Rozdział 7 - Odkryj kim jestem

612 22 1
                                    

Znów jest w tej szopie. Jest bardzo głodny i wychudzony. Zimno mu, ale już się przyzwyczaił. Martwi się jedynie o Miszę. Obejmuje ją swoim drobnym ramieniem, mając nadzieję, że trochę ulży jej w tym mrozie. Drewniane, pełne szpar ściany nie chroniły ani ich, ani reszty dzieci.

Znów przyszli. Zabrali kolejne dziecko i rzucili w ich stronę kawałek czerstwego chleba. Hannibal szybko go wziął, zanim ktoś inny go zabrał. Oderwał kawałek i włożył do ust, ale tylko na moment. Chodziło o to, aby zmiękczyć ten twardy niczym głaz chleb, aby Misza mogła go zjeść. Wyjął miękki już kawałek z ust i podał siostrze.

Do tej pory sen zgadzał się z jego wspomnieniami, z jego przeszłością, lecz teraz coś się zmieniło. Mała Misza pokręciła przecząco główką odmawiając posiłku. W rzeczywistości nigdy to się nie zdarzyło, a obecnie we śnie nie chciała jeść.

Położyła rączkę na jego dłoni i skierowała ją w jego stronę, wpychając chleb z powrotem do jego ust.

- Braciszek też głodny. Musi jeść.

Hannibal połknął chleb. To była taka ulga, był taki wygłodniały. Dostał wyrzutów sumienia, że Misza może być głodna, podczas gdy on je. Znów pokręciła główką.

- Misza już jadła. Teraz kolej braciszka. On musi żyć, musi być silny.

Hannibal wstał, nie wiedząc jednak dlaczego. Zrobił to automatycznie. Stawał się wyższy. Chłód i głód odeszły. Pozostał jedynie głosik jego siostry.

- Braciszku, bądź szczęśliwy. Razem ze mną...

Hannibal odwrócił głowę, aby zamajaczyły mu przed oczami czyjeś włosy. Jakiejś biegnącej postaci. Wprost w jego stronę. Wyciągnął rękę...

***

Dr Lecter otworzył oczy. Był w szoku. To był chyba pierwszy raz, kiedy śnił o przeszłości i nie zerwał się z krzykiem z łóżka lub nie zapocił ubrań. Ten sen nie był koszmarem, nic mu nie było, był spokojny. Więc co się stało?

Zerknął w prawo na nocny stolik. Dobrze widział w ciemności, dochodziła godzina 4 w nocy. Zasnął o wiele wcześniej niż zwykle, nic dziwnego, że już był wyspany.

Spojrzał w lewo. Clarice leżała wtulona w jego bok, używając jego ramienia jak poduszki. Spała spokojnie, z lekkim uśmiechem na twarzy.

Hannibal odsunął swój sen na bok. Teraz patrzenie na śpiącą dziewczynę było ważniejsze. Dawało realności temu, co się wczoraj wydarzyło. Ich remis...Po jednej wygranej dla każdego, a to była ich nagroda za cierpliwość.

Lecter chciał nowego planu. Chciał teraz wciągnąć Clarice do swojego życia, najgłębiej jak się tylko da. Do każdego aspektu...jeśli to możliwe, ale jak to dobrze przeprowadzić? I czy jest to w ogóle możliwe? Znając dziewczynę, wszystko mogło się zdarzyć.

Starling, jakby wyczuwając, że jest obserwowana zaczęła się budzić. Pomogło jej przy okazji to, że jej „poduszka" zaczęła się ruszać. Powoli otworzyła oczy, od razu napotykając jego wzrok. Powieki momentalnie jej się rozszerzyły, gdy jej umysł zalały wspomnienia wczorajszego dnia.

- Więc... to nie był sen? – spytała zamiast powitania, nie dowierzając, że jest tutaj, w tym dużym łóżku, nad ranem i leży obok obiektu swoich uczuć.

- Nie, zdecydowanie nie był – odparł, przykładając dłoń do jej policzka, co jedynie powiększyło jej uśmiech.

- Całe szczęście... - westchnęła, po czym wtuliła się w niego całym ciałem. Ulga, że to była rzeczywistość, rozeszła się po niej falą.

Niektóre z naszych gwiazd...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz