ROZDZIAŁ XIV

1.1K 110 15
                                    

Tak, nie mylicie się - to przedostatni rozdział :D I tak, mam już napisany ten ostatni. Prawdopodobnie wstawię, jak tylko poznam Wasze opinie na tema tego... znaczy, to brzmiało jak przekupstwo, a ja nie lubię przekupstwa na watt, więc... dobra, cofnij, nawet jeśli nie skomentujecie to i tak dziś wstawię, ale miło by było, gdybyście jednak napisali co sądzicie o tej części ;) 

A tak poza tym to przepraszam, że musieliście tyle czekać. Mi też jest smutno z tego powodu, bo to naprawdę nie brak mojej weny, czy cokolwiek innego - to po prostu brak czasu. I ktoś by mógł powiedzieć, że przecież znajdzie się chwilka. Owszem, ale jestem tak wykończona po pracy, że idę od razu spać i tak wygląda moje życie od poniedziałku do piątku, więc... nic przyjemnego :/ Mam nadzieję, w każdym razie, iż rozumiecie ^^ 

Dobra, przechodzimy do rozdziału. Bo zbliżamy się do końca...


"Jeśli nie zakończymy wojny, wojna zakończy nas."

Herbert George Wells

Lae wydawał się być zdziwiony na mój widok, ponieważ cicho parsknął, gdy tylko pojawiłem się tuż obok. Mimo tego dostrzegłem w czarnych ślepiach coś na kształt radości.

Mimowolnie przyłożyłem głowę do jego końskiego łba i przymknąłem powieki. Dłonie w dalszym ciągu przy tym drżały.

Ogier prawdopodobnie wyczuł moje zdenerwowanie, co też zaowocowało tym, że zaczął lizać mój prawy polik. Mokra ślina natomiast — iż zdołałem się delikatnie uśmiechnął, by następnie na powrót spoważnieć, a potem sucho powiadomić:

— Musimy stąd odejść.

Po tych słowach dosiadłem Lae i niewiele chwil później ruszyliśmy przed siebie.

Z jedną myślą.

Byle jak najdalej od obozu.

Byle jak najdalej od wspomnień.

***

Droga dla obu nas zdawała się być męcząca; słońce nieprzerywanie grzało jeszcze mocniej, niż przez ostatnie dni. Nic więc dziwnego, że czułem pot spływający z pleców, a wargi miałem okropnie wysuszone. Do tego wody posiadałem ograniczoną ilość, bowiem tutejsze jeziora nie były zdatne do picia.

Niemniej i tak byłem zdeterminowany, aby prędko znaleźć się w domu...

Gwałtownie pociągnąłem za lejce i zmarszczyłem brwi. Lae automatycznie stanął, czekając na moje polecenia. A mnie właśnie naszła nagła myśl, że nie mogłem tak po prostu powrócić do domu. Spotkać się z ojcem. Nie mogłem ponownie okryć go hańbą i zobaczyć wyrzutu w jego, zazwyczaj miłościwym, spojrzeniu.

A matka? Matka nigdy nie wybaczyłaby mi, gdybym go zranił.

— Co ja zrobiłem? — szepnąłem do siebie, jakby to cokolwiek miało zmienić. Nawet nie zauważyłem, że wbijałem paznokcie w skórę na dłoni, dopóki krew nie zaczęła cieknąć z tego poranionego miejsca. Szkarłatna posoka uświadomiła mnie jeszcze w czymś — wolałem zginąć, niżby wrócić teraz do rodziny.

A skoro nie chciałem tego, została jeszcze jedna droga. Zerknąłem przez ramię. Obraz Seto w jednej chwili zalał wspomnienia. Serce ścisnęło się z bólu. A jednak mężczyzna oszczędził mnie, pozwolił odejść. Co by się stało, gdybym teraz ponownie przybył?

Znałem odpowiedź, ale jeżeli dobrze pójdzie dotarłbym do armii, dopiero jak bitwa się rozpocznie, a wtedy żadne moje kłamstwo nie będzie miało znaczenia. Żaden grzech — nie zrobi ze mnie w ich oczach kogoś gorszego. Nie, ponieważ będzie się liczyło tylko jedno. Przetrwanie.

Kochankowie wojny/boyxboy ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz