Rozdział 37 - Pożar w Paryżu

1.9K 153 109
                                    

Dzień, w którym odbył się wieczór kawalerski Kima...

Wstała gdzieś koło godziny czternastej i nie wiedziała, co może zrobić ze sobą. Ta praca po nocach szczerze ją wykańczała. Jednak nie widziała dla siebie innego zajęcia. Nawet dobrze jej tam płacili i mogła również liczyć na dobre napiwki, kiedy tylko jakimś wiecznie napalonym facetom zakręciła przed nosem piersiami, albo tyłkiem. Wtedy banknoty o wysokich nominałach praktycznie same wpadały jej do stanika albo za gumeczkę od stringów. To głównie dzięki temu mogła sobie pozwolić na w miarę luksusowe życie. Miała prawie wszystko. Jednak nadal szukała tego jedynego. Niestety te poszukiwania marnie jej szły, żaden jej nie chciał, a może po prostu to ona miała zbyt wygórowane wymagania względem płci przeciwnej? Jej ideałem był oczywiście Adrien Agreste i do właśnie do blondyna porównywała wszystkich swoich amantów.

Na nic szczególnego nie miała ochoty. Dzisiaj miała ważny występ, więc musiała się jakoś do niego przygotować. Przez całą poprzednią zmianę rozmyślała, kto taki mógł ją wynająć. Może był to jakiś milioner chętny do dawania napiwków, a może tylko zgraja małolatów, którym dopiero co wąs się sypnął? Kto wie, kto to może być.

Będąc w kuchni, zrobiła sobie śniadanie. Jej poranne menu od lat nie uległo zmianie; szklanka świeżo wyciskanego soku z grejpfruta i jeden wafel zbożowy musiały ją zaspokoić na pół dnia. W końcu musi dbać o linię, bo przecież nikt nie chciałby widzieć tłustej striptizerki.

Owinęła się szlafroczkiem i spojrzała na telefon w celu sprawdzenia godziny. Było chwilę po piętnastej, czyli miała jeszcze chwilę dla siebie. Ulokowała się wygodnie na fotelu przed telewizorem i zaczęła skakać po kanałach. Na jej nieszczęście nic ciekawego o tej godzinie nie leciało. Wyłączyła odbiornik i zastanowiła się, co jeszcze może zrobić. Po dłuższej chwili bezczynnego siedzenia zajęła się przeglądaniem internetu.

Przeglądając którąś z kolei stronę, natknęła się na artykuł głoszący, że córka długoletniego burmistrza Paryża - Chloé Bourgeois nie żyje.

- Dobrze suce. - powiedziała do siebie. - Zasłużyła sobie na to.

Zanim się obejrzała musiała już się zbierać do klubu, w którym pracowała. Ubrała na siebie bardzo obcisłe jeansowe biodrówki, spod których wystawała gumka jej czerwonych stringów i białą bluzkę po pępek, spod której prześwitywał jej krwistoczerwony stanik.

Zamknęła swoje mieszkanie na klucz i wsiadła do zamówionej wcześniej przez siebie taksówki. Nie miała własnego samochodu, bo na co komu pojazd, gdy się nie ma prawa jazdy. Kto by spamiętał te wszystkie przepisy.

Gdy dojechała pod swoje miejsce pracy, wysiadła z taryfy i po opłaceniu należności za kurs, udała się pod tylne wejście do klubu.

Lokal był jedną z najgorszych, o ile nie najgorszą, spelun w stolicy. Ze ścian odchodziła ciemna farba wraz z tynkiem, sprzęt, który się tam znajdował, nie był wymieniany od samego otwarcia, czyli od jakichś pięćdziesięciu lat. Czego by się tam nie dotknęło, od razu zamieniało się w stertę bezużytecznych odpadów. W głównej sali unosił się drażniący nozdrza i oczy swąd, do którego po latach spędzonych w tym miejscu zdołała się przyzwyczaić.

Szatynka weszła do swojej niewielkiej garderoby, gdzie był jedynie stolik, na którym stało lustro i lampka biurowa, a pod ścianą wieszak z kilkunastoma strojami scenicznymi.

Lila zrobiła sobie tradycyjny, bardzo wyzywający makijaż, natapirowała włosy i po włożeniu złotego stanika z cekinami i majtek związanych z kilku cieniutkich sznureczków, wyszła zrobić show.

Na sali wzrokiem odszukała grupkę mężczyzn, którzy prawdopodobnie zamówili sobie u niej występ. Z każdym kolejnym krokiem postawionym w kierunku stolika dobrze bawiących się panów, miała wrażenie, że są dla niej dziwnie znajomi. Jakieś cztery metry od stolika zatrzymała się i zrozumiała, że to są koledzy, z którymi chodziła do liceum. Byli to Max Kanté, Ivan Bruel, Kim Lê Chiên, Nino Lahiffe i, o niebiosa, Adrien Agreste.

Podeszła z udawaną pewnością do ich stolika.

- To wy zamawialiście striptizerkę? - zapytała, a chwilę później mężczyźni zaczęli się śmiać.

Kobieta wzięła się do pracy i zaczęła się prężyć przed Kimem najlepiej jak tylko potrafiła.

- Idę rzygać. - wybełkotał pijany szatyn i szybko pobiegł w stronę toalet.

- Adrien, a może dla ciebie mam coś zatańczyć? - zapytała słodkim głosem i zatrzepotała sztucznymi i poklejonymi od nadmiaru tuszu rzęsami, a jej dłoń zwinnie przejechała po jego klacie.

- Mam żonę. - odpowiedział pewnie.

Lila zastanawiała się, kto taki mógł jej go zwinąć sprzed nosa. Stała tam przed nimi, jak kołek i wpatrywała się w blondyna. W międzyczasie do stolika wrócił Kim.

- Chyba już ci podziękujemy, Lila. - Nino starał się ją przegonić, jednak ona nie ruszyła się nawet o milimetr, nadal słuchając rozmowy chłopaków.

- Dlaczego wcześniej nie powiedziałeś, że masz żonę? - zapytał zdziwiony Max. - To pewnie jakaś superseksowna supermodelka? - posłał jeszcze jedno pytanie w stronę blondyna.

- Nie. - szybko zaprzeczył. - To ktoś o wiele lepszy. - westchnął rozmarzony na myśl o swojej cudownej żonie. - To Marinette.

Ta Marinette? Ta prostaczka? On chyba postradał zmysły? Jak on może być z takim tandetnym małym karaluchem? Myśli szatynki wirowały jej w głowie. Muszę coś z tym zrobić.

Koło trzeciej godziny bar był już prawie pusty, jednak Rossi musiała dać jeszcze jeden występ. Weszła na scenę i zaczęła wykonywać te swoje akrobacje na rurze. Mężczyźni podczas tych wygibasów podziwiali jej napchane silikonem i botoksem ciało.

Pod koniec występu wydarzyła się tragedia. Zerwał się kabel trzymający oświetlający Lilę reflektor, przez co w klubie wybuchła panika i pożar trawiący wszystko, co stanęło mu na drodze.

👹👹👹

Porwanie ||Miraculous|| ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz