Rozdział 11.

748 85 28
                                    

Między nami panowała cisza jak jeszcze nigdy do tej pory. Jungkook zamknął się przede mną, a gdy na niego nie patrzyłem, płakał w ukryciu. Dostrzegałem jego opuchnięte i czerwone oczy od nadmiaru łez, ale nic nie mówiłem. Bo co mógłbym powiedzieć w takiej sytuacji? Dla mnie to też nie było proste.

Cierpienie przyjaciela sprawiło, że moje słowa przestały do niego docierać. Chłopak skutecznie unikał wszelkiej szczerej rozmowy ze mną, zupełnie jakbym zadał mu głęboką ranę. Czułem, że nasza przyjaźń zaczyna się psuć z mojej winy.

Tego ponurego dnia Jungkook nawet na mnie nie spojrzał. Jak co rano wziął lekarstwo, a potem wyszedł do szkoły nawet na mnie nie czekając.

Mój brat był zdumiony naszym dziwnym zachowaniem, jednak nic nie powiedział. Z pewnością snuł własne domysły co się mogło wydarzyć.

A ja już nie mogłem dłużej znieść naszej rozłąki. Miałem świadomość jakbym stracił najlepszego przyjaciela i dlatego postanowiłem zrobić wszystko żeby znowu do mnie wrócił.

Wyszedłem parę minut po brunecie, a następnie zacząłem biec. Dogoniłem go w połowie drogi, a gdy złapałem go za ramię, odwrócił się do mnie. Jego spojrzenie było smutne i puste.

- Kookie, porozmawiajmy.- poprosiłem spokojnie, łapiąc oddech i głośno dysząc.- Nie mogę znieść tej atmosfery między nami.

Chłopak nie spuszczał ze mnie wzroku, a gdy odwrócił się z powrotem, nie wytrzymałem. Mocno objąłem go ramionami, czując jak nagle nieruchomieje. Dobrze wiedziałem, że moja bliskość sprawia mu ulgę. Dzięki mnie uspokajał się i miał poczucie bezpieczeństwa. Nie mogłem pozwolić na to, aby i to zniknęło.

- Hyung...nie tutaj.- powiedział w końcu, wzdychając. Jego głos był prawie taki jak zwykle.- Chodźmy do parku.

Bez wahania złapałem zimną dłoń bruneta i zacząłem go prowadzić wyłożoną liśćmi ścieżką w stronę pobliskiego parku.

***

Jungkook milczał cały czas, a gdy nagle się zatrzymał, ja również stanąłem. Popatrzyłem na niego, ale jego wzrok podążył w kierunku naszych splecionych dłoni. Nie wiedziałem co robić.

Nagle uniósł głowę i spojrzał prosto w moje oczy. Zadrżałem lekko, czując się inaczej niż zwykle. Chłopak zmusił się do niepewnego uśmiechu, starając się być takim jak wcześniej w mojej obecności.

- Hyung...co się stało? - spytał wreszcie, zawieszając spojrzenie na ogołoconym drzewie, a nie mojej twarzy.- Dlaczego chcesz ze mną rozmawiać?

Westchnąłem, delikatnie ściskając dłoń chłopaka w swojej. Czując napór jego palców na swoje, pospiesznie zaprowadziłem go na ławkę i posadziłem.

Popatrzył na mnie spokojnie, a gdy pochyliłem się nad nim i położyłem ręce na jego przygarbionych ramionach, starał się nie uciec ode mnie. Patrzył w moje oczy, mrugając co parę sekund.

- Hyung...- wykrztusił w końcu, a potem zacisnął usta w kreskę. Siedział zupełnie bezradny, czekając aż się zdecyduję z nim porozmawiać.

- To co teraz powiem jest dla mnie ważne.- oznajmiłem, a potem usiadłem blisko niego i przyjrzałem się wirującym liściom w powietrzu. Jesień rozgościła się na dobre.

Jungkook nic nie powiedział, najwyraźniej pogrążając się w myślach.

- Posłuchaj...- zacząłem cicho, starając się uspokoić.- To wszystko co się dzieje to moja wina. Rozumiesz, Kookie? To przeze mnie nasza przyjaźń może się rozlecieć zupełnie jak puzzle, a my już nie będziemy potrafili znaleźć właściwych części. Nie będziemy mogli...na nowo rozpocząć tego co jest między nami. Bo wszystko się zmieniło. Z mojej winy.

Chłopak wziął oddech, niespodziewanie odwracając się w moją stronę.

- Nieprawda, hyung.- zaprzeczył stanowczo.- Mylisz się. Wina leży po obu stronach.

Spojrzałem na niego, ale był nadzwyczaj opanowany. Mimo swojej senności, którą mogłem dostrzec w jego ciemnych oczach. Znowu starał się powstrzymać napływ snu. To nigdy nie było dla niego dobre.

- Nie oskarżam cię o to co się stało.- wyszeptał, nagle blednąc.- Po prostu...czuję się źle, że powiedziałem ci o swoich uczuciach. Teraz tego bardzo żałuję, ale nie potrafię nic zrobić. Nie umiem cofnąć tych słów.

Patrzyłem jak zamyka oczy, a potem opiera się całym ciężarem ciała o ławkę. Zbyt mocne odczuwanie emocji powodowało u niego nadciągające ataki. Tak bardzo się martwiłem tym, że tylko pogarszam jego chorobę z którą musi tak bezustannie walczyć każdego dnia.

- Kookie? - szepnąłem cicho, ale nie odpowiedział.

Po chwili usłyszałem jak cicho oddycha, a gdy się nad nim pochyliłem, owionął mnie jego delikatny zapach. Mieszanka słodkich perfum, których czasem używał. Nawet nie musiał. Sam w sobie był bardzo łagodny i uroczy. Lubiłem go za to jaki jest. Dla mnie nie musiał się zmieniać ani niczego udawać.

Jungkook otworzył oczy bardzo wolno, a potem na mnie spojrzał. Byłem tak blisko niego, iż przez moment nie mogłem się ruszyć. Poczułem się jakbym doświadczał czegoś dziwnego, nieprawdziwego.

- Kiedy zasnąłem? - spytał Jungkook, mrugając pospiesznie. Ciągle jeszcze był bardzo senny.

Jego cichy głos pomieszany z ospałością sprawił, że nagle przestałem rozumieć i myśleć. Wszystkie ostatnie dni zlały się w jedno, a ja nagle zapomniałem o tym dlaczego się tu znaleźliśmy i z jakiego powodu. To wszystko przestało mieć znaczenie w obliczu zdarzenia do którego potem doszło.

Skupiłem się całkowicie na swoim przyjacielu, który widząc moją twarz tak blisko swojej, nawet nie próbował mnie odtrącić. Siedział bez ruchu, zupełnie jakby jeszcze śnił.

Ja też miałem wrażenie, że śnię. Przeniosłem się do innej rzeczywistości, bardziej sennej. Niesamowitej.

Gdy Jungkook zawiesił wzrok na moich oczach, zmniejszyłem dzielące nas centymetry, aby sekundę później pocałować swojego przyjaciela. Brunet zamknął oczy w momencie gdy moje usta dosięgły jego. Z jego gardła wydostał się słodki jęk, który zabrzmiał jak najdoskonalsza muzyka.

Pocałunek przerodził się w coś głębszego. Czułem miękkie usta Jungkooka, którymi starał się oddawać nieporadne pocałunki pełne niewinności i jego ciepła. Moje serce zabiło o wiele mocniej gdy zawiesił dłonie na moim karku przyciągając mnie bliżej siebie. Czułem się jak w najprawdziwszym śnie.

Nie mogłem uciec od naporu własnych uczuć. Zresztą, czułem nawet emocje Jungkooka, który zaczął cicho jęczeć chłonąc moje czułe pocałunki. Wiedziałem, że być może wyrządzam nam wielką krzywdę, ale nie mogłem się zmusić żeby to przerwać. A może po prostu nie chciałem.

*******************************************************************************************

Chyba szykuje się happy end;) Słuchajcie, ta scena pocałunku bardzo mi się podoba, bo potrafię to sobie wyobrazić. Tą jesienną scenerię oraz dwójkę całujących się przyjaciół. Nie wiem czemu, ale ten opis niesamowicie mi przypadł do gustu. Rzadko kiedy jestem zadowolona z rozdziałów, bo stawiam sobie wysoką poprzeczkę, ale powiem wam jedno: uważam, że to opowiadanie jest jednym z najlepszych jakie napisałam, dlatego że skupia się na uczuciach co lubię najbardziej. No i wydaje się takie realne, prawdziwe. A może to tylko moje odczucia? Jak wy to postrzegacie?

P.S. Ładny fanart by wyszedł z tej końcowej sceny, ale niestety żadna ze mnie malarka. Nie umiem rysować:(





LunatykOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz