- Będę krzyczeć. - powiedziałam pewnym siebie głosem.
Shane uśmiechnął się krzywo i nachylił do mnie, abym mogła go usłyszeć. Jego bliskość i zapach sprawiły, że zakręciło mi się w głowie.
- Jesteś pewna, że chcesz urządzać przedstawienie przy tych wszystkich ludziach? - wzdrygnęłam się na dźwięk jego głosu. - To z pewnością odbiło by się echem na opinii, nie sądzisz?
Odsunęłam się od niego najdalej, jak tylko mi pozwolił i spojrzałam mu w twarz, która wzbudzała we mnie wszelkie obawy. Za każdym razem, kiedy się pojawiał, ogarniał mnie niesamowity strach przed tym, że mógł mnie skrzywdzić.
- Czego ode mnie chcesz? - przybrałam bojową postawę, skupiając się na tym, aby mój głos mnie nie zdradził i nie zadrgał.
- Tylko porozmawiać. - poniósł ręce do góry, jakby w geście poddania. - Wyjdź ze mną grzecznie na zewnątrz i obejdzie się bez krzyków.. i przemocy.
Złapał mocno za moje nadgarstki i przyciągnął z powrotem do siebie. Trzymał mnie tak mocno, że aż syknęłam z bólu, a pojedyncze łzy zaczęły spływać po moim policzku. Spuściłam głowę w dół, by nie mógł tego dostrzec. Nie chciałam pokazywać mu swojego strachu, aby nie dać mu poczucia kontroli nade mną. Choć wewnątrz cała się trzęsłam, musiałam zachować pozory, aby nie mógł tego wykorzystać przeciwko mnie.
Pociągnął mnie za rękę, prowadząc do wyjścia ewakuacyjnego. Rozglądałam się w międzyczasie po klubie, szukając wzrokiem Liama, z nadzieją, że zobaczy co się dzieje i powstrzyma Shane'a. Niestety ten nie wrócił jeszcze z zaplecza i wciąż rozmawiał ze swoim przyjacielem, nie zdając sobie sprawy z tej całej sytuacji.
Wyszliśmy na ciemną i pustą uliczkę między dwoma budynkami. Momentalnie objęłam się za ramiona, kiedy chłód owiał moje wyeksponowane ciało. To sprawiło, że poczułam się znacznie gorzej.
Shane przyglądał mi się wygłodniałym wzrokiem, jeżdżąc nim po całym moim ciele. Wycofałam się pod ścianę, chcąc skulić się ze strachu. Próbowałam nad sobą zapanować, ale szczerze, kiedy teraz stałam tutaj z nim sam na sam, nie wiedziałam czy miałam z nim jakiekolwiek szanse.
- Jak się tu dostałeś? - spytałam lekko trzęsącym się głosem.
Byłam ciekawa jak dostał się na zamkniętą imprezę.
- Towarzyszę jednej zdesperowanej dziewczynie. - odpowiedział. - Uznałem, że to przeznaczenie, kiedy zobaczyłem tutaj ciebie.
Stawiał powolne kroki w moim kierunku, budując we mnie napięcie i niepewność. Musiałam zająć go rozmową, bym mogła rozproszyć jego uwagę i przy okazji wyciągnąć z torebki telefon.
- To czysty przypadek. - westchnęłam i splotłam swoje ręce za plecami, jakbym opierała się nimi o mur.
Tak naprawdę próbowałam wydostać komórkę i miałam nadzieję, że Shane się nie zorientuje.
- Przypadek, nie przypadek. W każdym razie, nie masz pojęcia, jak bardzo ucieszył mnie twój widok.
- Chciałabym powiedzieć to samo o tobie, ale cóż..
Shane zaśmiał się, jakby ta cała sytuacja go bawiła i czerpał z niej przyjemność. Podszedł do mnie, a wtedy ja odbiłam się od ściany i odwróciłam od niego. Wiedziałam, że gdybym zaczęła teraz biec, ten szybko by mnie dogonił i wtedy nie miałabym z nim żadnych szans. Stawiałam więc leniwie kroki, tak aby nie wyprowadzić go z równowagi. Tak jakby to była zwykła pogawędka.
Wykorzystałam ten moment, aby napisać sms do Harrego. Palce trzęsły mi się, kiedy wystukiwałam na ekranie literki, ale zdążyłam napisać 'Shane', zanim poczułam zaciskającą się na moim ramieniu dłoń. Wysłałam pospiesznie wiadomość, mając nadzieję, że Harry zrozumie przekaz.
Chłopak odwrócił mnie do siebie i wyrwał mi z dłoni telefon. Ze strachy wstrzymałam oddech, wpatrując się w zimne oczy, które kiedyś uwielbiałam. Nie miałam pojęcia, jak skruszyć lód, którym były wypełnione. To było chyba niemożliwe.
- Myślałem, że jesteś rozsądniejsza. - prychnął, obracając w palcach moją komórkę.
Wiedziałam, że przegrałam tym sprawę. Poczułam zdenerwowanie i złość, przez to, że policja nie mogła go znaleźć, a on tak po prostu przyszedł sobie na imprezę.
Widziałam, że czytał wiadomości i to mnie martwiło. Było w nich dużo informacji, których nie powinien zobaczyć.
- Czego ode mnie chcesz, Shane? - spytałam zniecierpliwiona, sprawiając, że podniósł na mnie swoje spojrzenie.
- Dostałem wezwanie na policję w sprawie pobicia. - wyrzucił z siebie.
Oczywiście, że przyszedł się zemścić.
- Szkoda, że się nie stawiłeś. - prychnęłam.
- Szkoda, że tego nie przemyślałaś. - warknął.
Znów się do mnie zbliżył i tym razem przystawił do muru. Napierał na mnie swoim ciałem, uniemożliwiając mi ucieczkę. Czułam się, jak w potrzasku. Brakowało mi powietrza, kiedy położył swoją dłoń na mojej szyi.
- Chcę żebyś wycofała oskarżenie.
- Nie zrobię tego. - powiedziałam twardo.
- Jesteś pewna? - uniósł brew. - Bo mam tutaj świetny dowód na to, że wykorzystujesz fikcyjne małżeństwo dla zielonej karty.
Poniósł mój telefon, a ja zacisnęłam z frustracji szczękę.
- Byłaby wielka szkoda, gdybym doniósł do ambasady i ktoś musiałby się pożegnać z Ameryką. - powiedział z przekąsem.
- Próbujesz mnie tym zmanipulować?
- Tylko przedstawiam ci ofertę. Wycofaj oskarżenie, a ja zostawię te informacje dla siebie.
Musiałam się chwilę nad tym zastanowić. Shane nie mógł tak po prostu tego wykorzystać. Byłam zła na siebie, że nie skasowałam wiadomości, które wymieniałam z Harrym o moich obawach, że to wyjdzie na jaw. No i proszę, wystarczyło, żeby ktoś wziął do ręki mój telefon.
- Nie zależy mi. - odparłam, wprawiając go w zdzwienie.
Postanowiłam trochę pooszukiwać. Przecież nie znał mojej relacji z Harrym.
- Przykro mi, ale to niezbyt dobry powód, aby mnie przekonać.
- Masz mnie za głupiego, co? - uśmiechnął się z kpiną.
- Czy to nie oczywiste?
Poczułam silne uderzenie w policzek, które aż odrzuciło moją głowę w bok. Szybko przyłożyłam dłoń do palącej z bólu skóry i czułam, jak łzy spływały mi do ust, pozostawiając na nich słony posmak porażki. Shane chyba stracił właśnie cierpliwość.
- Chcesz mi wmówić, że nie obchodzi cię osoba, do której pierwszej o mnie napisałaś?
Przyglądał mi się badawczo, próbując mnie przejrzeć. Chyba rzeczywiście go nie doceniałam i był sprytniejszy niż mi się wydawało. Żałośnie pociągnęłam nosem i zaczęłam się szarpać, ale sprawiło mi to tylko więcej bólu, ponieważ chłopak był ode mnie znacznie silniejszy.
- Zastanawiasz się teraz czy przyjedzie na czas?
Zagryzłam z nerwów wargę, aż poczułam na niej metaliczny posmak krwi.
- A może nawet nie odczytał wiadomości, hm?
- Puść mnie. - wymamrotałam bezsilnie.
- Widzisz, kochanie, sama sprowadzasz na siebie nieszczęście. Wystarczyłoby, żebyś zniosła oskarżenie.
- Okej. - wyszeptałam ledwie słyszalnie.
- Hm?
- Okej. - powtórzyłam pewniej. - Wycofam oskarżenie, jeśli zostawisz mnie w spokoju.
- Dobrze. - pokiwał głową zadowolony. - I po co ten cały cyrk?
W tym momencie drzwi od klubu otworzyły się z impetem, a na zewnątrz wybiegły dwie znane mi osoby. Harry i Liam. Obydwoje mocno się zdziwili na widok, który zobaczyli, ale od razu zareagowali. Shane puścił moje zbolałe ciało i przestraszony uciekł uliczką w przeciwną stronę. Tuż za nim puścił się Styles.
Z poczucia ulgi, postanowiłam dać upust wszystkim zbierającym się we mnie emocjom i zsuwając się po ścianie, aby usiąść na ziemi, po prostu się rozpłakałam. Moje ciało trzęsło się z zimna, strachu i zdenerwowania.
Po chwili poczułam oplatające mnie ramiona. Liam kucnął przy mnie i przysunął do siebie. Widziałam po nim, że chyba nie do końca rozumiał co się tutaj wydarzyło, ale nie zadawał na razie żadnych pytań.
Chwilę potem usłyszałam wołanie Harrego.
- Flore, wszystko w porządku? Nic ci nie zrobił? - zjawił się szybko koło mnie i odsunął Liama na bok.
Chwycił moje dłonie w swoje i pomógł wstać, po czym przyciągnął mnie do siebie, zamykając w mocnym uścisku. Zacisnęłam palce na materiale jego koszulki i mocno do niego przywarłam, czując się przy nim bezpieczniej.
- Zabieram cię do domu, już dobrze. - mówił do mnie, chcąc mnie uspokoić.
- Nie, nie, nie. - zaprotestował drugi. - Ja ją tu przywiozłem i ja dostarczę ją bezpiecznie do domu.
- Odwal się koleś, albo oberwiesz za tamtego skurwysyna. - warknął do niego Harry, po czym mogłam wywnioskować, że również się mocno zdenerwował.
- Pozwól mi zabrać ją do domu. - Liam nie odpuszczał, jakby czuł się za mnie odpowiedzialny.
- Nie. - postawił się ponownie brunet. - Mieszkam z nią, więc zamiast niepotrzebnie zgrywać bohatera, mógłbyś zająć się swoją ochroną, która wpuściła do środka kolesia, którego szuka policja.
Odsunęłam się od Harrego i spojrzałam na drugiego chłopaka. Patrzył na mnie zmieszany, a jedyne na co było mnie stać to przepraszający uśmiech.
- Przepraszam, później ci to wyjaśnię. - powiedziałam do niego i przytuliłam krótko na pożegnanie.
- Jesteś pewna, że chcesz z nim wrócić? - upewnił się, a ja pokiwałam głową.
Wróciłam do Harrego, który był jedynym facetem, przy którym chciałam się teraz znaleźć. Nie bez powodu do niego zwróciłam się o pomoc. Wiedziałam, że mimo wszystko mogłam na niego liczyć i jak widać nie pomyliłam się.
Okrył moje ciało swoją bluzę, a potem obejmując mnie ramieniem, zaprowadził do swojego samochodu, który zostawił zaparkowanego niedaleko klubu. Poczułam się znacznie lepiej, kiedy usiadłam w jego ciepłym wnętrzu.
Harry przez całą drogę nie odzywał się słowem, ale trzymał mnie za dłoń, kiedy ja wpatrywałam się twardo przed siebie, próbując odzyskać spokój.
W domu wzięłam szybki prysznic, a potem od razu położyłam się do łóżka, gdzie czekał na mnie chłopak. Spojrzał na mnie wyczekująco, jakby chciał usłyszeć wyjaśnienia. Zignorowałam to, na co westchnął. Nie chciałam o tym rozmawiać. O tym, że znów nie dałam sobie z nim rady. Wcisnęłam głowę w poduszkę i starałam się nie płakać, choć łzy same uciekały z moich oczu.
Po chwili poczułam oplatające mnie ramiona.
- Bałem się o ciebie. - powiedział, sprawiając, że musiałam się aż odwrócić.
Przekręciłam się na drugi bok, tak aby móc spojrzeć mu w twarz i rzeczywiście był zatroskany.
- Dziękuję. - wyszeptałam, wpatrując się w jego zielone oczy i przysunęłam się bliżej, pozwalając sobie na wtulenie się w jego ciało.
CZYTASZ
Wyjdź za mnie I HS
FanfictionHarry Styles, jako naczelny słynnego portalu internetowego, zawsze był surowy i wymagający, ale wydawało się, że dla wiecznie spóźniającej się Florence był w tym wszystkim wyjątkowy. Kiedy dziennikarka popełnia błąd, musi dokonać wyboru - pożegnać s...