Pół roku. Od wypadku Adriena i narodzin jego dzieci minęło pół roku. Przez cały ten czas nie było dnia, żeby Marinette go nie odwiedzała.
Każdy dzień bez niego był dla niej męczarnią. Przecież nie tylko musiała utrzymać przy życiu czwórkę ich dzieci, ale też jedną z większych firm modowych na świecie.
Jakiś miesiąc po wypadku przeniosła go do prywatnej kliniki, ponieważ ciągle do jego sali zakradała się jakaś hiena żerująca na ich nieszczęściu i robiąca zdjęcia do jakiegoś taniego szmatławca. Wtedy to nawrzeszczała na samego szefa oddziału i wytknęła im, że ich ochrona to jakaś kpina.
Cała ta niedorzeczna sytuacja osiągnęła poziom krytyczny, kiedy Marinette musiała wyjechać za granicę w interesach. Wtedy pojawiło się pytanie: Co z dziećmi? Nie chciała obarczać tym wszystkim swojej matki, która przez cały ten czas jej pomagała we wszystkim i z którą miała kontakt jak za dawnych lat. Szczególnie że chłopcy z każdym dniem stawali się coraz żwawsi i ruchliwi, czasem miała wrażenie, że zamiast czwórki ma ósemkę. Jednak po wielotygodniowych namowach postanowiła jej ulec i zostawić je pod opieką Sabine.
Cała czwórka wdała się z wyglądu w tatusia, wszyscy mają blond włosy i zielone oczy, no może poza Tomem, bo on ma heterochromię; prawe oko ma zielone, a lewe jest błękitne.
Wyjazd na szczęście przebiegł bez zbędnych komplikacji, dzięki czemu szybko mogła wrócić do Paryża. Zanim pojechała do domu, odwiedziła w klinice swojego męża.
Weszła do sali i usiadła na fotelu przy łóżku. Martwą ciszę panującą w pomieszczeniu przerywało rytmiczne pikanie aparatury rejestrującej czynności życiowe Agrestea. Spojrzała na niego, ten widok raczej nie był za wesoły. Twarz blondyna była bledsza niż zwykle, a z jego ust wystawała rurka intubacyjna, umożliwiająca mu oddychanie.
- Cześć, kochanie. - odezwała się do niego i odgarnęła przydługie kosmyki grzywki z jego oczu. - Nie mogę się już doczekać, kiedy się wybudzisz z tej cholernej śpiączki. - do jej oczu mimowolnie zaczęły napływać łzy. - Bo się obudzisz, prawda? - dotknęła jego policzka. - Dzieci mają się bardzo dobrze. - uśmiechnęła się smutno. - Moja mama mi bardzo pomaga. Brakuje nam ciebie, wiesz? Plagg mi ostatnio powiedział, że to dzięki pierścieniowi przeżyłeś ten wypadek. - wstała z fotela i pochyliła się nad jego twarzą. - Muszę wracać do dzieci. - szepnęła i pocałowała go w policzek. - Kocham cię. Do jutra.
Wróciła do domu, rozmyślając intensywnie nad swoją przyszłością. W głowie huczało jej kilka pytań. A co jeśli Adrien się nie obudzi? A co jeśli coś się pogorszy i umrze? Jak poradzi sobie z dziećmi bez niego? Jak to będzie, jeśli chłopcy będą wychowywać się bez ojca? Czy zdoła im go zastąpić? A może powinna sobie w takich okolicznościach znaleźć innego męża?
O czym ty myślisz, głupia babo, Adrien jest tym jedynym i żaden inny nie zastąpi nigdy jego miejsca, skarciła się w myślach.
Nakarmiła swoich chłopców i położyła ich spać, a sama ułożyła się na jednoosobowym łóżku w pokoju swoich dzieci. Wstawiła je tam, bo nie mogła spać w swoim własnym. Nie bez niego. Od pół roku nawet nie wchodziła do sypialni, więc pewnie wszystko zostało tam jak przed porodem i wypadkiem Adriena. Przez te pół roku nie było dnia, żeby nie wyklinała jego głupoty, przez którą jego dzieci mogą zostać pół sierotami.
Rankiem obudziło ją natarczywe pukanie do drzwi. Błagała w duchu, by ten ktoś dał sobie spokój i odszedł, ale niestety stukanie i dzwonienie nie chciało ustać. Owinęła się szczelnie szlafrokiem i założyła swoje ulubione kapcie. Schodziła po schodach, ledwo widząc na oczy. Westchnęła ciężko, kiedy otwierała drzwi.
- Marinette, tak mi przykro. - zarejestrowała jakiś nieznajomy kobiecy głos, a sekundę później była już przytulana przez swojego gościa.
- Przepraszam, może mi pani powiedzieć, kim jest? - zapytała zdezorientowana.
Nieznajoma odsunęła się od niej, przez co Marinette mogła się jej dokładniej przyjrzeć; złote włosy i szmaragdowe oczy były dla niej niezwykle znajome.
- Och, przepraszam, gdzie moje maniery? - uśmiechnęła się do niej. - Mam na imię Aurelia. - podała jej dłoń, którą niemrawo uścisnęła. - Kiedyś Agreste, a teraz Collette, po rozwodzie wróciłam do swojego panieńskiego nazwiska. Wiem o wszystkim, co mój mało inteligentny synek nawyprawiał.
- Może wejdźmy do środka. - zaproponowała i otworzyła drzwi szerzej, zapraszając kobietę do domu.
- No teraz to ten średniowieczny zamek przypomina prawdziwy dom. - zachwyciła się blondynka. - To pewnie twoja zasługa? No pewnie, że twoja, mój syn przecież nie wybrałby sobie żony z fatalnym gustem, takiej jak ta cała Chloé. - obie kobiety usiadły na kanapie.
- Może mi pani wszystko opowiedzieć? - zadała ostrożnie pytanie. - Dlaczego pani odeszła? Adrien za panią tak bardzo tęskni.
- Wiem, kochanie, wiem. - westchnęła i zamilkła na chwilę. - To wszystko zaczęło się dwadzieścia lat wcześniej. Któregoś dnia do rąk Gabiego trafiła bardzo stara księga zawierająca ważne informacje. Przetłumaczenie jej stało się dla niego obsesją. Z zapisków dowiedział się, że za pomocą kolczyków i pierścienia można osiągnąć potęgę absolutną. Nie wiem jak, ale kilka tygodni po odkryciu tego, do rąk mojego męża trafiło Miraculum Ćmy. Stał się potworem, od którego chciałam uciec razem z nieświadomym Adrienem. Wzięłam z nim rozwód i chciałam wywalczyć w sądzie opiekę nad moim synkiem, ale ten stary pierdziel miał lepszych prawników, na których nic nie mogłam poradzić. Dlatego wyjechałam najpierw na kilka lat do Tybetu, a potem do mojej rodzinnej Kanady. - zamilkła, by złapać kilka głębszych wdechów. - A teraz on leży w śpiączce. Wiem z gazet. Odwiedziłam go kilka razy. Tak mi przykro, Marinette. - spojrzała na nią i w geście wsparcia położyła jej dłoń na kolanie. - Mogę poznać swojego wnuka? - zapytała z nadzieją.
- Raczej wnuki. - powiedziała ciemnowłosa.
- Marinette, zrobiłam ci zakupy. - usłyszała głos swojej matki. - Kupiłam wszystko, czego brakuje i... Aurelia?! - zdziwiła się Cheng.
- Sabine! - pisnęła Aurelia i ją przytuliła.
Okazało się, że obie kobiety przyjaźniły się ze sobą za szkolnych czasów.
👹👹👹
CZYTASZ
Porwanie ||Miraculous|| ✔
FanfictionOd pokonania Władcy Ciem minęło osiem lat. Marinette ma 26 lat i bierze ślub. Co z tego wyniknie? Gdzie jest Adrien? ➖➖➖➖➖➖➖➖➖➖➖➖➖➖ Ostrzegam przed brzydkimi słowami i brzydkimi scenami.