Kristian
- Nie wierzę, że nadal jesteś aż tak dobry - parsknęła Sylvia,schodząc z konia i prowadząc go do boksu. Przyjaźniliśmy się od dziecka - była dla mnie jak starsza siostra. Mieszkała z nami odkąd skończyła osiem lat, kiedy jej rodzice zginęli w wypadku, a opiekę nad dziewczyną powierzyła nam jej umierająca babcia. Ja byłem wtedy sześciolatkiem, który postradał zmysły, gdy tylko ją ujrzałem. Teraz nie wyobrażam sobie związku z Sylvią, za dobrze się znamy. - Nie było cię calutki rok, jak nie więcej, a nadal wygrywasz w naszych wyścigach konnych. A tak dużo ćwiczyłam. Jak ty to robisz? Zdradź mi tajemnice wielkiego mistrza - parsknęła.
- Jestem zaklinaczem koni, mała - zaśmiałem się i przeczesałem dłonią włosy, które wyglądały bardzo źle po zdjęciu toczka. - Tak czy siak, nigdy nie wyjdę z wprawy.
- Oczywiście. Takiego Kristiana mi brakowało - mruknęła. - Po tym co się stało nie wiedziałam co myśleć.
Zaczęliśmy kierować się w stronę willi. Kochałem ten dom. Był dla mnie miejscem, do którego z przyjemnością mógłbym wracać... No może, gdyby nie moi rodzice. Marmurowe kolumny podtrzymywały fasadę domu, a drewniane elementy dodawały temu miejscu wiejskiego klimatu.
- Wiem Sylvia. To był ciężki czas dla mnie. Czułem się odrzucony przez własną rodzinę i przyjaciół. Nie mogłem tu tak po prostu zostać. Całe miasto obwiniało mnie za śmierć Soni. Co rusz słyszałem szepty. Dla nich byłem mordercą - gdy to wszystko sobie przypomniałem przeszedł mnie dreszcz, przecież miałem prawo być rozdrażniony. Ta sytuacja ciągnęła się za mną naprawdę długo.
- Jestem pewna, że nie wróciłeś tu tylko ze względu na wypoczynek. Prawda? - uniosła brwi, otwierając drzwi do domu. Weszliśmy bocznym wejściem, przez kuchnie. Wszędzie kręcili się kucharki, a w pomieszczeniu unosił się przepiękny zapach pieczeni. Usiedliśmy na jednej z kanap w wielkim salonie. - Za tydzień październik, a ty nadal tu jesteś. Zdecydowałeś się zostać?
Sylvia wróciła dopiero w tamtym tygodniu, więc nic dziwnego, że zdziwiła się moim widokiem. Już dawno powinienem wrócić do ciotki, a ja nadal tu byłem.
- Rodzice w wakacje poprosili mnie, abym przez trzy miesiące został i opiekował się Sofią. Gdy tylko wrócą, ja także wracam do miasteczka - wytłumaczyłem dziewczynie jak to wyglądało. - I jak się okazuje przyjeżdżają już jutro.
- Kristian? Coś się stało? Jak to możliwe, że posłuchałeś swoich rodziców? - zachichotała. Dobrze wiedziała jakie mam z nimi relacje. Okej, niekiedy nie byłem dobrym synem, ale oni też przesadzali i to bardzo. Nadal chcieli zrobić ze mnie idealnego syna, chociaż ze względu na okoliczności w jakich 'siedziałem' nie było to możliwe. Ale oni nie potrafili tego zrozumieć.
- Bardziej chodziło mi o wypoczynek, dłuższe wakacje od szkoły. Chociaż i tak starzy załatwili mi na te kilka tygodni nauczycielkę - parsknąłem. Katharine nie była zła wręcz powiedziałbym, że była seksowna. Naprawdę dobrze nauczała, zastanawiałem się czemu takie laski nie uczą w normalnych szkołach.
- Hej! Mówię coś do ciebie - uśmiechnęła się i potargała mi moje włosy szybkim ruchem ręką.
- Przepraszam. Co jest?
- Zastanawiałam się czy mamy czas jeszcze popływać w basenie - uniosła brew zachęcająco - Co o tym myślisz?
- Kiedy tylko zechcesz - uśmiechnąłem się i rozeszliśmy się w poszukiwaniu rzeczy na basen.
***
Naprawdę chciałem to zrobić. Napisać do niej, skończyć te wszystkie tajemnice, które nawarstwiały się już od kilku tygodni, ale nie dałem rady. Kiedy tylko siadałem do pisania emaila czy zwykłego bzdurnego esmesa: "Wszystko okej, potrzebuje czasu. Nie martw się wrócę." - coś mnie powstrzymywało. Może to jej liczne i błagalne wiadomości, które sprawiały wrażenie, że nie zrozumie mnie. Mogłem się też domyśleć, kiedy wreszcie przestała pisać czy dzwonić, że poznała kogoś, kto nie jest takim parszywcem jak ja i interesuje się nią czy wspiera.
Poczułem na twarzy palącego rumieńca, kiedy spostrzegłem że Sylvia przygląda mi się poważnie. Wyrwałem się z natłoku myśli i podpłynąłem do niej, dla zabawy chlapiąc ją wodą.
- Teraz się nie wykręcisz - pokiwała głową. - Widzę, że coś cię trapi. Wiesz, że jestem tu dla ciebie i możesz mi powiedzieć wszystko. Nie skrytykuje, jedynie mogę ci pomóc.
- Wiem, tylko ta sprawa jest za nadto skomplikowana. Rozumiesz, zbyt wiele by opowiadać - prycham. Wiem jaka ona była, jedyna powierniczka moich sekretów, która rozumiała mój ból jak nikt inny.
- Chce tylko powiedzieć, że jeśli będziesz gotowy jestem tu - po chwili wychodzi z wody i owijając się w ręcznik drepcze do głównej części domu.
Ja jeszcze postanawiam zostać. Gdy chlorowana woda oblewa moje ciało wreszcie czuje się dobrze. Cicha muzyka lecąca z głośników koi moje nerwy. Chlor szczypie mnie w oczy, ale wcale nie płacze z tego powodu. Gdyby wiedziała jak tęsknie i ile chce jej powiedzieć, jak bardzo chciałbym dotknąć jej aksamitnej skóry, zatapiając usta w jej pachnących gumą miętowych wargach. To ona mnie uratowała od udręki, wyciągając mnie z bagna, a teraz znów do niego wchodzę.
Cześć, chyba po pierwsze powinnam się wam wytłumaczyć. Nawet nie jestem pewna komu, bo nie mam pojęcia czy osoby, które to czytały są tutaj jeszcze. Ten rozdział to nie jest zapewnienie, że wrócę ponownie, ale bardzo bym chciała. Kwestią jest to, że mimo iż szkoła już od paru tygodni za mną, nie śledzę już tak bardzo twórczości Kristiana jak może ten rok temu. Oczywiście jeśli postanowię kontynuować to opowiadanie, imię Krisia nie zostanie zmienione, ale dla mnie to będzie tylko imię, a nie kryjąca się za nim postać. Mam nadzieje, że ktoś zrozumie plątaninę tych słów i przyjmie mój teraźniejszy tok myślenia. Tak czy owak, standardowo komentujcie i gwiazdkujcie. Buziaczki.
CZYTASZ
Our love is untouchable [Kristian Kostov] 1&2 <ZAWIESZONA>
Fiksi PenggemarCZĘŚĆ 1 Kiedy wprowadziłam się do mamy myślałam, że będę prowadziła jeszcze nudniejsze życie niż przed przeprowadzką. Ale życie potrafi nas zaskakiwać i stawiać nam na drodze właściwe lub niewłaściwe osoby... Tyko, którą z nich jest Kristian? CZĘŚĆ...