Rozdział 39 - Nowe gniazdko

2.1K 170 58
                                    

Adrien od samego rana siedział w swoim biurze i nadrabiał papierkowe zaległości z poprzedniego dnia, kiedy to razem z Marinette postanowili zrobić sobie wolne i spędzić chociaż chwilę jedynie w swoim towarzystwie, czego dawno nie mieli okazji robić. Zawsze coś stawało na przeszkodzie. A to praca niemal od świtu do zmierzchu, a to znowu nieustający remont domu, który swoją drogą już dobiegł końca. Potrzebował tego. Potrzebował nie tylko fizycznego kontaktu, ale tego bardziej duchowego; rozmowy czy chociaż zwykłej ciszy, podczas której patrzyli sobie w oczy. Ta kobieta była dla niego idealna pod każdym względem. Była spełnieniem jego najskrytszych marzeń i myśli. Marinette była dla niego najlepszą przyjaciółką, a jednocześnie jedyną osobą, dla której chciał żyć. Dlatego to logiczne, że chciał z nią spędzać każdą wolną sekundę.

Owszem, może i to wszystko przybrało trochę wariackie tempo, bo jaka osoba zdrowa na umyśle żeni się z kobietą jedynie po dwóch tygodniach nieformalnego związku? Przecież to nie jakaś tam pierwsza lepsza kobieta, to Marinette - jego Biedronka, z którą dekadę temu skopał tyłek swojemu ojcu - Władcy Ciem.

Przez cały ten czas, który spędził w Szanghaju, nie było dnia, żeby nie myślał, jakby to było, gdyby była teraz przy nim, a on przy niej. Nie było sekundy, aby nie wyobrażał sobie ich wspólnego życia. Już wtedy, gdy dosłownie spadła mu z nieba, gdy po raz pierwszy używali swoich Miraculi, wiedział, że to ta jedyna. A teraz ją miał tylko dla siebie, w co nadal nie do końca mógł uwierzyć. Każdego ranka obawiał się, że jak tylko otworzy oczy, to jej nie będzie obok niego. Bał się, że to wszystko okaże się jedynie pięknym i nierealnym snem, z którego zaraz się obudzi. Nigdy nie przypuszczał, że może być aż tak szczęśliwy.

Ciężko westchnął, przerzucając ostatnią sprawdzoną kartkę papieru na pokaźny stos zaakceptowanych projektów. Odjechał fotelem kawałek od biurka i odwróciwszy się w stronę okna, zaczął obserwować chmury leniwie sunące po błękitnym niebie. Donośne stukanie do drzwi oderwało go od tego jakże produktywnego zajęcia, jakim było podziwianie górnych warstw atmosfery i piętrzących się tam obłoków. Blondyn zaprosił osobę stojącą po drugiej stronie drzwi do środka i odwrócił się w stronę podwładnego.

- Stary, żyjesz. - Nino odetchnął z ulgą. - W ogóle nie można się było do was dodzwonić. Już myślałem, że spaliłeś się w tym klubie.

Zapomniał o tej tragedii. Gdyby spędzili tam kilkanaście minut dłużej to i oni zapewne staliby się ofiarami. Nie chciał wiedzieć, w jakim stanie byłaby jego żona, gdyby tak się stało.

- Przepraszam, ale potrzebowaliśmy trochę czasu dla siebie. - wyjaśnił. - Co z resztą?

- Na szczęście wszyscy są cali i zdrowi. - odpowiedział. Adrien odetchnął z ulgą na tę wiadomość. - Słyszałeś, co stało się z Chloé i Nathaniëlem.

- Chyba już wszyscy wiedzą, co takiego z nimi się stało, skoro burmistrz ogłosił żałobę w całym Paryżu. - zauważył.

Może nie przepadał ani za Chloé, ani za Lilą, a tym bardziej za Nathaniëlem - człowiekiem, który przez ostatnie trzy lata nieustannie krzywdził Marinette, ale nikomu nie życzył śmierci. Jednak gdzieś w środku odczuł jakąś niewielką ulgę, że tak się stało.

- Zbędne zamieszanie. - mruknął mulat. - Przez to są same utrudnienia.

- Masz rację. - przyznał. - Potrzebujesz czegoś?

- Tak, kilku twoich podpisów. - Nino podstawił swojemu szefowi plik kartek pod nos. Blondyn ciężko westchnął i zabrał się za składanie podpisów na dokumentach, przedtem dokładnie je czytając. Ten dzień chyba nie będzie należał do najlepszych.

Po wizycie u Alyi Marinette jechała właśnie do domu, którego remont już się skończył. Nie mogła się doczekać, kiedy zobaczy efekt. I to nie tak, że wcale nie widziała, jak postępują prace, przecież bywała tam niemal co dzień. Chciała dopiąć wszystko na ostatni guzik.

Chciała, żeby to niegdyś ponure zamczysko zamieniło się w dom, taki prawdziwy dom pełen rodzinnego ciepła, którego Adrien nie mógł zaznać przez bardzo długi okres swojego życia. Przecież robiła to wszystko specjalnie dla niego. Chciała dać mu to wszystko, czego do tej pory nie miał, bo przecież nie liczy się gruby portfel i ilość zer na koncie, ale szczęście i miłość, którymi darzy się tę drugą, ukochaną osobę.

Weszła do salonu i po dokładnym rozejrzeniu się, czy wszystko jest tak, jak być powinno, wyciągnęła telefon z torebki i wybrała numer do męża.

- Tak, moja miłości? - usłyszała po kilku sygnałach. Przewróciła oczami i uśmiechnęła się pod nosem.

- Przyjedziesz po pracy do domu? - zapytała uroczo.

- Dla ciebie wszystko. - nawet przez telefon mogła wyczuć, że się uśmiecha.

- W takim razie czekam.

Rozłączyła się i zaczęła układać nad kominkiem i na półkach ich wspólne zdjęcia oprawione w ramkach, czy inne pamiątki. Nie było tego dużo, bo przecież ich związek nie trwał długo. Jednak każda taka rzecz była dla nich bezcenna.

Salon był urządzony w odcieniach szarości i fioletu, a całości dopełniały liczne i bujne rośliny, stojące wszędzie, gdzie tylko dało się je ustawić.

Po wszystkich tych przygotowaniach poszła zobaczyć resztę pomieszczeń. Według niej wszystko było w porządku, stresowała się jednak tym, co na to wszystko powie Adrien.

Na końcu zajrzała do sypialni. I tam też wszystko było w najlepszym porządku. Bladoniebieskie ściany i lawendowa pościel leżąca na ogromnym łóżku z brzozowego drewna idealnie się ze sobą współgrały.

Nawet nie zauważyła, kiedy zrobiło się ciemno. Dopiero gdy odsunęła zasłony, które do tamtej pory zasłaniały duże okna i drzwi balkonowe do ich sypialni, zauważyła zmianę pory dnia. Było już dawno po dziewiętnastej, a Adriena nadal nie było. Zaczęła się nieco niepokoić. Znów wybrała do niego numer.

- Adrien, gdzie ty jesteś? - zaczęła, nie czekając, aż Agreste się odezwie. - Martwię się.

- W domu. - odpowiedział spokojnie. - A gdzie mam być? Po co mówiłaś, żebym przyjechał, skoro ciebie tu nie ma.

- Głupku, miałeś przyjechać do domu, a nie do mieszkania. - zaczęła się śmiać.

👹👹👹

Porwanie ||Miraculous|| ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz