Przestrzeń, w której błądziłam była pusta. To najlepsze określenie tego miejsca. Pozbawione uczuć, czasu, pozbawione wszystkiego. A w środku ja - równie pusta i bezkształtna. Nie wiedziałam kim byłam, co tam robiłam.Czułam tylko silne przyciąganie gdzieś w oddali. Jak gdyby coś mnie wołało.
Nie wiem co się działo, nie potrafię opisać tego słowami.
Aż w końcu poczułam ból. Po raz pierwszy, odkąd się tam znalazłam, coś poczułam. Rozdzierający stukot w mojej głowie coraz bardziej narastał. Pragnęłam krzyczeć, zwijać się z bólu, płakać... Ale byłam bezkształtna. Bez życia.
***
Pierwsze co pamiętam to gorąc. Przejmujące ciepło. Potem ból, czyjeś głosy, moje własne jęki. Słyszałam też imię: Imtithal. Byłam nią? Kim byłam? Chciałam się obudzić, uwolnić od pustki, walczyć. Ale byłam zbyt zmęczona. Taka bezsilna. Znów pochłonęła mnie pustka.
***
Moja świadomość znów wróciła. Czułam się silniejsza. Teraz mogłam się obudzić. Złapałam oddech. Poczułam ciepły, duszny zapach, zapach Egiptu, zapach domu. Powoli podniosłam powieki do góry. W pomieszczeniu panował półmrok. Gdzie byłam? Ostatnie co pamiętałam to wściekłą Faizę. A potem pustka. Rozejrzałam się dookoła. Znałam to miejsce. To była komnata faraona pogrążona w półmroku. Spojrzałam nieco w dół. Wokół mojej talii oplecione było silne ramię zaborczo trzymające mnie w uścisku. Popatrzyłam w bok. Ramię należało do faraona. Tylko... co ja tu robiłam?
Zamrugałam kilka razy, ale nie mogłam sobie przypomnieć, jak się tu znalazłam, ale nic nie przychodziło mi do głowy.
Chciałam wstać, moje ciało było zastane, jak gdybym leżała tam od bardzo dawna. Kiedy dotknęłam ramienia faraona, aby je zdjąć zaczął się poruszać, a potem budzić. Zrezygnowałam z próby wstania licząc, że zaśnie z powrotem. Nic takiego się jednak nie stało.
Jego długie, ciemne rzęsy poruszyły się, kiedy uniósł powieki. Jego spojrzenie trafiło prosto w moje. Jego oczy wyrażały więcej emocji, niż kiedykolwiek widziałam.
Faraon uniósł dłoń i przesunął ją po moim policzku. Cały czas spoglądał na mnie z niedowierzaniem. W końcu oplótł mnie ramionami w talii i przycisnął do siebie mocno, wtulając głowę w mój brzuch.
- Wróciłaś do mnie. - szepnął zadławionym głosem. Wplotłam dłonie w jego gęste włosy, aby choć trochę go uspokoić. Nie chciałam, żeby się martwił.
- Wariowałem. - rzekł unosząc głowę, by na mnie spojrzeć. - Każdego dnia usychałem bez ciebie, Imtithal.
Poczułam, jak moje policzki robią się gorące. To, co mówił sprawiało, że czułam coś czego nie powinnam. Nie mogłam jednak zrozumieć, jak znalazłam się przy nim, tęskniącym kochankiem skoro ostatnie, co pamiętałam to to, że miał ożenić się ze swoją wybranką.
- Co się stało? - spytałam. - Jak się tu znalazłam?
Faraon usiadł łapiąc mnie za dłoń. Ucałował ją czule i przyłożył do policzka.
- Leżałaś śpiąca przez wiele dni. - odpowiedział. - Twoje ciało było słabe, ale duszę silniejszą niż ja. Tęskniłem, jak wściekły. Czekałem cierpliwie, aż znów otworzysz oczy. I wróciłaś do mnie, najdroższa Imtithal. Bogowie mi ciebie zwrócili.
- Przez wiele dni? - zapytałam, zupełnie nic nie rozumiejąc. - Ale... Jak to? Co z twoją narzeczoną, panie?
- Już dawno o niej zapomniałem. Nie była mi przeznaczona. Poza tym, gdy tylko dowiedziałem się, co Faiza ci zrobiła, przybiegłem do ciebie.
- Co ona mi zrobiła? Nic nie pamiętam... Nic nie rozumiem...
- Cii.... spokojnie. - uspokajał mnie faraon. Głaskał mnie po głowie, muskając moje skronie. - Dla twojego spokoju duszy powiem ci, co się stało. Tylko się nie denerwuj. Nie wolno ci. - nachylił się i ucałował mnie tam, gdzie wcześniej była jego dłoń. - Bal dla mojej narzeczonej odbył się, ale oboje nie byliśmy sobie przeznaczeni. Ona to zrozumiała. Kazałem cię przyprowadzić, aby to ciebie przedstawić, jako moją królową. Strażnicy wrócili bez ciebie, a jeden z nich oznajmił mi, że jesteś ledwo żywa, a Faiza miota się po haremie. Natychmiast tam pobiegłem. Zamknąłem tą żmiję w lochach, a ciebie przeniosłem tutaj. Byłaś okropnie poobijana, uzdrowiciele mówili, ze już do mnie nie wrócisz. Ale Sarijah powiedział, że twoja dusza silnie trzyma się ziemi. I że wrócisz. Kilka dni temu zaczęłaś zwijać się z bólu, krzyczałaś i płakałaś. Moje serce zatrzymało się, kiedy patrzyłem, jak bezwładnie opadasz na łoże. Byłem przerażony, bałem się, że już do mnie nie wrócisz, że odeszłaś na zawsze. Twoje serce jednak biło, a ja spędziłem tu każdą noc i każdy dzień pilnując, aby nie przestało. - przerwał łapiąc moją drugą dłoń i całując je obie. - Aż w końcu jesteś tu ze mną.
- Nadal nie rozumiem... dlaczego tu jestem? Mogłam zdrowieć u uzdrowicieli.
- Nie mogłaś. Jesteś moja i tylko przy mnie mogłaś zdrowieć.
- Twoja?
- Wiem, Imtithal, że nigdy do tego nie dążyliśmy. Że teraz jesteś zasypana nowymi informacjami, a twoje rany i siniaki nie do końca się zagoiły, ale nie mogę czekać dłużej. Lud chce mieć swoją królową i tylko ty możesz nią zostać. Tylko przy twoim boku będę mógł czuć się faraonem.
- To znaczy...
- Zostań mą małżonką, Imtithal.
Marhaba!
No. To tego. Fajnie. Nie no chyba jest spoko. W końcu jest rozdział, więc powinno być ok. Lubię pisać takie rozdzialiki. Imtithal się obudziła a tu faraon taką niespodzianką ją zaskoczył no.
Czy Imtithal zgodzi się na małżeństwo? A może to tylko sen?
Pozdrawiam ;*
CZYTASZ
✔Egipcjanka I
Chick-LitBył rozpieszczonym władcą Egiptu. Królem, który dostawał to czego chciał, samemu nie dając nic. Ja pragnęłam tylko osiągnąć swój cel. Nie wiedziałam tylko, że może się on zmienić. On zapragnął mnie. Ja pragnęłam by zginął. Wpadłam w jedną z okropn...