Rozdział 44 - Pojednanie

1.9K 162 66
                                    

Ostatnie kilka godzin było dla niej prawdziwym koszmarem, a najgorsze było to, że nikt nie raczył jej informować, co dzieje się na sali operacyjnej. Jedyne, co wiedziała, to to, że Adrienem zajmuje się neurochirurg i to, że krwawi do wnętrza czaszki.

Nie mogła go stracić, nie teraz, gdy na świat przyszły ich dzieci. Od kilkudziesięciu minut leżała bez ruchu, a po jej policzkach spływały ciurkiem łzy. Gdyby tylko go posłuchała i została w domu, do niczego takiego by nie doszło. To oczywiste, że o to wszystko obwiniała siebie, ale nie tylko. Obwiniała też o to Adriena, bo gdyby tylko nie jechał tak szybko i nie łamał wszystkich możliwych przepisów, może nic by się nie stało.

Nie wiedziała, co takiego przyniesie najbliższa przyszłość, ale miała nadzieję na to, że chirurdzy uratują jej głupiego męża tylko po to, żeby osobiście mogła go zabić. Czy on w ogóle wtedy pomyślał o niej albo o ich dzieciach? I wtedy przypomniała sobie o Plaggu, tylko on w tym momencie mógł jej nakreślić całą tę sytuację. Tylko jak miała się z nim skontaktować? Skoro Adrien jest teraz na sali operacyjnej, to kwami jest zapewne przy nim.

- Mari? - Alya zajrzała do jej sali przez szparę w drzwiach. Ciemnowłosa szybko wytarła dłonią policzki i spojrzała na przyjaciółkę. - Jak się czujesz? - weszła i usiadła przy łóżku, w którym leżała świeżo upieczona mama.

- J-a... nie wiem... - powiedziała głosem pozbawionym jakiejkolwiek emocji.

- Mari, mam nadzieję, że nie pogniewasz się na mnie za to, co zrobię, lub raczej, kogo do ciebie przyprowadziłam. - szatynka złapała za dłoń swojej przyjaciółki. Kobieta spojrzała na nią pustym wzrokiem. - Może pani wejść. - powiedziała nieco głośniej.

Do sali Marinette weszła ostatnia osoba, jakiej mogła się spodziewać - jej matka. Oczy Marinette przybrały nieco większe rozmiary spowodowane obecnością kobiety. Była jednak ciekawa, czego ona może od niej chcieć. Nie odzywała się ani słowem, czekała na pierwszy ruch swojej matki.

Sabine bardzo się stresowała tą wizytą. Gdyby nie to, że Alya ją do tego namówiła, nie przyszłaby. Po tym wszystkim, co zrobiła, bała się jej reakcji. Bo niby która normalna matka zmusza swoje jedyne dziecko do ślubu z osobą, której ona nawet nie lubi.

Któregoś dnia zobaczyła ją razem z Adrienem w telewizji, jak pozowali przed jednym z pokazów i od razu przypomniała sobie czasy, kiedy jej córka miała te naście lat, a jej pokój był obklejony zdjęciami jej obecnego męża. Oboje byli wtedy tacy szczęśliwi. Odkąd to zobaczyła, każdego dnia żałowała, że poniekąd chciała zabrać jej wolność i szczęście, bo tak by było, gdyby jednak doszło do tego ślubu z Nathaniëlem. Od czasu, gdy sprzed ołtarza porwał ją Czarny Kot, nie było dnia, żeby się o nią nie zamartwiała. Uspokoiła się dopiero wtedy, gdy w gazetach i internecie zaczęto pisać o niej i Adrienie.

- Dzień dobry, Marinette. - odezwała się niepewnie Sabine.

Marinette zauważyła w jej wyglądzie nieznaczne zmiany; kilka siwych pasm pojawiło się w jej granatowych włosach, a wokół oczu, nosa i ust pojawiły się nowe zmarszczki.

- Dzień dobry. - odpowiedziała oschle.

Sabine doskonale wiedziała, że zasługuje na taki ton. Byłaby zaskoczona, gdyby odezwała się w inny sposób.

- Marinette, ja... ja tak bardzo cię za wszystko przepraszam. - w oczach starszej kobiety pojawiły się łzy. - Twój ojciec tak nagle zmarł... ja nie wiem, co się wtedy ze mną działo... i jeszcze Nathaniël razem ze swoją matką przyszli do mnie prosić o twoją rękę, namawiali mnie do tego, mówili, że to dobry pysł bo on cię kochał, wtedy myślałam, że będziesz z nim szczęśliwa. - schowała twarz w dłoniach i zaczęła łkać. - DopieroDopiero gdy zobaczyłam ciebie i Adriena... byliście tacy szczęśliwi, a teraz możesz przechodzić przez to, co ja. Tak mi przykro.

Marinette nie wierzyła w to, co teraz widzi i słyszy. Była na nią zła, ale to w końcu jej matka, dlatego nie potrafiła się na nią gniewać, kiedy ta przyszła do niej i ją przeprasza.

Sabine miała już wstawać z krzesełka i wychodzić, ale poczuła delikatny uścisk na swojej dłoni. Spojrzała na swoją i córkę, a ta się delikatnie uśmiechała.

- Może chcesz zobaczyć swoje wnuki? - zaproponowała.

- Wnuki? - zdziwiła się kobieta.

- Tak, mamo, wnuki. - uśmiechnęła się do niej. - Mamy czwórkę chłopców.

Sabine była w szoku, ale pomogła Marinette wstać z łóżka i usiąść na wózku inwalidzkim.

Agreste wsunęła stopy w swoje ukochane, czarne, pluszowe bambosze z mordką kota na czubkach i za pomocą matki usiadła na podsuniętym pod samo łóżko fotelu inwalidzkim. Przez całą ciążę nosiła te kapcie, bo tylko w nich czuła się komfortowo. Nieraz chciała w nich wyjść z domu, ale dziwnie by to wyglądało, szczególnie że z każdym krokiem wydawały z siebie miauknięcie, co doprowadzało Adriena do szewskiej pasji. Zawsze jednak mogła ludziom wmówić, że to jest z jej najnowszej kolekcji, ostatecznie jednak powstrzymała się od wychodzenia w tych bamboszach.

Razem zawędrowały na oddział pediatrii, gdzie znajdowały się wszystkie maluchy, które dopiero co przyszły na świat. Sabine była zachwycona widokiem czwórki noworodków. Nie mogła się na nich napatrzeć. Gratulowała córce dzieci i cieszyła się razem z nią, jednak pozostawała jeszcze kwestia Adriena.

Po powrocie do sali Marinette położyła się do swojego łóżka. Chwilę później przywieźli do niej dzieci, bo była pora karmienia.

Marinette karmiła jednego ze swoich chłopców z delikatnym uśmiechem, kiedy do jej sali wszedł jakiś lekarz.

- Pani Agreste, udało się naprawić wszystkie uszkodzenia, jednak pani mąż jest teraz w stanie śpiączki. - rzekł lekarz.

- Ile to może potrwać? - ledwo zapytała, a do jej oczu zaczęły napływać łzy.

- Nie wiadomo, pozostaje nam tylko czekać. - odpowiedział i wyszedł.

Marinette hamowała łzy i szloch, musiała być teraz silna dla dzieci i być dobrej myśli, że Adrien wyjdzie z tego cało.

- Tatuś się obudzi. - szepnęła i pocałowała jednego ze swoich synków w czubek maleńkiej główki.

👹👹👹

Porwanie ||Miraculous|| ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz