Korytarz, którym podążałyśmy był ciemny, oświetlony zaledwie kilkoma pochodniami. Sufit znajdował się nisko, a ściany pozbawione były hieroglifów i ornamentów, typowych dla pałacu. Oprócz tego nie można było się domyślić niczego. Nie minęliśmy ani żadnego człowieka, ani nie usłyszeliśmy żadnego dźwięku. A tunel ciągnął się i ciągnął.
Nie odważyłam się odezwać. Zapewne i tak nie usłyszałabym odpowiedzi, poza tym wizja uleglej służącej nie przewidywała odzywania się nieproszonej. Czułam się okropnie grając podwładną. Pochodziłam z rodziny, w której to ja rozdawałam rozkazy. W naszym domu kręciły się służki zatrudnione przez mamę. Często ze mną żartowały i były przyjazne, a mimo wszystko, kiedy im coś rozkazałam, robiły to bez zająknięcia.
Moja rodzina była postawiona dość wysoko w hierarchii Egiptu. Mój ojciec hodował owoce, z których większa część szła do pałacu. Czasami też odbierał plonu od innych i zarządzał nimi, kiedy przyszedł czas by oddać je faraonowi, jako ofiara dla Bogów.
Myśląc o rodzinie poczułam głuchy ból w klatce piersiowej. Jakże za nimi tęskniłam. Pragnęłam ich zobaczyć, chodź jeden raz. Przytulić się do nich posłuchać głosu...
Potrzasnęłam głową. Ich już nie było. Zginęli. A ja żyłam tu i teraz. Na tym musiałam się skupić.
W końcu dojrzałam światło, jaśniejsze niż to widziane do tej pory. Światło Ra. Zmrużyłam oczy i dojrzałam, że zbliżamy się do wyjścia z pałacu. Czyli po prostu mnie wyrzucali, nie byłam im potrzebna. Tylko dlaczego robili to tak skrycie?
- Witaj Manal. - odezwała się matka faraona kładąc ręce na jej w powitaniu. - Jestem wdzięczna, że przybyłaś.
- Ależ nie ma sprawy. - odezwała się kobieta twardym głosem. - Przyzwyczaiłam się do spełniania życzeń faraona. Co prawda zdziwiło mnie tak nagłe wezwanie i to jak widzę - zmierzyła mnie wzrokiem. - tylko do jednej.
Dopiero teraz mogłam się jej przyjrzeć. Jej imię - Manal - oznaczało "osiągnięcie, dokonanie". Była niższa niż Abla, odrobinę też grubsza. Miała szersze biodra i większe piersi, za to jej twarz wydawała się nie pasować do reszty. Jej kości policzkowe były wystające, a skóra na twarzy naciągnięta. Włosy, ciasno spięte w fantazyjny warkocz wydawały się ciągnąć ją jeszcze bardziej. Miałam wrażenie, że gdyby rozpuścić jej fryzurę, twarz stałaby się równie obwisła, co biust matki karmiącej dziesiątkę dzieci. Była pomalowana tak mocno, że jej małe, jasne oczy niemal zanikały pod ciężarem dużej czarnej kreski okalającej dolną część oka.
- Dla nas to też jest zaskoczenie - odparła Abla zabierając ręce i chowając je w długich rękawach sukni. - Ramzes nigdy jeszcze nie był tak stanowczy, szczególnie, że chodzi tylko o nią. Ma w haremie dziesiątki pięknych panien, ale rozkazał przygotowywać tą do zachodu Słońca.
- Do zachodu?! - oburzyła się Manal. Przełożyła rękę do czoła. - Do zachodu... to niemal niewykonalne.
- Wiem, droga Manal, jednak liczę na ciebie i na twoje umiejętności. Obiecuję, że wynagrodzę ci ten czas i stres.
- Dziękuję za twą łaskawość, pani. - skłoniła się szybko, po czym przeniosła wzrok na mnie. Skrzywiła się, jak gdyby zobaczyła jakiegoś obrzydliwego robala. Nagle poczułam wstyd - one ubrane wystawnie i bogato, ja w jakieś stare szmaty. Fakt, kiedyś były ładną sukienką, dawno jednak straciły swój urok.
CZYTASZ
✔Egipcjanka I
ChickLitBył rozpieszczonym władcą Egiptu. Królem, który dostawał to czego chciał, samemu nie dając nic. Ja pragnęłam tylko osiągnąć swój cel. Nie wiedziałam tylko, że może się on zmienić. On zapragnął mnie. Ja pragnęłam by zginął. Wpadłam w jedną z okropn...