More then you know × Nina&Gaston

503 41 20
                                    

×One shot napisany na zamówienie melawrote ❤️ mam nadzieję, że Ci się spodoba tak jak i pozostałym.
Miłego czytania!×

×××

UWAGA

Zanim jeszcze przejdziecie do czytania, to chciałabym tylko napomknąć iż ten, że os jest jak dotąd moim najdłuższym, jednorazowym opowiadaniem, które liczy ponad 3000 tysiące słów. Mam nadzieję, że dotrwacie do końca.

×××

Jesteś nic nie znaczącym ziarenkiem piasku, które gubi się wśród większych od siebie. Niezauważalna przez nikogo a nawet, przez własną osobę. Dosłownie niewidzialna, wtapiająca się w każde otoczenie, rozpływająca pod wpływem zerowej pewności siebie. Nigdy nie kochana, zawsze tylko poniewierana, przesuwana od ściany do ściany, będąca jedynie postacią w grze. Stojąca bezwładnie, pośrodku rozległej szachownicy, którą był ogrom wszechświata, nie mogąc wykonać ani jednego ruchu, najmniejszego gestu, gdyż była tylko martwym pionkiem, ubezwłasnowolnioną kukiełką, która bez pomocy drugiego, nie była w stanie funkcjonować.

Powoli godząc się z własnym losem, staczała się na samo, najgłębsze dno studni, którą była jej nikła dusza coranka, wołająca o pomoc. Nie prosiła ona o zbyt wiele, jedynie o samą obecność, po prostu pragnęła czuć, iż ktoś przebywa obok niej, nie traktuje ją ozięble, niezlewa przy pierwszej lepszej napotkanej okazji, nie znęca się nad jej poszarpanym wnętrzem jak i zewnętrzem, bo z tym ona sama doskonale sobie radziła.
Ciągły ból, rozdarcia, upokorzenia, smutek i rozgoryczenia, które z początku obstawiały główne role, jako jej najwięksi wrogowie teraz, stali się nieodzowną częścią, najwierniejszymi przyjaciółmi bez, których nie potrafiła obejść się.

Iskrząca radość, promienny uśmiech, gorące serduszko, chęć istnienia, wszelakie dobre momenty, zamieniły się w skąpaną krwią apatię. Pełna niegdyś twarzyczka, przeobraziła się w wychudłą, bladą jak kreda twarz, na której nie gościł już żaden, chociażby najmniej widoczny, wyraz szczęścia. Spierzchnięte wargi, mocno zaciśnięte w wąską linie oraz te piękne, przyciągające spojrzenia, oddające blask, pod wpływem dziennego światła słońca jak i nocnego księżyca, tęczówki przybierające barwę roztopionej czekolady, jakby zniknęły. Tracąc swe charakterystyczne iskierki, które mieniły się wszelkimi kolorami teraz, zgasły niczym płomień świecy.

Nieziemska lecz za razem niezwykle delikatna sylwetka, którą posiadała, za pewne nie jedna nastolatka torturowała się masą ćwiczeń, diet oraz sztucznego upiększania, by móc dorównać jej wyglądowi. Niestety, to co niegdyś było cudownym dla oka, wielu osobników płuci przeciwnej, nastało jej największym przekleństwem. Wychudzone ciało na, którym można było zliczyć wszystkie wystające kości, niczym na liczydle.

Przedramiona pokryte mnóstwem, przerywanych lini ciętych, które odróżniały się siwizną od reszty. Niektóre jeszcze całkiem świeże z, których to raz po raz sączyły się krople rażąco bordowej, gęstej krwi.
Kościste kolana, również ozdobione były we wszelakiego rodzaju sińce i zadrapania, które ukazywały się w rozdarciach czarnych jak smoła, jeansów.

Wykupiła ona ostatni lot w jedną stronę, bez możliwości powrotu.

Ledwo powłuczając nogami a raczej tym co z nich pozostało, przemierzała doszczętnie opustoszałe, ulice Buenos Aires co nie było zaskakującym zjawiskiem, gdyż pora ta nie była raczej przeznaczona do jakichkolwiek wędrówek. Dlatego też, w zasięgu jej wzroku nie znajdowała się ani jedna żyjąca istota, która mogłaby zainteresować się celem jej podróży.

Soy Luna × one shotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz