowanie nie jest dla niej.

Podeszła do wściekłego Kurtzberga i położyła mu dłoń na ramieniu.

- Mogę coś dla ciebie zrobić? - zapytała, trzepocząc rzęsami.

- Rozbieraj się. - rozkazał władczym tonem.

Blondynka posłusznie wykonała polecenie mężczyzny i zrzuciła z siebie ubranie, wiedząc, co za chwilę nastąpi. Nathaniël w tym samym czasie opuścił jedynie spodnie po kostki i zaczął się do niej dobierać. Dwie minuty później było już po wszystkim.

- I co teraz? - zapytała, ubierając dopiero co ściągnięte rzeczy.

- A teraz rusz dupę i do samochodu. - uśmiechnął się pod nosem. - Jest jeszcze jedna osoba, która może nam pomóc.

- Kto to taki? - zaciekawiła się.

- Nie ważne. - skarcił ją.

Mężczyzna miał nadzieję, że ta osoba im pomoże. To była ich ostatnia deska ratunku. Tą osobą była matka Marinette - Sabine. Wiedział, że ona jedyna może przemówić córce do rozumu. Przecież to ona trzy lata temu namówiła ciemnowłosą do przyjęcia pierścionka zaręczynowego. Tak, to zdecydowanie ich ostatnia deska ratunku.

Większość drogi do Paryża prowadziła przez lasy, dlatego Kurtzberg nie bawił się w takie coś, jak przepisy drogowe. Wskazówka na liczniku jego sportowego auta zatrzymała się na liczbie dwieście piętnaście. Chciał jak najszybciej dotrzeć do stolicy, by odnaleźć matkę swojej byłej narzeczonej. Wiedział też to, że kobieta wróciła do swojego rodzinnego miasta, bo wszystkie portale plotkarskie rozpisywały się na temat powrotu Adriena. A tam, gdzie on, tam i ona. Strony były zapchane ich zdjęciami. Przez cały ten czas za cholerę nie mógł zrozumieć tego, co robił źle. Dlaczego ona go nie kochała, tylko związała się z tym blond pajacem? Zacisnął ręce mocno na kierownicy i wykrzesał ze swojego samochodu jeszcze więcej mocy, przerzucając bieg oraz przyspieszając.

Był tak wściekły i skupiony na wszystkim poza drogą, że nie zauważył stojącej na samym środku młodej sarenki. Dopiero kilkanaście centymetrów przed zwierzęciem ostro skręcił, unikając jego potrącenia. Stracił panowanie nad pojazdem, który zaczął dachować. Finalnie z niezwykłym impetem uderzył w drzewo, pozbawiając swoich pasażerów życia.

👹👹👹

Porwanie ||Miraculous|| ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz