Epilogue: Without you

263 14 14
                                    

Trumna niesiona przez czwórkę mężczyzn w czarnych garniturach wyjątkowo była biała. Biały jest kolorem czystości i niewinności, a Jeon Jungkook był czysty. Mimo wszystko spotkało go najgorsze, co mogło; śmierć.

Życie jest najważniejszym darem, jaki dane jest nam posiąść. Cieszmy się więc każdym dniem, gdy możemy uchylić powieki, nabrać powietrza w płuca. Każdym dniem, gdy możemy żyć.

Carpe diem.

Min Yoongi, złożywszy ręce jak do modlitwy, spoglądał w głęboki dół, gdzie właśnie w tej chwili składano trumnę z ciałem młodego bruneta.

Bruneta, który zawrócił mu w głowie.

Bruneta, którego kochał.

Bruneta, który był jego małym i bezbronnym chłopcem.

Z oczu siedemnastolatka, mimo pokerowej miny, spłynęło kilka łez. Zaraz jednak zniknęły, wchłonięte przez materiał rękawów jego garnituru.

Trumna była biała, ale serce Yoongiego było teraz czarne i puste, jak czarna dziura.

- Mój drogi... - do blondyna podeszła matka młodszego, przyciskając chusteczkę do policzków. - Zrobiłeś dla niego wszystko, o czym tylko mógł marzyc. Naprawdę.

- Zrobiłbym więcej, gdybym mógł przywrócić moje kochanie do życia. - odparł zachrypniętym głosem. Jego spuchnięte i zaczerwienione oczy zwróciły się w stronę kobiety.

- Życie i śmierć, balans. Ktoś żyje, ktoś umiera-naturalna kolej rzeczy. Wiem, ze cierpisz, ja także cierpię, ale mojego synka nikt nie zwróci. Dasz sobie rade, Min  Yoongi.  Jesteś silny, silniejszy niż sam myślisz...

- Nie na tyle silny - zacisnął dłonie w pięści. - Nie na tyle, żeby żyć bez niego.

- Nikt nie jest w stanie żyć bez miłości swojego życia, wiem. To trudne i smutne, ale nie załamuj się drogi chłopcze. Przecież Jungkookie na pewno by tego nie chciał.

Yoongi słuchał jej słów, nie przyswajając jednak pełni ich znaczenia. Ostatnie zdanie jednak wpoił w siebie niemal natychmiast. Jungkookie nie chciałby, by ten się załamywał. Na pewno by nie chciał. Min nie mógł się załamać.
Z drugiej strony jednak cierpiał z braku chłopca tuz przy nim, za jego ciepłem i jego suchymi ustami. Za jedwabista skórą i czarnymi kosmykami. Za wszystkim.

Yoongi po raz ostatni spojrzał na trumienkę, rzucając na jej wierzch krwistoczerwona różę, po czym wyszeptał:

- Kocham Cię, Jeon Jungkook. Kocham i zawsze będę.

***

Zimna marmurowa tafla niczym specjalnie się nie wyróżniała spoza tych, które otaczały ją na cmentarzu. Białawy kawał skały, ładnie obrobiony tak, by być jak najbardziej lśniący i gładki. Nagrobek był dokładnie taki sam jak cala reszta.
Jednak dla Min Yoongiego ten był jedyny w swoim rodzaju, wyjątkowy, zupełnie tak jak osoba spoczywająca pod nim.

Zdjęcie przyczepione do nagrobka uśmiechało się szeroko, przyprawiając tym samym blondyna o dreszcze. Minął niecały miesiąc od pogrzebu, a on wciąż nie potrafił zapomnieć.

Podobno czas leczy rany, ale w żadnym wypadku nie jest to prawdą. Czas jedynie powoli usiłuje zagoić niewidzialne draśnięcia powstałe w sercu, jednak rany te z dnia na dzień pogłębiają się coraz bardziej. Leczenie ich absolutnie niczego nie da, i tak blizny pozostaną na zawsze.

- Znowu się spotykamy, Skarbie - szepnął chłopak, stojąc nad grobem ukochanego pośród głuchej ciszy. - Minął miesiąc od twojej śmierci, a ja wciąż mam nadzieję, że kiedy następnego dnia otworzę oczy, to ujrzę ciebie; uśmiechniętego, zdrowego i szczęśliwego. To trochę głupie, co? - spytał z sarkazmem, jednak nawet nie liczył na odpowiedź. - Ciągle przypominam sobie te chwile, choć krótkie, to spędzone razem. Ciągle mam gdzieś w głowie dźwięk twojego głosu. Wciąż pamiętam o wszystkim czego razem dokonaliśmy. - Osunął się na kolana, wzdychając głęboko. - Jednak czuję się pusty i pozbawiony sensu w życiu. Odkąd Cię nie ma, nie potrafię myśleć o niczym innym, tylko o Tobie. Zrezygnowałem z pójścia na uczelnię, nie dam rady. - mruknął, układając się na zimnej skale. - Kochałem Cię, a ty odszedłeś. Kochałem, a to właśnie Ciebie mi odebrano. Kochałem i wciąż kocham. - Z jego oczu wyciekło kilka pojedynczych łez.

Siedemnastolatek delikatnie wsunął do wazonu czerwoną różyczkę, którą dotychczas dzierżył w dłoni. Łzy wciąż skapywały z policzków, serce wciąż bolało.
Jungkook był zdecydowanie zbyt młody, by odejść. Był zdecydowanie zbyt dobry na to, co postanowił zgotować mu los. Ale kto wie, co mogłoby się stać gdyby było inaczej? Może właśnie to było przeznaczone, i jemu, i Min Yoongiemu.

Blondyn siorbnął nosem i otarł wilgotne od płaczu oczy. Od miesiąca czuł się wyprany z wszelkich emocji. Nie jadł za dużo, nie odrabiał lekcji, nie uczył się. Nie potrafił rozmawiać z rodzicami, nie potrafił zrobić najprostszej czynności. Wszystko to sprawiało, że czuł się zmęczony i bezsilny. Wszystko sprawiało mu także niewyobrażalny trud.
Czasem zdawało mu się, że dostrzega gdzieś w tłumie Jeona, lecz gdy tylko czarna czupryna odwracała się, okazywało się, że to nie on. Przecież Jungkook nie żył...
Ale w sercu Yoona był jak najbardziej żywy, oddychający i szczęśliwy. Był taki, jakim Yoongi go zapamiętał; uroczym dzieciakiem z marzeniami, o najpiękniejszych na świecie oczach.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dotarliśmy do końca szkraby
Mam nadzieje, ze podeszło to wam do gustu
Mam jeszcze masę innych planów i pomysłów, jednak szkoła wiele mi utrudnia
W każdym razie do nexta
Widzimy się wkrótce~

Why are you my remedy...?||Yoonkook||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz