Strażnicy pomogli mi znaleźć się w mojej komnacie, ale to ja niosłem Imtithal. Nie chciałem, żeby ktokolwiek inny ją dotykał. Bałem się, że mogą pogorszyć jej stan. Kiedy tylko wyszliśmy z haremu, kazałem natychmiast wtrącić Faizę do lochów, gdzie miała przebywać do publicznego procesu. Nie mogłem puścić płazem jej zachowania. Mało tego, zamierzałem sprawić jej tyle bólu, ile Imtithal znosiła przez ten cały czas. Wszystkie obelgi, wszystkie złe słowa i przekleństwa, a także atak miał teraz do niej wrócić w paskudnej formie.
Nie chciałem jednak myśleć o tej suce, kiedy niosłem zemdlone ciało mojej Imtithal. Żyła, ale musiałem się spieszyć. Sam nie mogłem nic zrobić.
- Przyprowadzić Sarijaha! - krzyknąłem, zaraz po wkroczeniu do komnaty. - I wezwać wszystkich uzdrowicieli z zamku. Sprowadzić najlepszych uzdrowicieli z Egiptu! Natychmiast!
Ułożyłem Imtithal na łożu odgarniając kosmyki jej włosów z twarzy. Na wszystkich Bogów, jak bardzo pragnąłem, by otworzyła oczy. Nie mogłem znieść tego, że cierpiała. Nie rozumiałem tego do końca, ale wiedziałem jedno - Imtithal musiała zostać przy mnie. Ten atak Faizy na nią wszystko zmienił. Poczucie winy ogarnęło moje ciało. Gdybym nie wymyślił tej intrygi nic by się nie stało. Wiedziałem, że Faiza nie jest do końca zdrowa psychicznie, ale sądziłem, że to doda tylko dreszczyku emocji. Miałem ochotę się uderzyć. Powinienem siedzieć w lochach, razem z Faizą. Ale nie potrafiłem opuścić Imtithal. Nie chciałem spuszczać jej z oczu. Musiałem pilnować, by Anubis nie zabrał duszy mojej królowej na sąd Ozyrysa.
- Ramzesie? - usłyszałem głos Sarijaha. Obróciłem się i zobaczyłem na jego twarzy konsternacje. Nigdy nie wolałem go do swojej komnaty, ale sprawa była poważna.
- Sarijahu, bądź pozdrowiony przez Totha. - skłoniłem głową i nie czekając na jego odpowiedź natychmiast pokazałem mu Imtithal. - Musisz jej pomóc. - powiedziałem tylko.
Uczony usiadł obok niej dotykając powoli jej ciało.
- Jest nieźle potłuczona, koniecznie musi być opatrzona przez uzdrowicieli. - uznał.
- Tak, już ich wezwałem. - odpowiedziałem. - W tym samym czasie, w którym wezwałem ciebie.
- Będą ci mówić różne rzeczy na jej temat, może nawet to, że nie przeżyje. - odparł, a mnie oblał zimny pot. - Ale jej Ba jest bardzo silna, mocno trzyma się jej ciała. Widocznie Bogowie nie chcą jej jeszcze zabierać, ona ma coś tu do zrobienia.
"Tak" - pomyślałem. - " Musi zostać królową"
- Co mogę zrobić? - zapytałem.
- Bądź przy niej. Jesteś półbogiem, jeżeli ktoś ma jej duszy pomóc się utrzymać, to możesz być to tylko ty. Będzie potrzebowała twojego głosu i twojej obecności, a także modlitwy.
- Zrobię wszystko. - powiedziałem z determinacją. W tej samej chwili do komnaty weszło trzech uzdrowicieli. - Dziękuję ci, że przybyłeś.
- To mój obowiązek, panie. Kiedy ona się obudzi, oboje przyjdźcie do mnie. Bądź pozdrowiony, faraonie. - pożegnał się i wyszedł.
Wskazałem uzdrowicielom Imtithal. Zaczęli ją oglądać, a także nakładać maści i opatrzać rany. Nie mogłem znieść tej niepewności. Musiałem coś zrobić, chciałem coś zrobić.
W przypływie chwili wyszedłem z komnaty do przybocznej kaplicy, gdzie modlił się mój ojciec i jego świta. Ja nie modliłem się nigdy do Bogów. A właściwie przestałem to robić kiedy umarł. Teraz czułem, że muszę.
Pokłoniłem się dwa razy, a potem z czołem przyciśniętym odmówiłem modlitwę.
- Anubisie, Boże śmierci, odpuść duszę Imtithal, pozostaw ją mnie i mojej opiece. Ozysysie, sądowniku zmarłych, niech życie zostanie w Imtithal. Izydo, dobrotliwa Bogini, uproś u Ozyrysa życie Imtithal. Hathor, opiekunko kobiet, zadbaj o Imtithal. Mówię to ja, faraon Ramzes XIII, władca Egiptu. Jeżeli nie dla niej, jeżeli nie dla mnie, do dla Egiptu, uzdrówcie moją Imtithal.
Wychodząc z kaplicy czekali na mnie strażnicy. Nie mówili nic, ale wiedziałem, że w ich głowie kotłowało się zbyt wiele myśli. Jutro cały Egipt będzie o tym mówił. Ale tak musiało być.
Wróciłem do komnaty, kiedy Imtithal była już opatrzona. Leżała bez ruchu na moim wielkim łożu. Jedynie jej pierś lewo zauważalnie poruszała się w górę i w dół. Zamierzałem sprawić, aby nie przestała tego robić.
- Co z nią? - zapytałem, siadając na skraju łoża i łapiąc jej dłoń.
- Jest mocno porturbowana. - odpowiedział jeden z uzdrowicieli. - Zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy, ale teraz wszystko w rękach Bogów.
- Jakie są jej szanse na przeżycie? - znów zadałem pytanie, nie spuszczając wzroku z posiniaczonej skóry Imtithal. - Tylko bez oszukiwania, rozpoznam, kiedy będziecie kłamać.
- Niewielkie. - odpowiedział drugi, po chwili ciszy. - Jej serce jest słabe, a rany wewnątrz mogą się już nie zagoić. Trzeba jej często zmieniać opatrunki i obserwować zmiany.
- Dobrze, możecie już iść. - powiedziałem, ale nie spojrzałem na nich. Mój wzrok, teraz i do końca mojego istnienia, oddany był Imtithal. Wiedziałem, że mi się pokłonili, a potem wyszli. Nawet strażnicy wyszli przed komnatę zostawiając mnie z nią sam na sam.
Ucałowałem jej delikatną dłoń. Nie chciałem myśleć o tym, że ona nie przeżyje. Nie miałem czasu, aby się nią nacieszyć. Nie mogłem jej dotknąć dłonią, ucałować ustami... Musiałem tylko obserwować. Jej dusza była tak czysta i piękna, a ona sama tak wyjątkowa i niesamowita... Nie wierzyłem, że Bogowie zechcą mi ją odebrać. Teraz, kiedy zdecydowałem co zrobić....
Nie, ona się obudzi. A potem zasiądzie na tronie obok mnie i jako Królowa Egiptu, żywe Wcielenie Bogini, będzie błogosławić ludności. Wszyscy będą ją sławić i oddawać jej cześć. Zawładnie sercami wszystkich, bo moje już dawno należało do niej.
Marhaba!
W sumie miałam wstawić rozdział dopiero na weekend, ale jak zobaczyłam, że mamy 1K wyświetleń, pomyślałam, a w sumie, czemu nie, dam teraz. Witam wszystkich nowych czytelników, bo od ostatniego rozdziału trochę ich przybyło. Jak wam się podoba moja opowieść? Dajcie znać w komentarzach!
Pozdrawiam ;*
CZYTASZ
✔Egipcjanka I
Literatura FemininaBył rozpieszczonym władcą Egiptu. Królem, który dostawał to czego chciał, samemu nie dając nic. Ja pragnęłam tylko osiągnąć swój cel. Nie wiedziałam tylko, że może się on zmienić. On zapragnął mnie. Ja pragnęłam by zginął. Wpadłam w jedną z okropn...