Cztery tygodnie. Tyle czasu minęło od przeprowadzki do rodzinnego domu Adriena. Blondyn przez cały ten czas nie mógł uwierzyć, że Marinette przekształciła to ponure zamczysko w dom z prawdziwego zdarzenia. Do pełni rodzinnego szczęścia brakowało mu tylko jednego.
Adrien wstał wcześniej, bo dziś był dla nich szczególny dzień. Dokładnie trzy miesiące temu wzięli ślub. Chciał dla niej zrobić coś szczególnego.
Na zdobionym, porcelanowym talerzyku ułożył kilka gofrów, które następnie obsypał cukrem pudrem. Postawił porcję śniadania na drewnianej tacy obok filiżanki z kawą i smukłego flakonika z fioletowym tulipanem. Z szerokim uśmiechem wziął to wszystko i zaniósł do sypialni.
Wszedł do pokoju i położył wszystko na stoliku nocnym wykonanym z brzozowego drewna i kucnął przy swojej żonie.
- Wstawaj Księżniczko. - wymruczał jej do ucha i pocałował w policzek, tuż przy kąciku ust. Ta jedynie mruknęła i wcisnęła twarz w poduszkę - Skarbie, no wstawaj. - usiadł obok i pogładził ją po plecach.
- Która godzina? - zapytała, nawet nie otwierając oczu.
- Prawie wpół do siódmej. - odgarnął jej włosy na bok.
- Niech cię piekło pochłonie, Agreste. - zaszczyciła go krótkim spojrzeniem w czasie, gdy przewracała się na bok. Naciągnęła kołdrę po czubek głowy i udawała, że go tam nie ma.
- Wstawaj. - położył się obok i przytulił ją.
Zrezygnowana odwróciła się w jego stronę i położyła dłoń na jego policzku, w którą się wtulił.
- Dzień dobry, Kotku. - westchnęła.
- Dzień dobry, Kropeczko. - pocałował ją w nos, na co się uśmiechnęła. - Zrobiłem ci śniadanie.
Wstał i położył tacę na swoich udach. Jednak Marinette, zamiast cieszyć tym czułym gestem, poczuła okropne mdłości, które tuszowała pod uśmiechem. W tamtym momencie jedyne, na co miała ochotę, to zawisnąć nad muszlą klozetową i pozwolić działać siłą natury. Jednak nie chciała go martwić.
Podejrzewała, co się z nią dzieje, bo od około dwóch tygodni czuła te nieustające mdłości, ból w piersiach, a o ciągłych wahaniach nastrojów nie wspominając. Objawy wskazywały tylko na jedną rzecz. No dobra, według internetu te wszystkie rzeczy zwiastowały raka, ale ona wiedziała, że tak nie jest.
Nie miała najmniejszej ochoty na zrobione przez niego śniadanie, dlatego postanowiła go trochę zagadać. Odstawiła tacę z powrotem na stolik przy łóżku i usiadła okrakiem na jego udach.
- Wszystkiego najlepszego, kochanie. - spojrzała mu głęboko w oczy, a następnie pocałowała. Jego ręce automatycznie powędrowały na jej pośladki, lekko je ściskając.
- Pamiętałaś. - zaśmiał się. Kobieta kiwnęła głową. - To dobrze, bo zabieram cię dziś na randkę.
- A gdzie? - splotła swoje palce na jego karku.
- Zobaczysz. - powiedział tajemniczo.
- Nie zadowala mnie ta odpowiedź. - naburmuszyła się. - Nawet nie wiem, w co mam się ubrać.
Blondyn wyjaśnił, że zabiera ją do eleganckiej restauracji, w której już od dawna miał zarezerwowany stolik. Jej mdłości nadal nie ustępowały. Powoli nie miała już siły tego wszystkiego wstrzymywać.
- Co będziesz dziś robiła? - zapytał.
- Chciałam się spotkać z Alyą i zaproponować jej, żeby zajęła się w firmie kontaktem z mediami. - wyjaśniła.
Blondyn zauważył, że już zrobiło się późno i poszedł do garderoby przygotowywać się do wyjścia. W tym celu zaszył się w garderobie.
Kiedy tylko mąż zniknął jej z oczu, chwyciła swój telefon i pędem rzuciła się do łazienki, by zwymiotować. Po wszystkim usiadła na podłodze i oparła się o wannę. Chwilę się wahała, zanim zadzwoniła do Alyi.
- Hej, Mari, co tam? - usłyszała po kilku sygnałach.
- Alya, mogłabyś mi coś kupić, kiedy będziesz do mnie jechać? - zapytała z wahaniem.
- Nie ma problemu. - odpowiedziała z entuzjazmem. - Co takiego?
- Test ciążowy. - zagryzła wargę, uparcie wpatrując się w biały sufit pomieszczenia.
Blondyn nie mógł się skupić na pracy. Bez przerwy myślał nad nieco dziwnym zachowaniem swojej żony. Ona myśli, że tego nie zauważył, jednak jemu jej dziwne zachowanie nie umknęło. Nie miał pojęcia, co może jej dolegać, ale wiedział, że jeśli będzie na nią naciskać, nie powie mu niczego. Miał jednak nadzieję, że to nie jest żadna ciężka choroba, lub, co gorsza, rak.
Szybko odgonił od siebie te myśli. Przecież to niemożliwe. Chociaż ostatnio zauważył, że wygląda bladziej, niż dotychczas.
Skarcił się w myślach za takie myślenie, po czym wyszedł ze swojego gabinetu. Jeszcze tylko wizyta w dziale projektowania i koniec pracy na ten dzień. A wieczorem zabierze swoją Księżniczkę na randkę. To miała być ich pierwsza randka z prawdziwego zdarzenia. Przez to szaleńcze tempo nigdy nigdzie jej nie zabrał, co wegług niego było niedopuszczalne.
Marinette siedziała na łóżku w sypialni i wpatrywała się w dwie fioletowe kreski na teście ciążowym. Nie wiedziała, co ma o tym myśleć. Musiała się upewnić na sto procent, że zostaną rodzicami.
- Alya, jedziemy do ginekologa. - poderwała się z łóżka i wbiegła do garderoby, by po chwili wyjść stamtąd w błękitnym swetrze i czarnych legginsach.
Kilka godzin później, Marinette zaczęła przygotowywać się do randki ze swoim mężem. Zakładała ostatnią pończochę, kiedy usłyszała donośne pukanie do drzwi. Nie spodziewała się już nikogo, dlatego nie wiedziała, kto to może być. Miała szczerą nadzieję, że to jedynie pomyłka. Przecież zaraz wychodziła z domu, a nieproszony gość pokrzyżowałby jej plany.
Z ciężkim westchnieniem otworzyła masywne, dębowe skrzydło, a zaraz po tym zobaczyła bukiet swoich ulubionych, fioletowych tulipanów, znad którego wpatrywały się w nią roziskrzone zielone oczy pewnego przystojnego blondyna.
- Dziękuję, są piękne. - odebrała od niego bukiet. - Nie mogłeś wejść do domu, jak normalny człowiek? - zapytała rozbawiona.
- Nie. - odpowiedział z uśmiechem. - Pani pozwoli? - wystawił dłoń w jej kierunku, którą chętnie chwyciła.
Restauracja nie była daleko, dlatego mogli sobie pozwolić na krótki spacer. Byli tacy szczęśliwi. Blondyn już dawno zapomniał o tym, o czym myślał rano, bo stwierdził, że to niesamowicie głupie i niedorzeczne. Jednak zauważył, że Marinette jest nieco spięta tego wieczora.
Usiedli przy zarezerwowanym stoliku, a kelner podał im karty i nalał do kieliszków białego wina. Złożyli zamówienia, a mężczyzna zapisał wszystko na kartce i odszedł.
- Za nas. - blondyn wzniósł toast. Marinette podniosła kieliszek, jednak zaraz go odłożyła. Adrien popatrzył na nią zdziwiony. - Nie napijesz się?
- Kochanie, muszę ci coś powiedzieć. - westchnęła i spojrzała w jego oczy.
- Znowu ktoś umarł? - jęknął.
- Skąd takie pytanie? - zdziwiła się.
- Ostatnio, kiedy powiedziałaś te słowa, okazało się, że mój ojciec zginął. - wyjaśnił.
- Tym razem nikt nie zginął. - zapewniła go. - Wręcz przeciwnie. - wzięła kilka głębszych wdechów. - Pamiętasz, jak mówiłeś, że chcesz mieć czwórkę dzieci? - złapała męża za dłonie. Przytaknął. - Twoje marzenie się spełni. - blondyn chyba za nią nie nadążał. Wyjęła z torebki zdjęcie z USG, na którym były widoczne cztery jasne punkciki.
- Nic z tego nie rozumiem. - przyglądał się temu zdjęciu z niezwykłą uwagą. Marinette jedynie ciężko westchnęła.
- Adrien, jestem w ciąży, a to czwórka naszych dzieci. - wskazała kolejno na jasne, ledwo widoczne plamki.
- Czw-wórka?
👹👹👹
![](https://img.wattpad.com/cover/96798097-288-k549818.jpg)
CZYTASZ
Porwanie ||Miraculous|| ✔
FanfictionOd pokonania Władcy Ciem minęło osiem lat. Marinette ma 26 lat i bierze ślub. Co z tego wyniknie? Gdzie jest Adrien? ➖➖➖➖➖➖➖➖➖➖➖➖➖➖ Ostrzegam przed brzydkimi słowami i brzydkimi scenami.