Wklejam jak zwykle na szybkiego, ponieważ dzisiaj mam nockę i będę się za niedługo szykować do pracy T.T Tak, kochani, dorosłość - absolutnie nie polecam!
"— Kochasz mnie, więc mnie zabijasz?
— Kocham cię i to mnie zabija."
Eric-Emmanuel Schmitt
Każdy jego pocałunek sprawiał, że czułem się jak w innej rzeczywistości. Każdy dotyk powodował szybsze bicie serca oraz wstrzymanie oddechu. Każde kolejne spojrzenie było niczym parzący, niebezpieczny ogień. Miałem wrażenie, że umieram i jeżeli właśnie taki miał być mój koniec — o niczym innym nie śniłem.
W tamtym momencie, gdy jego palce muskały moją skórę, gładziły ją w ten delikatny, namiętny sposób, należałem tylko do niego. Nie liczyła się żadna wojna, żadna czyhająca na nas śmierć. Byliśmy tylko my i nic więcej.
Ale wystarczyło otworzyć oczy, spojrzeć w te iskrzące, czarne tęczówki, by wiedzieć, iż to tylko ulotna iluzja. Następny pocałunek był pełen goryczy, a chwilę potem zimno owiało moje skryte pod kocami ciało.
Seto znowu usiadł przy mapie z nieodgadnionym wzrokiem. Podbródek oparł na dłoni i wpatrywał się w próżnię, jakby jeszcze nie wszystko było omówione i pewne.
— Coś się stało? — zapytałem, podziwiając jednocześnie nadal nagiego księcia. Chociaż na skórze posiadał liczne szramy, blizny nie do zagojenia, jeszcze bardziej zdawał się przez to idealny.
W żadnym razie nie mogłem uwierzyć, iż to ja wiedziałem jaki ma smak. Wszędzie.
— Wojska wroga się wycofały — szepnął nagle, gdy już przestałem wyczekiwać odpowiedzi. — Co wcale nie znaczy, że Rehorg odpuścił — wyjaśnił. — Raczej, że uderzy całą swoją siłą. Zbierze wszystkie oddziały i zaatakuje królestwo.
— Bitwa przez to przedłuży się o dwa tygodnie — kontynuował. Oczywiście połączyłem fakty i już byłem świadomy, że list z pieczęcią królewską, którą dostał wczoraj z rana od jakiegoś chłopca ze wsi, został wysłany przez samego Króla Murira.
— Ojciec nie boi się, że zginiesz? — Mimowolnie słowa same wypadły z moich ust. Nic zresztą dziwnego — to pytanie dręczyło mnie odkąd odbyliśmy naszą pierwszą bitwę pod południowo-wschodnią granicą Ousaerre.
Parsknął śmiechem.
— Mój ojciec? — zakpił. — Jeżeli bym zginął, okryłbym go hańbą. Jako iż sam jest bohaterem wojennym uważa, że ja też muszę nim być, nieważne za jaką cenę.
— Król Murir Wielki tylko w opowieściach jest taki wspaniałomyślny — podsumował, a ja skinąłem głową. Tego właśnie się spodziewałem, choć również po części rozumiałem zachowanie jego ojca. Wojna przecież zmieniała ludzi i nie wiadomo jakie piekło musiał przejść on sam, by stać się wielkim, legendarnym przywódcą Ousaerre.
Oby tylko nas nie spotkało to samo, pomyślałem.
***
Spostrzegłem, że od kilku dni Kuroi zwykł mnie unikać. Właśnie teraz przeszedł obok, ale jego oczy ani razu nie zerknęły w moją stronę. Oczywiście nie pochwalał naszego związku, romansu czy cokolwiek to, co nas z Seto łączyło. Nie mogłem go obwiniać. Z pewnością nikt normalny by tego nie poparł.
Mimo wszystko jednakże czułem się oszukany, bowiem sądziłem, że mnie w jakieś mierze lubi. Dlatego też, dłużej się nie zastanawiając, zdecydowałem za nim podążyć.
Kiedy tylko znalazłem go nad jeziorem, nie omieszkałem mu o tym wszystkim powiedzieć. Wtedy już dłużej nie mógł mnie ignorować, ponieważ staliśmy ramię w ramię, a wokół nas nie było nikogo oprócz ćwierkających w pobliżu ptaków.
Mężczyzna westchnął i w końcu odwrócił się, by na mnie spojrzeć.
— Nie chodzi o to czy cię lubię czy nie, Arisie — rzekł. — Chodzi o to, że Seto jest księciem i ma obowiązki wobec królestwa.
— Jesteśmy na wojnie. Nie wiadomo nawet czy wrócimy — oświadczyłem chłodno, nie bawiąc się w czcze słówka.
Kuroi drgnął, jakby nie spodziewał się tego po mnie. Mimo wszystko dostrzegłem, jak delikatnie uniósł się jego prawy kącik ust. Ale zaledwie po chwili ponownie przywdział zimną maskę na twarzy.
— To nic nie zmienia. Jeżeli faktycznie Seto zginie, to zostanie i tak okrzyknięty bohaterem, ale wystarczy by ktoś coś zauważył, powiedział o tobie, a jego pośmiertna reputacja przepadłaby na zawsze — mówił to spokojnie, bez zbędnych krzyków. A moje serce z każdą kolejną sekundą kurczyło się z niezaprzeczalnym bólem. Acz nie dałem po sobie niczego poznać. — Gdy jednak przeżyje, nie licz, że będzie o tobie pamiętał. Nie jesteś pierwszym, ani ostatnim jego kochankiem.
Moje oczy rozszerzyły się w szoku, a dłonie zadrżały. Ruszył znowu do obozu, nie oglądając się na mnie i na moje blade lico.
„Nie licz, że będzie o tobie pamiętał. Nie jesteś pierwszym, ani ostatnim jego kochankiem" — usłyszałem raz jeszcze wrogi głos w swojej głowie.
Sekundę później nogi same, wbrew mojej woli, powiodły mnie do namiotu księcia. Na nieszczęście tam teraz spałem, więc naturalnie nie mogłem iść gdzie indziej, by się położyć.
Niemal natychmiast, kiedy tylko wszedłem do środka, czyjeś ręce oplotły się wokół mojej talii, przyciągając jednocześnie do twardego, umięśnione ciała. Ale usta jedynie musnęły polika, gdy odchyliłem głowę.
— Zostaw — szepnąłem cicho, czując mokry język na uchu. Dreszcz przeszedł po moim kręgosłupie, a ja przygryzłem wargi.
— Zostaw! — warknąłem w końcu, odpychając go od siebie. Potem ruszyłem do łóżka, wiedząc, że teraz marszczył brwi, próbując zrozumieć, co się działo. Niedane mi jednak było opaść na miękki materac, ponieważ znowu Seto szarpnął mnie w swoją stronę.
Oddech nieznacznie przyspieszył, gdy mocno ręką przytrzymywał mnie, bym klatką piersiową oparł o tę jego. Drugą zaś brutalnie wplątał w moje włosy i pociągnął za nie, aby w końcu nasze spojrzenia się skrzyżowały.
— Co ci powiedział Kuroi? — zapytał spokojnie, niemalże dotykając swoimi wargami moich ust. Jego zapach nawet w takiej chwili był obezwładniający. Nie mogłem jednak się ugiąć. Nie teraz.
— Skąd...?
— Widziałem, jak wracał z błoni — wyjaśnił, po czym raz jeszcze ponowił pytanie.
Przez krótki czas trwała pomiędzy nami cisza.
— Ilu miałeś kochanków?
Zdumienie na jego obliczu było aż nazbyt widoczne. Ale nadal nie poluźnił uścisku, przez co z każdą kolejną chwilą ulegałem. Dzieliły mnie marne granice przed pocałowaniem bruneta, przed zatopieniem się w jego...
— Dużo — odparł, po czym dodał:
— Ale każdy z nich był tylko na jedną noc.
Już sam nie byłem pewien, czy coś zrozumiałem z jego słów. Jedyne czego zaś byłem świadomy to tego, że odpowiedź zadowoliła mnie i mogłem ostatecznie poczuć twarde, szorstkie usta na swoich. Ręce na pośladkach. Oddech parzący skórę i tą woń...
Roztapiałem się powoli. Tak bardzo, cholernie powoli... Mógł zrobić ze mną, co chciał. Wszystko, czego chciał. Byłem jego...
Jego... Jego... Jego...
— Arisie — wypowiedział moje imię z namaszczenie, zanurzając się delikatnie w moim ciele. Bolało, ale był to ból pośredni z przyjemnością. I tego właśnie pragnąłem. Poruszył się, zaczynając wybijać ten ukochany rytm.
Cały czas utrzymywał ze mną kontakt wzrokowy, przy każdym mocniejszym pchnięciu, gdy leżałem pod nim rozwarty i chętny. Miał otwarte usta, sapał. Wszystko, co robił było bez pośpiechu. Nasączone erotyzmem. Niemalże zabijające.
Rozkosz to jedyne, co mogłem w tamtej chwili rzec.
CZYTASZ
Kochankowie wojny/boyxboy ✔
RomanceGdy królestwo Ousaerre zostaje zaatakowane przez wroga ze wschodu, król Murir nie ma innego wyjścia, niż powołać do walki wszystkich mężczyzn powyżej dwudziestego roku życia. Nawet poważnie chorego ojca Arisa. Chłopak nie może pogodzić się z myślą...