1.9

384 45 11
                                    

Po tym wszystkim czego się dowiedział, Michael wsiadł w pierwszy lepszy samolot do San Francisco. Nie było łatwo się przedostać na lotnisko przez chmarę fanów pod hotelem, ale z pomocą personelu wyszedł tylnym wejściem. Chciał wszystko wytłumaczyć Luke’owi. Ashton został na miejscu by móc w razie czego opanować sytuację.

Gdy był już na miejscu zadzwonił do Caluma z pytaniem czy może wie, gdzie aktualnie znajduje się blondyn. Brunet niechętnie odpowiedział, że w sklepie, w którym pracuje. Wysłał mu SMSem adres, pod który później Clifford pojechał taksówką. W głowie układał sobie wszystkie możliwe scenariusze, dialogi no i przemówienie dla Luke’a. To wszystko co się działo wydawało mu się wręcz surrealistyczne. Czuł się jak w jakimś popieprzonym fanfiction.

Gdy dojechał pod sklepem muzyczny przez szybę mógł zauważyć Luke’a patrzącego gdzieś daleko w przestrzeń. Nie płakał. Michael nie wiedział czy to dobrze, czy nie. Calum w tym czasie pomagał jednemu z klientów przy wyborze basu. Czerwonowłosy popchnął drzwi, oznajmiając dzwoneczkiem, że ktoś przyszedł. Wyklął ten durny dzwoneczek pod nosem, chciał wejść niezauważony. Luke podniósł na niego wzrok i patrzył na niego tymi niebieskimi oczami, w których Michael mógł dostrzec ból i zranienie. Od tego widoku Clifford poczuł ukłucie w okolicy serca i siłą powstrzymał się, by nie zacząć masować tego miejsca.

Luke widział teraz pierwotną wersję Michaela. Nie miał na sobie przebrania. Jedynie czarną bluzę z kapturem oraz czarne rurki. Szczęka starszego była nieogolona co dodawało mu kilka lat wprzód, ale i bardziej męskiego uroku. Gdyby nie sytuacja w jakiej byli, Hemmings był w stanie zabić drugiego za jego perfekcyjność albo chociaż rzucić się na niego i wycałować każdy centymetr jego ciała.

Następny zauważył go Calum, który patrzył to na Luka, to na Michaela w gotowości, jakby mieli sobie skoczyć do gardeł. Nic takiego się nie stało. Nie upłynęła minuta, a Hemmings wybiegł ze sklepu, przepychając się w drzwiach i niemal, przywracając swojego idola. Cal przeprosił na chwilę klienta i podszedł szybkim krokiem do dwudziestodwulatka. Złapał za jego bluzę i spojrzał mu prosto w oczy. Był trochę niższy od Michaela, więc pewnie musiało to wyglądać komicznie.

-Wiem co zrobiłeś, chuju. Jeśli Luke ci wybaczy, w co szczerze wątpię, to nie licz, że ze mną pójdzie ci tak łatwo. A teraz biegnij, zanim ci ucieknie. - puścił bluzę chłopaka i podszedł do kasy

Michael pokiwał głową, choć Calum już tego nie widział i wybiegł za Luke’iem. Z oddali widział jego blond czuprynę, która w szybkim tempie oddała się.

-Luke, zaczekaj! - krzyknął, ale nie był pewny czy tamten go usłyszał przez panujący szum. Luke jednak się odwrócił, ale, gdy zobaczył, kto za nim idzie, przewrócił oczami i poszedł dalej.

Michael nie dawał za wygraną. Przepychał się między ludźmi czasem, mówiąc od niechcenia ‘przepraszam’.

Luke nagle skręcił w mniej uczęszczaną uliczkę. Mike myślał, że może, jednak się zatrzyma, ale nie, on dalej szedł. Dziwił się, że jeszcze nie dostał zadyszki, gdzie on ledwo zipał.

-Zatrzymaj się, proszę. Luke!

Hemmings zatrzymał się dopiero przed swoim budynkiem mieszkalnym. Spojrzał na Michaela który ‘’dyskretnie’’ wytarł pot z czoła.

-Luke…

-Nie! Daj mi powiedzieć. - przerwał mu - Już nie chodzi mi o to, że mnie perfidnie oszukałeś… A nie, czekaj. Właśnie o to mi chodzi. Oszukałeś mnie! Byłeś dla mnie więcej niż tylko idolem. Byłeś moim mentorem. Dzięki tobie miałem powód, by codziennie otwierać oczy. Słuchałem twojej muzyki i wiedziałem, że będzie dobrze. Twojej drugiej osobie odpisywałem na wiadomości, zarywałem noce przez strefy czasowe, zaufałem ci. Powiedziałem wszystko co powiedziałbym przyjacielowi, którego znam od dziecka. Ciebie znałem zaledwie miesiąc. Opowiedziałem ci o tacie, szkole, Nate’cie, który mnie tak cholernie zranił. Ty zrobiłeś to samo! Mam nadzieję, że dobrze się bawiłeś. Cóż ja tak, jakby byłem wykluczony z tej gry. Byłem tylko i wyłącznie pionkiem, a ty wciąż rzucałeś kostką. - Luke już dawno nie czuł się taki zły - Zdajesz sobie sprawę jak się czułem, kiedy tego wszystkiego dowiedziałem się z internetu? Nie miałeś nawet za grosz odwagi i przyznać to przede mną. Zachowałbym to dla siebie, bo rozumiem jak ważna była dla ciebie prywatność, skoro posunąłeś się do  takiego kroku. Nie ufasz mi?

-Oczywiście, że ci ufam!

-To kiedy miałeś zamiar mnie poinformować o tym, że Michael to właśnie ty?

Mike milczał. Nadeszła chwila, której najbardziej się obawiał. Prawda była taka, że miał swoje kłamstwo ciągnąć najdłużej jak się da, ale tego nie mógł powiedzieć na głos. To byłby cios poniżej pasa. Najprawdopodobniej również wykorzystany przeciwko niemu.

Luke prychnął, kiedy cisza była znacznie dłuższa niż powinna.

-Tak myślałem... - głos mu się załamał - Chyba już nie mamy o czym rozmawiać. - powiedział i zwrócił się w kierunku klatki schodowej - A i jeszcze jedno. To - Zdjął swoją koszulkę - należy do ciebie. Już mi nie będzie potrzebna.

Mike patrzył załzawionymi oczami jak półnaga sylwetka Luke’a znika za drzwiami. Powinien za nim biec i błagać o wybaczenie, ale po co, skoro tamten nie chce mieć z nim nic wspólnego?

Spojrzał na materiał w swojej ręce. Była to dokładnie ta koszulka, od której się wszystko zaczęło i wyglądało na to, że i również miało się skończyć.

Aż mi się smutno zrobiło...

T-shirt || Muke ☑️ [korekta] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz