Tata od dziecka mówił mi jedno zdanie, które robiło na mnie wielkie wrażenie.
''- Ingrid, pamiętaj, że nie ma ludzi złych, tylko tacy, którzy się pogubili w życiu.''
Do tej pory wierze w to, że ta sentencja jest szczera i prawdziwa. Jeśli nie ma osób złych, to powinnam dać szansę Reubenowi. Jeden ruch, przyklejam karteczkę do ulubionego kubka mamy i zamykam drzwi od domu. Jeżeli rodzicielka wyjdzie dzisiaj z łóżka to dowie się, że tak naprawdę wyjechałam... Choć nie mówiąc jej o tym, zalicza się to pod ucieczkę?
Na samochód wraz z czarnowłosym nie muszę długo czekać i tak jak wczoraj próbuje się wgramolić do masywnego auta, warkoczącego niczym stado rozwścieczonych drapieżników, czyhających na bezbronnego króliczka. Tym razem nie sprawia mi to większego problemu, ponieważ mam na sobie wygodne ubrania - ciepłą bluzę z kapturem i dresy, które przylegają do mojej skóry.
- Wyglądasz nieziemsko - chłopak przesuwa wzrok od twarzy aż do stóp.
- Nie kpij ze mnie - pokazuje mu język. - Wiem, że nie posiadam zajebistego stylu prosto z pierwszych stron gazet, ale przynajmniej czuję się komfortowo.
Wzrusza tylko ramionami, uśmiechając się przebiegle. Naprawdę zaskakuje mnie z dnia na dzień; już nie jest zamkniętym, czy speszonym chłopcem, a pewnym siebie i zadziornym przystojniakiem. Gdy wreszcie ruszamy z podjazdu jestem szczęśliwa, że znów zobaczę Kristiana, a moje serce zabije mocniej.
- Czeka nas niezła wycieczka, co? - śmieje się, wpatrzony w drogę.
- Jestem ci dozgonnie wdzięczna, że ze mną tam jedziesz. Zapewne sama nie zdecydowałabym się na taki krok - spoglądam przez okno i wpatruje się w leśny krajobraz, który zaraz zniknie z mojego pola widzenia.
- Nie ma za co. Cieszę się twoim szczęściem - uśmiecha się, mijając znak, który mówi o tym że zaraz wjedziemy na drogę ekspresową.
Rozglądam się po samochodzie, pudełko leżące pod moimi stopami aż woła, aby sprawdzić co w nim jest. Gdy je otwieram nie mogę oprzeć się sprawdzeniu całej zawartości. W środku walają się stosy starych, zakurzonych płyt z zespołami i piosenkarzami, których słuchał mój tata. Znam większość, ale oczy mi błyszczą kiedy znajduję album Pink Floydów The Dark Side of the Moon, szybko wyciągam płytę z zakurzonego plastiku i wpycham do odtwarzacza. Sadowie się wygodnie na fotelu i wciągam powietrze słysząc pierwsze nuty Speak to Me, przypominają mi się te wszystkie wakacyjne podróże, kiedy staruszek maksymalnie pogłaśniał kawałki, a ja rozkoszowałam się ich muzyką. Chyba od dzieciaka tata wpajał mi, jak to on mawiał mówić ,, dobrom muzykę", więc nigdy nie interesowały mnie najnowsze kawałki Rihanny czy Beyonce.
- Niezły z ciebie element Ingrid O'Neill - śmieje się Reuben, kiedy zaczynam nucić drugą z kolei piosenkę. - Hipster z wyboru?
Prycham i rzucam mu oskarżycielski wzrok.
- Mój tata umuzycznił mnie przez te siedemnaście lat dość dobrze, więc zna się to i owo.
- Śpiewasz? - kiwa głową w rytm muzyki, bębniąc przy tym w kierownice.
- Od dziecka. Przerwałam zajęcia ze względu na przeprowadzkę tutaj - wzruszam ramionami, lekko wzdychając. Chciałabym do tego wrócić, bo to była jedyna rzez, która tak bardzo mnie uspakajała, gdy Kirian popełnił samobójstwo. - Trochę mi tego brakuje.
- Every year is getting shorter. Never seem to find the time. Plans that either come to nought... - zaczął śpiewać to z taką łatwością w głosie, jakby był do tego stworzony. Nie miałam wyjścia jak dołączyć się do tej ballady. Chwilę później stojąc w niemałym korku śpiewaliśmy piosenki, jak się okazało zespołu, dzięki któremu mieliśmy przegadać następne godziny drogi.
***
Wyszłam z auta, aby rozprostować nogi, kiedy Reuben sprawdzał coś przy silniku. Krajobraz stawał się coraz bardziej górzysty i jakbym to określiła - ,,europejski". Nim się spostrzegłam, chłopak pociągnął mnie za sobą i szliśmy leśną drogą w dół skalistego urwiska.
- Hej, gdzie idziemy? - mruknęłam mało zadowolona z jego wycieczki, bezsensownym szlakiem.
- Musimy coś zjeść - odparł spokojnie. Droga robi się coraz bardziej stroma, co doprowadza mnie do obłędu i żalu, że w ogóle postanowiłam za nim iść.
- Skąd niby wiesz, że tam jest jakaś restauracja? - unoszę ze zdziwieniem brwi. To nie tak, że mu sie wierze, ale trochę mnie dziwi jaki ogarnięty jest w tych wszystkich sprawach.
- Znak, Ingrid - przed parkingiem był znak. - I jak widzisz... stoi - wskazuje coś za drzewami.
Budynek robi na mnie ogromne wrażanie, jest taki piękny. Przypomina te wszystkie chaty w górach, w których można napić się grzańca lub zjeść ciepłe specjały. Wchodzimy do środka, gdzie podoba mi się jeszcze bardziej. Dominująca czerwień dodaje efektu i domowego klimatu miejscu, drewniane stoły i ławy obite poduszkami są rozstawione koło ścian, na których wisi coś na rodzaj fresków z orientalnymi wzorami. Na środku usadowiony jest kominek, wokół którego ustawione są skórzane kanapy.
Siadamy przy mniejszym stoliku z fioletowym obrusem i zaglądamy do kart dań. Tak jak myślałam, większość to tłuste potrawy z mięsem, za które trzeba zapłacić kosmiczne ceny.
- Ładnie tu - mówię, spoglądając na chłopaka studiującego dalej menu. - Mogłabym mieszkać w takim miejscu.
- Chciałabyś mieszkać w restauracji? - śmieje się głupkowato.
- Och, wiesz o co mi chodzi - klepie go w ramię i znów zawieszam na nim wzrok. Jego oczy są naprawdę piękne, pogrążone w jakimś rodzaju smutku.
- Ta, czy siak, co zamawiasz? - przerywa moment i jakby nigdy nic, wraca do karty dań. - Bo ja chyba skuszę się na łopatkę z dzika.
- Jesteś straszny - mówię z niesmakiem. Później zamawiamy dania i zjadamy ze smakiem.
Chociaż myślałam, że nie będzie tak dobrze to Reuben potrafi poprawić mi humor i choć na chwilę mogę zapomnieć o tym co mnie otacza.
- Ulubiona książka? - rzucam w niego ostre pytanie. Modlę się, żeby wybrał coś normalnego.
- Zielona Mila - odpowiada pewnie, na co aż podskakuje z zaskoczenia. - Tego się nie spodziewałaś. Potrafię zaskakiwać - mruga, po czym dodaje. - Teraz moja kolej. Cel życia?
- Zadajesz dziwne pytania - mówię z wyrzutem, ale wzdycham i odpowiadam. - Chyba najbardziej zależy mi na tym, żeby stworzyć kochającą i całą rodzinę.
- Czaję. Kochający mąż, dzieci, dom, drzewo... Jesteś nudna.
- Zamknij jadaczkę - kpię z niego. - Dobra w takim razie, jaki jest twój cel?
- Myślę, że chcę zrobić coś szalonego. Teraz... Zbieramy się - nim się obejrzałam, przyciągnął mnie bardzo blisko i wyszeptał mi do ucha. - Nie płaćmy za te gówniane jedzenie...
Nie wiem dlaczego, ale przytaknęłam i chwilę później pędziliśmy dróżką wprost na parking. W oddali unosiły się kogoś krzyki, ale nas nie bardzo to obchodziło.
CZYTASZ
Our love is untouchable [Kristian Kostov] 1&2 <ZAWIESZONA>
FanfictionCZĘŚĆ 1 Kiedy wprowadziłam się do mamy myślałam, że będę prowadziła jeszcze nudniejsze życie niż przed przeprowadzką. Ale życie potrafi nas zaskakiwać i stawiać nam na drodze właściwe lub niewłaściwe osoby... Tyko, którą z nich jest Kristian? CZĘŚĆ...