Rozdział 2 - Złamanie wiary

345 28 1
                                    

Podróż autem trwała niecałe 10 minut. Doktor Lecter dzięki znajomości miasta i ulic praktycznie na pamięć, znał wszystkie skróty dzięki którym mógł zajechać pod swój gabinet jak najszybciej.

Doktor przez całą drogę milczał i w chwilach, kiedy mógł sobie pozwolić na chwilę nieuwagi, jego wzrok wędrował na miejsce pasażera. Clarice by się czymś zająć wyglądała przez okno i nie zauważyła, że jest obserwowana.

Lecter zastanawiał się jak by to wszystko rozegrać. Może Starling nie była tego świadoma, ale on widział wszystkie jej reakcje i powoli uczył się odczytywać jej myśli. Wiedział dzięki temu, że dziewczyna czuła wobec niego niepokój, typowy, lecz odrobinę silniejszy wobec obcej osoby. Ale był to już czas przeszły. Obecnie odczuwała sympatie i wdzięczność.

I tu doktor zaskakiwał sam siebie – on także odczuł sympatię. Ona była tylko licealistką, młodą, biedną, niedoświadczoną przez życie. I najwidoczniej nierozważną jeśli chodzi o jej zdrowie. Patrząc na pozostałe cechy, które dostrzegł i po połączeniu tego wszystkiego w całość, ta niby niepozorna dziewczyna była ... interesująca. To jeden z największych komplementów, jakie Lecter mógł powiedzieć. Chciał wniknąć głębiej i sprawdzić czy poznając tą nastolatkę lepiej, jego zainteresowanie wzrośnie, czy może nadejdzie rozczarowanie? To właśnie chciał sprawdzić i miał już parę pomysłów.

Gdy dojechali na miejsce dr Lecter znów użyczył Clarice swojego ramienia. Kiedy mieli taki kontakt, nie tylko dziewczyna odczuwała tą słabą elektryczność. Starling obecnie całą swą uwagę skupiła na tym by prawidłowo iść, patrzyła pod swoje stopy, w obawie że się potknie. Przez to nie przyglądała się zbytnio budynkowi, do którego jej nowy znajomy ją wprowadził.

Zaczęła się rozglądać dopiero kiedy weszli do gabinetu. Od razu poczuła, że tu nie pasuje. Wnętrze było eleganckie i wypełnione antykami. Zrazu poczuła irracjonalny lęk, że coś potrąci i stłucze jakieś bezcenne starocie. Nawet obrazy wyglądały na stare. Resztę wyposażenia stanowiły półki z książkami, biurko oraz dwa miejsca siedzące w samym centrum pomieszczenia. Najpewniej były przeznaczone dla psychiatry i jego pacjenta. Łatwo było zgadnąć, które jest dla kogo. Fotel doktora był zwyczajny, lecz ten dla pacjenta był szerszy, bardziej jak kanapa, aż bez problemu można się było położyć i wyglądał o wiele wygodniej.

- Usiądź tutaj, Clarice – Hannibal poprowadził dziewczynę do sofy dla pacjentów i delikatnie ją posadził – Mogę ci mówić Clarice? Tak będzie stosowniej biorąc pod uwagę nasz wiek i pozycje.

- Oczywiście – zgodziła się od razu. Znacznie bardziej preferowała imię niż tą „Panią" lub „Pannę Starling" – Nasz wiek...A ile ma Pan lat, doktorze Lecter?

- 38 lat – odpowiedział natychmiast. Dziewczyna trochę się zdziwiła. Z wyglądu dawała mu mniej, choć patrząc na to bogate otoczenie musiał już swoje przepracować – Poczekaj tu chwilę. Pójdę po apteczkę – rzekł i zniknął za drzwiami naprzeciwko. Nie weszli nimi, musiały prowadzić gdzieś indziej.

Clarice została sama na minutę, rozglądała się dalej, nie mając nic innego do roboty. Wcześniej zdjęła torbę z ramienia i położyła z boku. Jej wzrok w końcu skupił się na rycinie nad biurkiem. Poczuła lekki dreszcz spowodowany niesmakiem, ale nie skrzywiła się. To był średniowieczny rysunek, przedstawiający postać ludzką przebitą ostrzami w wielu miejscach...zdecydowanie w zbyt wielu.

Wtedy właśnie Doktor Lecter wrócił z potrzebnymi narzędziami.

- Podwiń nogawkę Clarice – powiedział tonem iście neutralnie lekarskim.

Dziewczyna posłuchała od razu i na widok swojej nogi nie powstrzymała już grymasu. Jej kolano wyglądało katastrofalnie, nic dziwnego, że tak bolało.

Niektóre z naszych gwiazd...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz