Szliśmy już po Górach Mglistych jakiś czas, kiedy rozpętała się okropna burza. Deszcz wszystko mi przysłonił, ale usłyszałam nad nami huk, którym okazały się być lecące na nas głazy. W ostatniej chwili zdążyłam złapać Thorina i pociągnąć w swoją stronę, ochraniając go przed jednym z nich.
-To nie jest zwykła burza! To walczące ze sobą kamienne olbrzymy!- krzyknęłam.
-Trzymajmy się razem! Szukajcie jakiejś groty na schronienie, ale uważajcie!- rozkazał książę.
Staraliśmy się iść dalej, lecz potwory nam to uniemożliwiały. W końcu rozkruszyły się wzajemnie i było po wszystkim. No, w sumie nie do końca, ponieważ nadal hulały wiatr i deszcz.
-Bilbo! Trzymaj się!- usłyszałam za sobą. Szybko pobiegłam w tamtą stronę i zobaczyłam Dwalina, który próbował wciągnąć hobbita na skarpę. Niewiele myśląc zeskoczyłam z podłoża i złapałam się rękami skal. Następnie ostrożnie przysunęłam się do towarzysza i pomogłam mu wejść. Wtedy przed moimi oczami pojawiła się czyjaś dłoń, jak się okazało Thorina. Udałam, że jej nie widzę i sama stanęłam spowrotem obok krasnoludów.
-Lepiej na siebie uważaj, panie Baggins.- powiedziałam. Kiwnął mi tylko głową w odpowiedzi. Spojrzałam na księcia, który patrzył się na mnie dziwnym wzrokiem.
-Yhm, nie chciałbym przeszkadzać, ale znalazłem dobre miejsce na nocleg...- odezwał się Fili.
-Prowadź.- mruknął Thorin, a wszyscy podążyli za blondynem, który pokazał nam nie dużą grotę, ale bez problemu wszyscy się w niej pomieścili. Dostałam pierwszą wartę, więc kiedy oni zasypiali, usiadłam w kącie naprzeciwko wejścia i obserwowałam spadające krople deszczu. Kiedy wydawało mi się, że reszta już smacznie drzemie, usłyszałam jakiś ruch zaraz za sobą, gdzie miał odpoczywać hobbit. Za chwilę ujrzałam właśnie jego zmierzającego do wyjścia.
-Co ty robisz?- spytałam obawiając się, że spełni się to, co przeczuwałam.
-Ja...um... Ja wracam do Rivendell. Jestem tylko przeszkodą, a nie włamywaczem. Thorin od początku mnie tu nie chciał, więc nie wiem po co sie upierałem...- westchnął.
-Uważaj na siebie, niech światło elfów nad tobą czuwa.- pocałowałam go w czoło, zostawiając na nim zaklęcie.
-Dziękuję przyjaciółko.- uśmiechnął się do mnie.
-Co to jest?- wskazałam na niebieskie światło, schowane za jego płaszczem. Przerażony hobbit wyciągnął świecący miecz.
-Uciekaj! Szybko!- krzyknęłam i wyciągnęłam własną broń. Wtedy ziemia pod nami zaczęła się zapadać. Wybudzone krasnoludy zaczęły krzyczeć. Spadliśmy na jakaś drewnianą platformę, gdzie dopadły nas gobliny. Zaprowadzili nas przed oblicze swojego władcy, czyli wielkiego, tłustego i obrzydliwego goblina, który przy pomocy swoich służących zszedł z tronu, a następnie zaczął śpiewać. Patrzyłam, jak kilka razy prawie spadł w przepaść, ale niestety jego podwładni cały czas go przytrzymywali, co musiało być trudne z racji tego, że do lekkich to on na pewno nie należał. Kiedy skończył nareszcie zwrócił sie w naszą stronę.
-Czy mnie moje oczy mylą? Czy to jest Thorin? Syn Thraina, syna Throra?- wspomniany krasnolud wyszedł na środek.
-Czego od nas chcesz?- spytał zły.
-Nic wielkiego, tylko twojej głowy, za którą ktoś obiecał słono zapłacić. Zabić ich, a do niego przyprowadzić kata!- rozkazał. Nagle wszystkich oślepiło światło. To Gandalf. Jako pierwsza wstałam z ziemi, zabrałam swoją broń i pomogłam innym. Przy okazji zabiłam kilku goblinów. Czarodziej nakazał nam biec za sobą, co szybko zrobiliśmy. Niestety w pewnym momencie wyskoczył przed nami wielki król goblinów.
-Myśleliście, że tak łatwo nam uciekniecie?- zaśmiał się i kiwnął głową na pokraki, żeby nas złapali.
-Właśnie tak!- krzyknęłam i zaczęłam walczyć z przeciwnikami. Widziałam, że Thorin próbuje zabić wielkiego goblina, ale niestety strażnicy go zasłaniali. Niewiele myśląc złapałam za łuk i ostrzeliwałam ich, żeby książę miał łatwiej. W końcu zabił króla. Odetchnęłam i pobiegłam za resztą do wyjścia. Tunelami wyszliśmy na zewnątrz. Odeszliśmy z dala od gór, docierając do urwiska, gdzie się zatrzymaliśmy.
-Jeden, trzy, sześć, siedem, dziesięć, dwanaście, trzynaście...- liczył nas Gandalf. -A gdzie Bilbo?
-On...- zaczęłam.
-Odszedł.- dokończył Thorin. -Wrócił do swojego domku, do ciepłego fotela, bo stwierdził, że to wszystko nie jest dla niego.- wypluł te słowa.
-Wcale nie.- wyszedł zza drzewa hobbit. Na twarzach krasnoludów, gdzie przed chwilą był smutek, wymalowała się radość. Ja również sie ucieszyłam.
-Jak udało ci się wydostać?-wszyscy po kolei pytali, a on włożył palce do kieszeni kamizelki, wtedy mnie olśniło.
-Czy to ważne? Dobrze, że jest tu z nami cały i zdrowy.- uśmiechnęłam się.
-Nie, ja chcę wiedzieć. Dlaczego wróciłeś?- spytał mocnym głosem książę.
-Od początku mnie nie tolerowałeś. I masz rację, mówiąc, że kocham tylko swój domek. Często myślę o Baggend, o moich książkach, o ciepłym fotelu i kocyku, o kominku, na którym płonie ogień. Tęsknię za swoim domem i właśnie dlatego wróciłem.- teraz patrzyli się na niego niezrozumiale. -Bo wy tego nie macie, a ja pomogę wam odzyskać dom.- Balin poklepał go po plecach.
-Dziękuję.- wyszeptał do jego ucha.
Wtedy usłyszęliśmy wycie. To byli wargowie z orkami. Zaskoczyli nas, nie mieliśmy żadnych szans. Mimo to rozpoczęliśmy walkę. Było ich coraz więcej, kiedy Gandalf krzyknął, żeby wskakiwać na drzewa. Weszłam na sam czubek i zaczęłam ich ostrzeliwać. Nagle drzewa zaczęły się załamywać pod ciężarem krasnoludów. Wylądowaliśmy na ostatnim, które również zaczęło się wyłamywać z ziemi. Niestety stało ono nad skarpą, więc niedługo później wisieliśmy nad ziemią. Widziałam, że niektórzy nie mogą się już utrzymać. Ja sama trzymałam za rękę Filiego, gdyż zaczął spadać, ale w ostatniej chwili go złapałam. Popatrzyłam na orków i zobaczyłam to, czego się obawiałam. Książę krasnoludów wstał i ruszył do walki z Azogiem.
-Thorinie! Nie!- krzyczał Dwalin.
On jakby go nie słyszał, szedł dalej. Potem zaczął biec i z okrzykiem rzucił się na orka. Nie miał z nim szans. Potwór odrzucił go od siebie jednym uderzeniem topora. Krasnolud wstał i próbował walczyć dalej, ale znowu oberwał i tym razem już się nie podniósł. Obserwowaliśmy to wszystko z zapartym tchem. Biały ork nakazał ściąć głowę Thorinowi. Kiedy jedna z tych maszkar podnosiła już miecz, powalił go hobbit. Zaczął go ciąć swoim małym mieczykiem, aż go zabił. Stanął tyłem do księcia i wymachiwał klingą w górę i w dół. Widać było, że się boi, ale nie cofnął się nawet o krok. Pozostali krasnoludowie pobiegli do walki, tylko ja i Gandalf nie mogliśmy sie ruszyć, ponieważ trzymaliśmy towarzyszy, którzy prawie spadli. Wtedy nadleciały orły i zabrały nas wszystkich stamtąd. Byliśmy bezpieczni. Martwiłam się tylko o Thorina, który był nieprzytomny.
Tak, jak obiecałam jest rozdział. Co niedzielę będzie jeden, czasami może jakiś maraton. Do następnego.
CZYTASZ
Vanyel- Córka Elronda
De TodoMoje ff na podstawie "Hobbita" i "Władcy Pierścieni". Okladkę wykonała @Ilovemyhypnos za co jestem jej bardzo wdzięczna.