Yoongi sam za dobrze nie wiedział jak do tego doszło.
Była niedziela, godzina siedemnasta dziesięć, a on biegł przed siebie z wózkiem sklepowym, w którym siedział Jeon Jungkook. Chłopak śmiał się i rozkładał ręce na boki. Ludzie patrzyli się na nich, jak na głupich, czy szalonych, ale żadne z nich o to nie dbało. Byli szczęśliwi, mogąc robić coś szalonego. Byli szczęśliwi będąc ze sobą.
***
Godzina dziesiąta, Jungkook własnie wychodził z wizyty od Heechula. Tak właściwie wracał razem z nim, bo chłopaka wypisali już ze szpitala. Kości jego ręki powoli zrastały się, a obrażenia wewnętrzne okazały się być na tyle małe, ze nieszkodliwe. Tuz nad skronią, aż do połowy czoła ciągnęła się brzydka biała blizna, teraz zasłonięta opatrunkiem.
- Kook - zaczął po kilku minutach ciszy starszy. - Nie powiedziałeś mi w końcu jak jest miedzy tobą, a Yoongim. T-Tak naprawdę jesteście... - uśmiechnął się. Jednak uśmiech był tak wymuszany, że aż paskudny.
- Ach... No tak. - zerknął na szatyna, wciskając chłodne dłonie w kieszenie. - Chodzi o to, że ja i Yoongi chodzimy ze sobą. Tydzień temu, rozmowa. Zgadłeś. - powiedział to z tak stoickim spokojem, że Park aż się zdziwił.
- Czekaj... - rozchylił wargi, mlaszcząc w niezadowoleniu. - Czekaj, serio? Ty i Min Yoongi?
- Jakiś problem, Hee?
- Nie... - skłamał, idąc dalej przed siebie. - Nie mam żadnego problemu. Po prostu trochę mnie to uderzyło. Trochę bardzo.
Dlaczego własnie w tej chwili Heechul poczuł się jak ktoś odrzucony na drugi plan? Może dlatego, że teraz nie będzie mógł mieć Kooka jedynie na wyłączność. Min Yoongi odkąd tylko się pojawił zaczął komplikować sprawy miedzy nimi. Wszystko zaczęło robić się coraz bardziej zawiłe i pokręcone, aż w końcu wyszło z tego to; Min Yoongi i Jeon Jungkook byli razem, szczęśliwi. Park Heechul został sam sobie, odstawiony gdzieś na bok, jak niepotrzebna zabawka. Jednak Jungkook tego chciał. Szczęścia z kimś, kogo naprawdę pokocha, i tego kogoś w końcu znalazł. Zostało mu przecież niewiele czasu na szczęście, a to jego potrzebował teraz najbardziej.
- Cholernie słaby z ciebie kłamca, Hee. Ale mniejsza. - młodszy machnął ręką, po czym klepnął go delikatnie w plecy. - Jestem szczęśliwy z Yoongim i przepraszam, jeśli ciebie to boli. Nigdy nie miałem na celu nikogo krzywdzić - rzekł zgodnie z prawda. On by nawet muchy nie skrzywdził. - Po prostu z wiedzą, że moje dni są dokładnie wyliczone chciałem zaznać w życiu czegoś więcej niż ciągłej rutyny. Dzięki niemu moje życie jest takie barwne... - westchnął cicho, kopiąc kamyczek leżący na chodniku.
- A mnie zawsze zależało na twoim szczęściu, dlatego nie mam zamiaru wchodzić wam w drogę. - szatyn wzruszył beznamiętnie ramionami, powstrzymując swoje oczy przed uronieniem łez. Nie mógł się przecież rozklejać, nie w jego obecności.
- Dziękuję, wow... - szepnął młodszy, drapiąc się po głowie. - Nie sadziłem, że to zaakceptujesz. Przecież nienawidzisz Yoongiego.
- Prawda. - przytaknął, oblizując wargi - Ale na tobie mi zależy, więc... Chcę żebyś robił to co chcesz. Nie mogę ci niczego zabronić. Każdy ma wolną wolę.
- Hee... Dobrze wiesz, że na tobie także mi zależy. Jesteś moim bratem. - zatrzymał się na chwilę, pociągając przyjaciela za zdrową dłoń.
CZYTASZ
Why are you my remedy...?||Yoonkook||
Fanfic《The story of three souls, two hearts and one sickness》