Obiecałam, więc jest. Przed północą ;) W ogóle powiem najpierw - nim przejdę do rozmyśleń nad "Kochankami Wojny" - że jutro postaram się dodać w końcu i napisać "Tożsamość Zabójcy" i jeżeli dobrze pójdzie również dodać rozdział "Sekretów MacCartneyów".
A teraz zaczynamy. Po pierwsze nie mogę uwierzyć, że znowu dokończyłam jakieś dzieło (nie myślcie, że tylko to, co tutaj wstawiam jest napisane. Mam też na folderze całą swoją powieść, nie yaoi, zapisaną ^^)i to do tego nie fanfiction, a własnej twórczości. Znaczy wiem, że nie było tutaj żadnych intryg, czy innych głębszych konfliktów. Ale takie było założenie - cały tekst miał mieć też przygnębiający troszkę wydźwięk. W końcu to wojna. I wbrew pozorom tak naprawdę nie natchnęła mnie do tego bajka "Mulan", a film, który był dość naprawdę tragiczny. Szczególnie zakończenie. Płakałam jak głupia...
Po drugie - chyba jeszcze nie dotarło do mnie, że to koniec. Czasem tak mam, gdy nie dowierzam, że uda mi się napisać te wszystkie sceny, które są już wytworzone w głowie. A tak na marginesie, staram się zawsze stworzyć w umyślę notatki do danego opowiadania. Co, kiedy, gdzie. Ale przyznam się, że nie są one jakieś szczegółowe, czasem po prostu mam zarys i daję się ponieść wenie, czasami też od początku do końca wiem, jak to ma wyglądać. Ale jedno nie ulega wątpliwości - zawsze wiem, jakie będzie zakończenie. Niekiedy od razu, jak się rodzi pomysł, ale również bywało tak, iż na przykład po trzech, czterech rozdziałach, jak opowiadanie ma być długie. W przypadku "Kochanków Wojny" od początku byłam pewna, że tak to będzie wyglądało, zresztą pamiętam jak opowiadałam przyjaciółce na imprezie koncept "Kochanków...", choć jeszcze nie zaczęłam ich pisać... ^^
No to chyba tyle, Kochani. Nie będę już przedłużać, choć ten wstęp i tak przeraża obszernością... Dobra, zapraszam na ostatni rozdział ;)
"Była wolna, bo miłość wyzwala."
Paulo Coelho
Sala trwała wypełniona po brzegi. Sam kapłan zaś stał na szczycie białych, kamiennych schodów przed ogromnym, zbudowanym z żelaza tronem, którego nasada przypominała kształtem smoka. W dłoni mężczyzna trzymał czerwoną poduszkę, a na niej lśniącą niesamowitym blaskiem koronę. W drugiej zaś — dzierżył ostrze.
Koło niego przystawał również król, który właśnie przemówił do zebranych:
— Dziś oto nastał dzień, gdy korona zostaje przekazana kolejnemu, prawowitemu następcy. Dziś nastał dzień, gdy Ousaerre ma przywitać nowego króla, mądrzejszego i waleczniejszego niż poprzedni.
— Setourisie Milerusie Amhirze, podejdź — nakazał.
Seto, tak jak tego oczekiwano, ruszył. Ja razem z nim, po jego prawicy. Naszego kroki echem odbijały się od potężnych ścian komnaty. A zbroje dźwięcznie skrzypiały, obie błyszczące i niezwykle dostojne. Ci ludzie jednak nie mogli wiedzieć, że w bitwie w ogóle takie nie były. Nie posiadały tej dostojności, miały jedynie jedno zadanie. Ochronić przed śmiercią, nic poza tym.
Zatrzymaliśmy się tuż przed schodami. Potem tylko Seto drgnął i wspiął się na szczyt, by klęknąć przed królem Murirem Wielkim. Ja wciąż wtenczas czekałem.
— Ja, Murir Elienor Amhir, przekazuję tobie, Setoriusie Mileriusie Amihrze, koronę, a z nią wszelkie obowiązki, życie mieszkańców i naszego królestwa. Czy przysięgasz więc przed bogami, że i ty oddasz nam swoje? — zapytał ostro król, a Seto wtem odpowiedział:
— Przysięgam.
— Czy przysięgasz godnie rządzić Ousaerre?
— Przysięgam.
CZYTASZ
Kochankowie wojny/boyxboy ✔
RomanceGdy królestwo Ousaerre zostaje zaatakowane przez wroga ze wschodu, król Murir nie ma innego wyjścia, niż powołać do walki wszystkich mężczyzn powyżej dwudziestego roku życia. Nawet poważnie chorego ojca Arisa. Chłopak nie może pogodzić się z myślą...