Close × Luna&Matteo

593 55 8
                                    

— Tatusiu, tatusiu, zabierzesz mnie później na lody? — wypytywała malutka szatynka, której piękne, kasztanowe włoski, zaplecione były w dwa, długie warkoczyki. — Prose. — błagała, natarczywie pociągając za rękaw kurtki, wysokiego bruneta.

— Tak, tak Maleńka, ale dopiero gdy wrócisz z przedszkola. — potaknął, spoglądając na skaczącą przy jego boku Melisę, za to idąca po drugiej stronie młoda kobieta, bacznie przyglądała się całemu zajściu, by jedynie cicho zachichotać pod nosem.

— Kochanie, bo urwiesz tatusiowi rękę. — pouczyła ją drobna brązowowłosa, delikatnie gładząc swą dłonią, czubek jej główki.

— Mamusia ma rację, masz tyle siły ile nawet ja sam nie posiadam. — zaśmiał się melodyjnie brunet, łapiąc malutką rączkę córeczki, by zamknąć ją w szczelnym uścisku, co również ponowiła towarzyszka jego serca.

Szczęśliwa, młoda rodzina, podążała wzdłuż rozciągającej się, brukowanej ścieżki. Po jednej ze stron kroczył dobrze zbudowany Włoch, natomiast po drugiej niewielka szmaragdowooka, której szczery uśmiech gościł na twarzy. Pośrodku dwójki małżonków, szła tętniąca życiem pięciolatka, której ogromne, tęczówki w kolorze gorzkiej czekolady, zajmowały pół perłowej twarzyczki.

Roześmiana od ucha do ucha, właśnie energicznie przeskakiwała, każdą z kolejnych kałuż napotkanych na swojej drodze. Najbardziej bawiło ją to, iż para rodziców miarowo unosiła ją ku górze, aby zapewnić jej jeszcze większą frajdę. Malutka dziewczynka kochała ich ponad wszystko inne, gdyż to tylko ich miała w swym posiadaniu.

Była ich jedynym oczkiem w głowie, iskierką nadzieji, rozwiewającą każdą burzę życia. Pomimo tak młodego wieku, sama tryskała entuzjazmem obdarowując nim wszystkich wokół siebie. Może było to spowodowane właśnie tym, iż niedokońca poznała jeszcze same realia. W końcu była jedynie dzieckiem, którego największym problemem, było wybranie ulubionego pluszaka. Jednakże, trzeba pamiętać, iż sam ból przyjdzie z czasem.

Nic ani nikt nie ukryje się przed nim, nie ma takiego miejsca na ziemi, gdzie ono nie odnalazło by Ciebie, ponieważ gdy już raz odnajdzie drogę, to już nigdy jej nie zapomni.

— Tatusiuu, jak poznałeś mamę? — wyparowała ni stąd ni z owąt, wlepiając swoje przenikliwe oczka w postać ojca, robiąc jedną z tych swoich proszących wyrazów.

Obydwoje ze starszego uwdzie towarzystwa, spojrzało na siebie wymownymi spojrzeniami, śmiejąc się przy tym nieznacznie.

— Melisiu, ale czy to musi być na prawdę teraz? — próbował zwodzić ją różnymi sposobami, lecz ona mając zawziętość swej matki, nie odpuszczała.

Zawsze było tak, iż kiedy ona tupnęła nóżką to musiała dostać to, co według niej było jej należne. Stojąc przy tym rękami i nogami, nigdy nie dała się jąć kiedy coś sobie postanowiła.

— No prose, tatku. — jęczała za jego uchem tak długo, aż w końcu zgodził się.

— No dobrze. Można powiedzieć, że była to miłość od pierwszego zderzenia, prawda Kochanie? — oznajmił rozradowany, wyczekując odpowiedzi swojej małżonki, która była aż nadto do przewidzenia.

— Jeśli zdefiniować, by to wyrażenie dosłownie. — roześmiała się szatynka.

— Chyba niczego już nie rozumiem. — szepnęła zrezygnowana pięciolatka, układając swoje usta w widoczny grymas.

— Spokojnie Perełko, zaraz Ci wszystko wytłumaczę, jeśli oczywiście zdążę przed dojściem do przedszkola. — uspokoił ją mężczyzna, obejmując bezpiecznie swym ramieniem, na co dziewczynka od razu wtuliła się w jego bok.

Soy Luna × one shotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz