ROZDZIAŁ XI

1.2K 103 18
                                    

Szczerze mówiąc nie wierzyłam, że napiszę dzisiaj ten rozdział, ale jakimś cudem jest :) Zaczynam kolejne opowiadania, ale nie martwcie się - moim priorytetem będą "Kochankowie Wojny" z tego względu, iż pomalutku dochodzimy do końca. Myślę, że jeszcze jakieś pięć rozdziałów nam pozostało.

A tak zmieniając temat - jutro pierwszy dzień pracy, więc mam stresa, a do tego jeszcze muszę wstać o trzeciej. Cudownie, nieprawdaż?

Ech... zapraszam na rozdział :3

"Życie grozi rozstaniem, ale śmierć łączy na zawsze."

Marek Hłasko

Narada trwała już od dłuższego czasu. Książę Seto omawiał przebieg bitwy monotonnym, rzeczowym głosem. Mówił jakie starty ponieśliśmy i ilu żołnierzy nam ubyło. Przy tym ani razu nie spojrzał w moją stronę.

— Dzisiaj rano przybył posłaniec od króla Murira — nagle oświadczył, gdy czas było zająć się bieżącymi sprawami. Jednakże dalej wyczuwałem w jego słowach dystans, jakby nie chciał się zdradzić ze swoimi prawdziwymi emocjami. — Wieść niesie, że wrogie wojska i tak zdołały się przedrzeć przez granicę wschodnią.

Zdawało się, że każdy ze zgromadzonych dowódców właśnie tego się spodziewał. Skinęli więc tylko smutno głowami. Seto w tym czasie wskazał palcem na rozłożoną na stole mapę, gdzie widać było stojącego, białego smoka na naszej południowo-wschodniej granicy.

— Tutaj jesteśmy my — rzekł, po czym przesunął pionkiem po niewielkim fragmencie, aż do Mrielu — a tu znajduje się wróg. Już zajął miasto Mrielu, teraz będzie próbował przebrnąć przez bramę, by dostać się do centrum Ousaerre. Tam też odbędzie się ostateczna bitwa. Król oczekuje, że wesprzemy główny oddział, od tyłu nachodząc wroga.

— Ile nam zajmie droga? — zapytał któryś z mężczyzn. Z racji tego, że stałem tuż przy wyjściu nie dojrzałem jego twarzy.

— Jak dobrze pójdzie — pięć dni, w najgorszym razie tydzień. Więc będziemy musieli wyruszyć jutro o świcie — podsumował. Przez chwilę miałem wrażenie, że czegoś nie dopowiedział, choć wyraźnie miał taki zamiar.

— Możecie iść — nakazał w końcu, machnięciem ręki. Jego czarne, przeszywające tęczówki natychmiast spoczęły na mojej osobie, nie pozwalając mi się poruszyć choćby o krok. — Ty zostań.

Nie zdążyłem powiedzieć słowa, ponieważ koło mnie przystanął również Kuroi. Jego lico dziwnie stężało, a usta ułożone były w wąską kreskę.

— Książę, możemy pomówić? — zapytał przed wyjściem. Seto dobrą chwilę wahał się, co widać było po zmarszczonych brwiach, ale ostatecznie westchnął i oddalił się razem z mężczyzną. Mimo wszystko przed tym usłyszałem, że mam się stąd nie ruszać.

— Co ty wyprawiasz? — ciche warknięcie. Bezbłędnie wychwyciłem, kto przemawiał. Kuroi. Zresztą przez cienką narzutę namiotu, dostrzegłem jego poruszający się cień.

— Nie twoja sprawa — ostrzegawcze nuty nawet mnie zmroziły. Przygryzłem wargę, próbując skupić się jeszcze bardziej. Krzyki ludzi oraz parskanie koni przeszkadzało w dokładnym podsłuchaniu rozmowy.

— Co z twoją narzeczoną?

W tym momencie moje serce ścisnęło się nienaturalnie. Dłonie drgnęły, jakby pod wpływem złości. Szok i niedowierzenie. To właśnie ogarnęło mój umysł. Słowa odbijały się echem, tak, że nawet nie dosłyszałem odpowiedzi. Właściwie nie interesowała mnie.

Nie powinienem odczuwać zdziwienia. Seto przecież był księciem, dziedzicem, oczywiście, iż jego przyszłość z góry została ułożona, ale...

Kochankowie wojny/boyxboy ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz