9. Ona

2.6K 122 13
                                    

Nie potrafiłem czekać. Jakby tak na to spojrzeć, nigdy nie musiałem. Kiedy czegoś chciałem - miałem to od razu. Nie wiedziałem, co to cierpliwość. Nagle, pierwszy raz w życiu poczułem, że mi czegoś brakuje. Że ideał, który widzą inni jest niedoskonały. Nigdy przedtem nie myślałem, aby coś zmienić, popracować nad sobą. Byłem faraonem, Synem Ra, Bogiem na ziemi, władcą Egiptu. Urodziłem się idealny.

Nie chciałem popaść w głębsze rozmyślania. Chodź odciągały mnie one od Busajny, nie chciałem myśleć nad sobą. Pragnąłem dostać kobietę. Tę konkretną. Przychodziły do mnie wcześniej moje dziwki, każdą jednak odrzucałem. Żadna nie była nią, na żadną nie miałem ochoty. Mimo, że one nadal przychodziły, ja nadal się nie skusiłem. Myśleli, że są w stanie odciągnąć mnie od myśli o tym, że się spóźniają, ale to nie działało w ten sposób. Busajna męczyła mnie w snach, nachodziła mnie, a teraz miała być jawą. Już za chwilę. Za moment.

Jak mogłem cierpliwie czekać na jej przyjście?! To tak, jak gdyby ktoś powiedział uciemiężonemu ludowi : "Tak, tak, Bóg was ocali... kiedyś. Czekajcie na niego.". To nie miało sensu i było cierpieniem.

- Faraonie. - usłyszałem głos matki. Była tu dziś już trzy razy. To o trzy za dużo.

- Wyjdź stąd. - powiedziałem, wpatrując się w rozgwieżdżone niebo za oknem. - Nie pokazuj mi się, już to słyszałaś. Miałem dostać kobietę przed zachodem słońca, TYMCZASEM gwiazdy już tu są i szydzą ze mnie. - odwróciłem się do niej. - Jestem Bogiem, matko. Urodziłaś mnie, ale to błogosławieństwo. Wychowałaś, ale to zaszczyt. Nie jestem ci nic winien - ty jednak nie spełniasz moich najprostszych próśb! - wykrzyczałem. Widziałem, jak drgnęła. Bała się. Dobrze.

- Wiem, panie, ale przygotowanie jej trwało dłużej niż powinno. Jest dość krnąbrna. - powiedziała, jak gdybym jeszcze tego nie wiedział. Zauważyłem to, chodź widziałem ją tylko raz. Ale po jej hardym spojrzeniu skierowanym prosto na mnie można było rozpoznać wiele, a w szczególności jej twardy charakter.

- Wyjdź. Nie chcę zrobić ci krzywdy, a jestem zdesperowany. Nie chce żadnej z haremu, więc przestań je tu nasyłać. - znów odwróciłem się w stronę iskrzących się punktów na ciemnym niebie. Chcę ją. Busajnę.

- Przychodzę z dobrymi wieściami. Ona jest gotowa. Już tu idzie.

W tym momencie rozległo się stuknięcie włóczni o podłogę, a potem szuranie drzwi. Odwróciłem się gwałtownie czując, jak całe moje ciało to rozluźnia się, to napina w radosnym oczekiwaniu. Brama rozpostarła się na oścież, a w wejściu stanęła ONA.

Nie wyglądała jak ta, we śnie. Była zdecydowanie wyższa i pełniejsza, bardziej zaokrąglona. Miała też krótsze włosy, sięgające połowie przedramion. Zaskoczyło mnie, że były prawdziwe. Nie te gęste, ozdobne, krótkie peruki, które zakładały dziwki. Ona miała je naturalne. To niezwykłe, że zdołała utrzymać je tak zdrowe i tak piękne. Wiedziałem, że nie wpuściliby tu do mnie dziewczyny z wszami i pchłami. Była czysta. I zachwycająca. Szła rozkołysanym, spokojnym krokiem. Materiał sukni, którą miała ubraną, to opinał, to falował przy każdym ruchu. Była jak finezyjna ryba płynąca w powietrzu.

Nic nie mogło się równać z jej urodą, nawet Izyda nie ukazała mi jej w pełnej krasie, a zaledwie musnęła mnie jej wyobrażeniem.

Uniosłem wzrok na jej twarz i czar prysł. Nie patrzyła na mnie tak, jak we śnie. Wzrok wbity miała w podłogę, ramiona opuszczone, dłonie poruszały się w zdenerwowanym rytmie. Nie spodobało mi się to.

Doskonale widziałem jej spojrzenie, kiedy moja matka wybierała kolejne dziwki do haremu. Ba, uśmiechnąłem się do niej z rozbawieniem widząc, jak hardo trzyma wzrok, chodź widocznie czuła przestrach. Dlaczego więc teraz wydawała się spłoszona, wręcz uległa losowi? To właśnie taka była? Udawała tylko, by mnie zwieść? Czy moja fantazja krnąbrnej, pięknej kobiety miała się już nigdy nie spełnić?

✔Egipcjanka I Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz