(Od autorki) Sorry, sesja była, już będzie regularniej
***
Will prowadził, a Ardelia siedziała obok na miejscu pasażera. Po długiej jeździe znaleźli się pod ogromną, srebrną bramą. Trzeba było zadzwonić domofonem. Gdy Will podał swoje nazwisko, brama otworzyła się i auto mogło wjechać na teren posiadłości Vergerów.
Wysiedli pod okazałą rezydencją. Mapp, aż gwizdnęła.
- To firma od mięcha zbija taką forsę? – Ardelia objęła domostwo niemalże zazdrosnym okiem.
- Na to wygląda.
Will nie patrzył teraz na pieniądze wyciekające z tych murów. Całą jego uwagę zajmowała kobieta wychodząca przez główne drzwi posiadłości, aby następnie zmierzać ku nim.
W życiu nie widział tak umięśnionej kobiety jak ta. Była wysoka, a mięśnie jej ramion wzbudziłyby zazdrość u większości mężczyzn. To była istna kulturystka. Nie chciałby się z nią mierzyć w walce wręcz, byłoby po nim w sekundę. Zgniotłaby go, dosłownie. Aż poczuł się niekomfortowo.
- Witam, agencie Graham, agentko Mapp. Spodziewaliśmy się państwa – kobieta podała dłoń na powitanie im obojgu. Uścisk oczywiście miała silny, aż za bardzo – Jestem Margot Verger.
- Siostra pana Masona? – Mapp wolała się upewnić.
- Zgadza się, mój brat państwa oczekuję. Choć zastrzegł, że wolałby rozmawiać z panem Grahamem na osobności.
- To nie będzie problem – szybko odparł Will, zanim Ardelia wyraziła sprzeciw.
Weszli do środka. Margot poprowadziła ich długim korytarzem. Nie był on jednak jakoś ekstrawagancko urządzony jak zakładali.
- Ostatnie drzwi na prawo w tym korytarzu – wskazała w którymś momencie – Państwo wybaczą, ale mam dużo pracy – powiedziała i zniknęła za jednymi z wielu drzwi.
Sami znaleźli więc odpowiednie wejściei. Zanim jednak Will wszedł do środka, szepnął do Mapp.
- Rozejrzyj się po domu, a potem mi opowiedz.
Nie czekał na odpowiedź i zwyczajnie wszedł do pomieszczenia.
Wystrój mało go obchodził. Liczyła się tylko osoba do której tu przyszedł. A ona leżała na królewskich rozmiarów łóżku. Facet leżał sztywno na posłaniu, był podłączony do jakiś ustrojstw, rurek i tego typu rzeczy. Jego twarz...a właściwie niemalże brak twarzy, go nie obrzydzał. Przecież jego własna twarz także nie stanowiła przyjemnego widoku. Chociaż przy Masonie wychodził na przystojnego.
- Agent Graham? Dzień dobry, proszę wybaczyć, że nie wstanę.
To zdanie trwało dwa razy dłużej niż powinno. Verger mówił z trudem i nie wymawiał litery „r". Nie miał warg. Will uznał, że stosowniej będzie to ignorować i udawać, że wszystko jest w normie.
- Dzień dobry, panie Verger – przywitał się, bez problemu patrząc swojemu rozmówcy w twarz. Musiało mu to zaimponować, bo następne zdanie wypowiedział jakby nieco sprawniej.
- Proszę usiąść.
Tak zrobił. Zaczął się zastanawiać jak nawiązać kontakt wzrokowy z kimś kto ma jedno oko.
Verger tymczasem układał w głowie odpowiednie przemówienie. Gdyby przed nim siedział jakikolwiek inny agent FBI, Mason zacząłby teraz paplać na temat swojego przebudzenia i miłości do Chrystusa. O tym jak Jezus uzdrowił jego duszę i inne takie bzdury. Lecz przed nim nie siedział byle kto, a Will Graham, agent, który schwytał dr Lectera. Dla Masona to on był jego Bogiem. Boga nie oszukasz. Wtop się więc w otoczenie, żeby cię nie zauważył, obrzuć ofiarami, modlitwami i pieniędzmi, aby się nie przypieprzał.
CZYTASZ
Niektóre z naszych gwiazd...
FanficZmieńmy historię. Co by się wydarzyło, gdyby Clarice Starling nie poznała dr Lectera w więzieniu, w trakcie pracy nad sprawą seryjnego mordercy, ale ponad 8 lat wcześniej, gdy jeszcze chodziła do szkoły średniej i nie zdążyła mieć żadnej styczności...