11. Sen

2.3K 110 3
                                    


Biegłam. Uciekałam przed straszliwymi łapskami ciemności sięgającymi po mnie coraz to bardziej. Wiedziałam, że kiedy będę u celu, będę bezpieczna. Bogowie śmiali się ze mnie i przyglądali się mnie ze swoich ogromnych tronów. Górowali nade mną. Poczułam ucisk w gardle - jedna z łap zdążyła się do mnie dobrać. Mimowolnie zwolniłam, sapiąc z wysiłku, słysząc śmiechy wokół mnie. Ale nie poddawałam się nigdy i biegłam dalej. Nagle moja kostka eksplodowała bólem. Zawyłam i prawie upadłam, udało mi się jednak strzepnąć ciemny pył otaczający mnie. Teraz już nie biegłam, ale powłóczyłam nogami starając się dotrzeć do celu.

Ujrzałam światło i zapłakałam ze szczęścia. Mój cel. Zebrałam resztę siły i wolnym krokiem zbliżałam się do źródła jasności, do mojego wybawienia. Im bliżej byłam tym więcej widziałam. To były drzwi. Piękne, zdobione drzwi z osobą stojącą po ich środku. Światło okalało ją i sprawiało wrażenie boskości. Czy to jeden z Bogów, który się nade mną zlitował? Zszedł do mnie, by mi pomóc? Miałam nadzieję, że tak.

Ciemność jednak była bliska. Już nie była subtelna, nie bawiła się ze mną. Złapała mnie za kostki i runęłam jak długa. Siłą próbowałam się czołgać do celu, kolana miałam zdarte do krwi, tak samo jak łokcie. Czułam, że ciemność zwyciężyła i coraz bardziej miałam ochotę się poddać. Ona mnie pochłaniała. Uniosłam głowę i dojrzałam twarz osoby w drzwiach.

Ramzes XIII stał tam i patrzył. Idealny. Boski. Doskonały.

- Chodź do mnie. - powiedział, a ciemność zadrżała nade mną. - Chodź do mnie. - powtórzył.

- Pomóż mi! -krzyknęłam. W porównaniu do jego idealnego głosu, mój był zaledwie skrzeczeniem. - Nie dam sama rady.

Ciemność sięgała mi już do pasa. Sama nie dałabym rady jej pokonać. On musiał mi pomóc.

Ale się nie ruszył. Patrzył na mnie wyczekująco, ale nie podał mi ręki. Nie odegnał tej potwornej ciemności pochłaniającej mnie coraz bardziej i bardziej. Stał i czekał.

Zamknęłam oczy czując, ze nie ucieknę.

Stałam w ogrodzie. Nie było ciemności, górujących nade mną Bogów, faraona. Tylko ja, piach i rośliny. Nic mnie nie bolało. Mój duch był spokojny. Zupełnie jakbym...umarła.

- Musisz mu pomóc. Musisz pomóc sobie. - powiedział nagle łagodny, kobiecy głos. Odwróciłam się w jego źródło i ujrzałam starszą kobietę, piękną mimo wieku.

- Kim jesteś? - spytałam, kiedy ona usiadła na jednym z kamieni. Uklękłam na piasku przed nią, a ona pogłaskała mnie po głowie jak matka małą dziewczynkę.

- Kimś ważnym. - powiedziała uśmiechając się ciepło. - Dlaczego nie zdołałaś dotrzeć do celu? - spytała.

- Ciemność mnie zniewoliła. - powiedziałam. - Błagałam faraona o pomoc, a on się nie ruszył. Jak miałam tam sama dotrzeć?

- Z całej siły to właśnie on pragnął ci pomóc. Stał tam, bo miał na sobie więzy, które tylko ty mogłaś zniszczyć. Mógł odegnać ciemność, ale nie mógł wyjść poza drzwi.

- Gdybym do niego dotarła... uwolniłby mnie, a ja jego?

Kobieta nie odpowiedziała. Uśmiechnęła się tylko i wstała. Wszystko wokół zaczęło znikać.

- Bogowie świetnie się bawią, oglądając wasz pościg. - powiedziała, a potem świat przestał istnieć.


✔Egipcjanka I Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz