ROZDZIAŁ VII

1.2K 116 25
                                    

... Boże, za co? Jestem na jebanym - przepraszam za wulgaryzm, ale już nie daję rady - zadupiu. Żeby pisać to, co właśnie piszę, musiałam odczekać prawie pół godziny, a co najśmieszniejsze nadal mi momentami przerywa! Jestem bardzo, bardzo wkurwiona. I stwierdziłam, że nie lubię przyrody, nie - jestem z nią na bakier. 

W ogóle zastanawiam się, czy zdołam opublikować ten post. Może, jakimś cudem mi się uda ;D

Dobra, nie będę Was tu zamęczać swoimi problemami technicznymi i już kończę ten długi monolog... 

Zapraszam do czytania i komentowania <3    

"Wszystko czego pragniesz jest po drugiej stronie strachu."

Jack Canfield

Książę Seto nie kłamał. Już po kilku godzinach można było usłyszeć i zobaczyć jak żołnierze przekrzykują się wzajemnie, jak konie galopują niespokojne i jak pierwsze namioty upadają na ziemię, by móc zostać złożonymi.

Pośród tego chaosu ja również dostosowywałem się do rozkazów wydawanych na polecenie Seto. Tym razem jednakże nie prosiłem o pomoc Juo, a sam złożyłem swój biały namiot — szybko i sprawnie.

Na sobie ponownie miałem lśniącą zbroję ojca oraz przypięty u boku ostry miecz, gdy brunet o czarnych, przenikliwych oczach do mnie podszedł.

Pokiwał zadowolony głową.

— Szybko ci to poszło, Arisie. — Chrapliwy, charakterystyczny głos pomknął do mnie ze zdwojoną mocą. Dreszcze przeszyły moje ciało, słysząc akcentacje na imię.

Odwrócił się, oderwawszy spojrzenie od namiotu, po czym skierował je w moją stronę.

Ciemne tęczówki utkwiły we mnie. Nadal dostrzegałem tam niebezpieczne iskry, do tego blizna nadawała mężczyźnie jeszcze groźniejszego oblicza.

— Ale jeśli myślisz, że — zrobił krok do przodu — jesteś już kimś... — oddech bruneta oparzył moje usta — to się niezaprzeczalnie mylisz.

Kpiący ton, a właściwie szept sprawił, iż trwałem tak zapatrzony w księcia, jakby w jakiś magiczny sposób zahipnotyzował mnie. Dopiero po znacznej sekundzie zrozumiałem, co miał na myśli.

— Nie, nie jestem jeszcze kimś — potwierdziłem, przelewając w te słowa jak najwięcej ironii. — Ale będę.

Kącik ust Seto drgnął delikatnie, acz nie pozwolił sobie na uśmiech.

— Obyś przeżył — ostrzegł, nie wiadomo który już raz. Następnie oddalił się, a ja z napięciem obserwowałem jego odziane w zbroje plecy.

Jakieś uczucie wtedy szarpnęło moim sercem, ale nie umiałem precyzyjnie określić jakie.

Może to był gniew, a może zupełnie coś innego...

***

Cały oddział ruszył zwartym szeregiem na przód. Oczywiście przewodził nami książę Seto wraz ze swoimi gwardzistami. Mihao, jak mogłem również zauważyć, niósł złoto-czerwoną flagę przedstawiającą ryczącego lwa, herb naszego kraju.

Szedłem tuż koło Juo. I mimo że nie wymieniliśmy ze sobą ani jednego zdania, wiedziałem jak bardzo jest przejęty nadchodzącą bitwą. Pewnie obawiał się, że już nigdy nie wróci do żony.

Zresztą nic dziwnego, albowiem książę jasno wyraził, że nie będzie to łatwa potyczka — mieliśmy dołączyć do generała Pelersa, który ze swoimi nielicznymi ludźmi próbował obronić południowo-wschodnią granicę. Wszyscy, łącznie ze mną, pojęli iż niewiele chwil zostało, by wróg wygrał.

Kochankowie wojny/boyxboy ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz